
Skrzypiące drewniane siedziska i rolety w oknach. Wprawdzie na czas seansu były opuszczane, ale miały to do siebie, że dzienne światło prześwitywało bokami i o dobrym zaciemnieniu nie było mowy. Powierzchnia znajdującej się na piętrze sali była niewielka, powiedziałbym, że nawet mikroskopijna. Salka była nieproporcjonalnie wysoka, przez co pogłos z głośników umieszczonych gdzieś tam na scenie pod ekranem był tak znaczny, że filmowe dialogi trudno było zrozumieć. Dźwięk wydobywał się jakby z sąsiedniego pomieszczenia. Słabe strony kina nie miały jednak znaczenia, bo filmy były z napisami...
Największe powodzenie miały westerny i to niekoniecznie amerykańskie, choć one właśnie biły rekordy popularności. W tym gatunku zdarzały się także niemiecko – włosko - jugosłowiańskie - przykładowo seria filmów o wodzu Apaczów Winnetou. Przy głośnej karabinowej palbie, jakość dźwięku i obrazu była sprawą drugorzędną.
Jeśli dodamy do tego dochodzący z kabiny projekcyjnej terkot projektora, a także hałas przy zmianie aktów – trzeba bowiem wiedzieć, że każdy film fabularny składał się z kilku aktów – to tutejszy standard w niczym nie odbiegał od kin objazdowych.
Najbardziej dokuczliwe dla widzów było zerwanie się taśmy filmowej, albo częste - dzisiaj zupełnie zapomniane - zjawiska, jakimi były przerwy w dostawie prądu. Publiczność przy takich zakłóceniach swoje niezadowolenie wyrażała głośnym tupaniem i gwizdami.
Tak właśnie zapamiętałem Kino Garnizonowe, bo o nim tu mowa w połowie lat sześćdziesiątych, a więc zupełnie nieznanej epoce młodszemu pokoleniu.
Dzisiaj brzmi to jak bajka, ale w tamtym czasie, w liczącym wtedy nieco ponad 25 tys. mieszkańców Szczecinku, całkiem dobrze prosperowały aż trzy kina. Najlepsze, ale z najdroższymi biletami była Przyjaźń (dz. Wolność) przy ul. Żukowa 65. To tam właśnie trafiały najpierw kinowe hity.
Wcale nie gorszym standardem cieszył się w tym czasie PeDeK-a w Powiatowym Domu Kultury przy ul. 9. Maja 12 z wejściem od podwórza a wyjściem na podwórzu sąsiedniej kamienicy. Z czasem jego nazwę przemianowano na Kadr.
O najniższych cenach, ale też i najniższym standardzie było „Garnizonowe” przy ul. 1. Maja 12-14. Jego właścicielem było Wojsko Polskie zwane wtedy ludowym .wojsko. Kino było znacznie skromniejsze, ale za to miało potężnego opiekuna.
Początki istnienia kina sięgają czasów powołania w 1951 r. 20 Dywizji Zmechanizowanej. To wtedy właśnie, w tym miejscu ulokowano Garnizonowy Klub Oficerski. Klub przeniósł się w połowie lat 60. na ul. Kilińskiego do budynku przedwojennego kasyna oficerskiego. Kino pozostawiono.
Według sprawozdania Wojewódzkiego Zarządu Kin w Koszalinie wiemy, że w 1965 roku z Garnizonowego skorzystało w ciągu roku ok. 82 tys. widzów (trzy lata wcześniej ok. 104 tys.) w „Przyjaźni” było ok. 196 tys. widzów (trzy lata wcześniej - aż 217 tys.) a w PDK – ok. 109 tys. (wcześniej – 146 tys.). Liczby są imponujące i już nigdy potem tak dużej frekwencji nie zanotowano.
Wraz ze wzrostem popularności telewizji - ilość widzów stale malała. Pierwszą ofiarą ówczesnych (uchodzących za symbol luksusu telewizorów takich jak Neptun, Szmaragd, czy Wawel) padło Kino Garnizonowe. Wprawdzie w Szczecinku w tym czasie czarno-biały telewizyjny obraz był tak kiepskiej jakości, że dzisiaj nikt by tego nawet pod przymusem nie chciał oglądać, ale kina powoli i systematycznie pustoszały.
To w tym czasie całą nieruchomość przy ul. 1 Maja 12-14 przejęła mieszcząca się po przeciwnej stronie ulicy drukarnia - Spółdzielnia Pracy Intropol specjalizująca się w różnego rodzaju urzędowych druczkach, plakatach ogłoszeniowych, etykietach itp. To właśnie w tym czasie do oficyny dobudowano magazyny z rampą.
O wcześniejszych dziejach kamienicy pod dwunastką niewiele wiadomo. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało mi się trafić w zasobach szczecineckiego Archiwum Państwowego na zdekompletowany projekt budowlany.
Dokumentacja budowlana Domu Związkowego – bo tak tę inwestycję nazwano, została zatwierdzona 18 sierpnia 1924 r. Jako właściciel nieruchomości, a może chodzi tylko o szefa miejscowego oddziału związkowego(?) widnieje M.G. Krüger.
W wydanym w 1939 roku informatorze miejskim „Neustettin Erholunsort von A-Z” znalazła się także krótka informacja dotycząca Domu Związkowego. W dziale „Tanz und Unterhltungslokale” a więc „lokale taneczne i rozrywkowe” wyliczono w sumie 6 tego typu lokali.
W zestawie przy ówczesnej Friedrichstrasse 12-14 wpisano - „Pommernstuben”.
Sala taneczna, tak jak późniejsze kino, mieściła się na pierwszym piętrze. Miała swoje niezależne wejście od ulicy. Za nimi znajdował się w miarę obszerny hol, a w centralnym miejscu drewniana kasa biletowa w formie przeszklonej budki.
Usytuowana na pierwszym piętrze sala taneczna miała zaledwie ok. 9 metrowej długości i niewiele mniejszą szerokość. Od strony ściany szczytowej przylegała do niej trzymetrowej szerokości drewniana scena bez zaplecza. Ponieważ bryła budynku została zaprojektowana na planie w kształcie litery „L”, sala częściowo znalazła się w zachodnim skrzydle (oficynie). W jej podpiwniczeniu (skrzydło główne nie jest podpiwniczone) ulokowano kotłownię centralnego ogrzewania.
Charakterystycznym elementami zgeometryzowanej elewacji na poziomie parteru są półkoliście przesklepione otwory. Masywny - by nie powiedzieć mało subtelny - kształt obramowań okiennych na piętrze i nieco delikatniejszy ornament w postaci międzyokiennych pilastrów na wysokości drugiego piętra. Oś budynku stanowi klatka schodowa zaakcentowana od ulicy niewielkim oknem w kształcie elipsy. Uwagę zwracają symetrycznie rozmieszczone lukarny z podwójnymi i pojedynczymi oknami.
Należy dodać, że projekt tylko w nieznacznym stopniu różni się od tego, co zostało zrealizowane. Elewacja z pozostałych stron pozbawiona została jakichkolwiek ozdobników.
Jak prezentowała się siedziba związkowa w swoim oryginalnym wyglądzie przedstawia archiwalne zdjęcie pochodzące z zakupionych przez Muzeum Regionalnego w Szczecinku zbiorów P. Jakubców.
Zdjęcie pochodzi prawdopodobnie (stempel pocztowy zamazany) z lat 20. Jak widać po lewej jego stronie, za trzema pierwszymi witrynami, na parterze znajdował się sklep Otto Marquarta najprawdopodobniej handlujący artykułami sportowymi.
Wejście na osi budynku prowadzi na klatkę schodową. Te usytuowane po prawej - do holu kasowego i dalej do sali tanecznej na piętrze. Budynek w tym czasie znajdował się w zabudowie zwartej. Po obu stronach sąsiadował z parterowymi domami.
W miejscu domu po lewej, od „niepamiętnych” czasów ulokowana jest parterowa portiernia oraz parking. Druga kamieniczka przetrwała do 1993 roku. To właśnie wtedy przystąpiono do budowy ul. Jana Pawła II (roboczo nazwanej Noworzeczną). Rozebrano wówczas domy stojące po obu stronach ul. 1 Maja a także ul. Rzecznej.
Dzisiejszy widok na dawną siedzibę niemieckich związkowców, późniejsze Kino Garnizonowe i drukarnię - raczej nie jest budujący. Elewacja się zestarzała i została okrutnie oszpecona przypadkowo dobraną stolarką okienną i drzwiową i co najgorsze reklamowymi banerami.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Chodzilem do szkoly Cwiczen i na poczatku roku szkolnego prowadzono nas do kina Garnizonowego.Pamietam z tamtych czasow film"Toni Seiler-czarna blyskawica".
...a mój film z tamtego kina, to "Atomowa kaczka" i "Strachy Zamku Spessard". Ten drugi, był zrealizowany w latach ok. 1953-57 chyba w "D". W latach ok. 1975-80 watek podjęli i powstała nowa wersja, zmanierowana, gorsza i bez tego wspaniałego humoru sytuacyjnego. Wątek był taki, że w murach burzonego starego zamczyska, odnajdują szkielety żywcem zamurowanych tam w średniowieczu skazanych rzezimieszków. Oni wracają do życia, widzą współczesny świat pozostając samym niewidocznymi.
W 1968/9 na piętrze działał klub "Nastolatek" pod skrzydłami GKO
Mój tato pracował w Kinie Garnizonowym. Mieszkaliśmy nad kinem na ostatnim piętrze budynku. Niejako z tytułu "znajomości" niejednokrotnie miałam okazję oglądać filmy z kabiny operatorów kinowych. Fajne czasy to były.