Reklama

Ulica Szewska bez szewców

24/03/2019 09:44

To najbardziej tajemnicza ulica w Szczecinku. Może dlatego, że od zawsze położona była nieco na uboczu i od najdawniejszych czasów mieszkali tam najubożsi.  Nigdy też nie było tu jakiegoś ważnego obiektu. Zabudowa składała się z przytulonych do siebie ścianami szczytowymi parterowych domów. Na zapleczu ulokowane były mikroskopijne podwórka, obstawione szopami i drobnymi warsztatami rzemieślniczymi. 


Nic godnego upamiętnienia nawet na zwykłym zdjęciu, a cóż dopiero na pocztówce. Zdjęcie z lat dwudziestych wykonane z wysokości wieży wodociągowej ukazuje nam jedynie pochowane gdzieś za wyższymi domami dachy. 
Dzisiaj ulica praktycznie już nie istnieje. Dokładniej, pozostała po niej nazwa oraz licząca zaledwie kilkadziesiąt metrów długości, brukowana polnym kamieniem jezdnia, która wpada prostopadle na wielką ścianę pięciokondygnacyjnego bloku z ukwieconymi loggiami. 
Blok postawiono w latach 80. Ignorując historyczny przebieg ulicy. Po prawdzie, nazwa ul. Szewska pojawiła się dopiero po wojnie w polskim już Szczecinku. Skąd jej nazwa? Też nie wiadomo, choć nie jest wykluczone, że gdzieś tutaj zamieszkał i otworzył swój zakład szewc – wygnaniec z Wileńszczyzny, a może poszukiwacz lepszego życia z Polski centralnej. 
Nie pozostaje nam nic innego jak wyobraźnia. Ale żeby nie bujać za mocno w obłokach, posłużmy się najstarszym, znanym nam planem miasta. Sporządził go niejaki Bellardi w 1844 roku. 
W tamtym czasie miasto opasane było jeszcze wałami oraz wypełnionymi wodą rowami. Od południa mieszkańców strzegły szeroko rozlane wody jeziora Trzesiecko. Od zachodu Rów Junkierski, nazywany też od kaszubskiego przedmieścia Kieczem. 
Środek miasta wyznaczała Niezdobna, z którą łączyła się fosa od strony Kiecza, a od strony północno-wschodniej, niczym klamra miejska, fosę spinała Młynówka – Rów Młyński. Od Bramy Pruskiej (na wylocie dz. ul. Bartoszewskiego) kanał biegł na północ, po czym, na wysokości dzisiejszego ronda przy ul. Lipowej, przechodził łukiem na zachód wpadając do Niezdobnej. 
W ten też sposób ukształtowana została ulica Szewska i biegnąca równolegle już przy fosie i wałach ul. Garbary. Ta ostatnia przestała istnieć w latach 60. 
Lohmühlenstrasse i Lohmühlengarben – to oryginalne historyczne nazwy obu uliczek. Przekładając na polski oznaczają młyn lub młyny dębiańskie. Młyn służył do mielenia kory dębowej, którą używano do garbowania skór. 
Głównym odbiorcą skór byli miejscowi szewcy. Należy dodać, że to właśnie oni tworzyli w mieście najstarszą, sięgającą jeszcze średniowiecza korporację. Powołując się na przywileje nadane im przez księcia Barnima XI (1555 r.) a potem Jana Fryderyka (1591 r.), szczecineccy szewcy uważali, że mają monopol na sprzedaż butów w promieniu 2,5 mili od miasta czyli ok. 19 km sięgając aż Okonek (Racibórz) i Czarne, gdzie również istniały warsztaty szewskie. 
Konkurencja na rynku była niezwykle duża zważywszy, że istniała jeszcze duża grupa wiejskich szewców. Ponieważ były to tereny przygraniczne i na lokalny rynek trafiały także polskie wyroby. Polacy mieli zakaz sprzedaży swoich wyrobów na terenie miasta. 
Jeszcze w połowie XIX wieku szewcy tworzyli najliczniejsza grupę zawodową obok krawców i stolarzy. Według urzędowych zestawień w  Szczecinku w 1782 było 49 szewców a w latach 1852 - 1861 było ich 65, jeden garbarz, 39 krawców, 34 stolarzy i 18 kowali. 
Wzdłuż wąskiej uliczki stały stłoczone jedna na drugiej, sklecone najczęściej z drewna chałupy. Na tyłach, w ciasnych podwórzach hodowano domowe zwierzęta. To tutaj znajdowały się również warsztaty rzemieślnicze. 
W tym zakątku miasta powietrze było przesycone cuchnącym zapachem niewyprawionych jeszcze skór zwierzęcych. Zdarte z zabitych zwierząt skóry, przed garbowaniem najpierw należało poddać wstępnym zabiegom, polegającym na usunięcie włosów i rozluźnieniu tkanki skórnej. To była najgorsza jaką można sobie tylko wyobrazić praca. 
Aby skórę porządnie oczyścić i odświeżyć należało najpierw porządnie ją namoczyć. Wody w nieograniczonej ilości dostarczała Młynówka lub płynąca na końcu ulicy Niezdobna. Do usunięcia włosia i tłuszczu służyły doły wyłożone belkami i gliną. Skórę wkładano warstwami przysypując je popiołem drzewnym z wapnem. 
Następnym etapem było garbowanie. Garbowanie jest niezwykle ważnym procesem gwarantującym dobrą jakość skóry. Do tego procesu używa się garbników pochodzenia naturalnego. Jednym z najlepszych garbników jest mielona kora dębowa. Gdzieś tutaj terkotało młyńskie koło napędzane siłą Niezdobnej. 
Garbnik uzyskany z kory dębu i wierzby używano do skór delikatnych. Skóry garbowano w kadziach lub baliach, przesypując ją warstwami zmielonej kory. Taka kąpiel, gdzie po kilku dniach następowała wymiana wody zmieszanej z mieloną korą, trwała nawet 6 tygodni. By uzyskać najbardziej odporną na uszkodzenia skórę, używaną do produkcji końskich siodeł lub obić na tarczach, garbarskie kąpiele mogły się ciągnąc nawet i 4 miesiące. 
Niezwykle ciekawy opis znajdujemy w wydanym w 1817 roku Rocznikach Towarzystwa Warszawskiego – tamże czytamy: Fabrykanci skór do tych czas się między sobą nie zgadzają, czyli kora dębowa powinna być miałka, czyli grubo mielona. I tak im kora dębowa delikatniey iest zmielona, tem ługowanie prędzey następuie, i tym sposobem przez użycie prochu dębowego przechodzą błędy nowey do stery garbowania metody. 
Dębiański młyn w surowiec zaopatrywał się w tutejszych dębowo-bukowych lasach. Aż do XVIII wieku, kiedy administrowaniem zajął się miejski leśniczy, to właśnie miasto było ich właścicielem. 
Drewno pozyskiwano nie tylko na opał, lecz także jako budulec. Las służył również miejscowym rolnikom do wypasu bydła, ale przede wszystkim... trzody chlewnej. 
W Szczecinku od początku istnienia miasta rolnicy stanowili jedną z najliczniejszych grup. Wystarczy powiedzieć, że z godnie z urzędowymi danymi w 1764 r. hodowano w mieście 295 sztuk bydła, 541 owiec a potem (1804 r.) aż do 2400(!) oraz 200 koni i ok. 500 sztuk trzody chlewnej. 
Las dębowy oraz bukowy, ze znajdującymi się tam żołędziami i buczyną stanowił niezwykle pożądaną i przy tym darmową karmę dla świń. Ich wypas rozpoczynał się już we wrześniu i trwał w zależności od warunków atmosferycznych- aż do końca grudnia. Ponoć na utuczenie jednej świni wystarczy żołędzi z 25-30 starych dębów. 
Dębiański młyn i warsztaty garbarskie znikły już bardzo dawno. Z całą pewnością ten zakątek zamieszkiwali najubożsi o czym świadczyły parterowe, szachulcowej konstrukcji domy. W połowie lat 60. ich los został przesądzony. Po prawdzie w tym czasie, nigdy zresztą nie remontowane, były już mocno zniszczone, a część z nich nawet wyburzona. To wtedy, całą ulicę z przyległościami skazano na zagładę. 
Jako ostatnie zostały wyburzone te najbardziej okazałe – piętrowe XIX wieczne domy z cegły. Jeden z nich - właściwie już ruinę - uwieczniłem na kolorowym slajdzie w 1977 roku. 
                                                   

Jerzy Gasiul

 

 

artykuł ukazał się w Temacie Szczecineckim, 
jedynym tygodniku ze Szczecinka. Mamy już 30 lat!

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2019-03-24 12:12:25

    Gdy byłem pacholęciem ze swoim ojcem czasami chodziliśmy do garbarza który mieszkał przy ulicy Lipowej, a nazywał się Półturzycki, jego korzenie sięgały jeszcze dawnych czasów a sam był pochodzenia tatarskiego. Jak sobie przypominam był bardzo miłym starszym panem, wtedy byłem dzieckiem a były to lata 60 XX wieku.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do