
Przy pomoście przystani wodnej LOK kołysze się biały stateczek. Na burtach - napis „Danusia”. Nie tak dawno, choć czas szybko mija, nosił dumną nazwę „Westerplatte”. Ktoś wpadł na pomysł, aby poniemiecki wodny tramwaj „Adolf Hitler”, a jeszcze wcześniej „Neustettin”, który przez pierwsze dwa powojenne lata był w rękach Armii Czerwonej, przemianować na „Westerplatte”. Po kilkunastu latach kolejny raz zmieniono nazwę. Tym razem na burtach pojawiła się nazwa „Danusia”.
Jest niedzielne wczesne przedpołudnie. Szeroka brama drewnianego domku w stanicy wodnej LOK otwarta jest już od rana. Kiedyś jego dach pokrywała gruba trzcinowa strzecha. Teraz, to tylko szara papa. Wcześniej była pod spodem. Tuż przy wejściu po lewej stronie - odsłonięte półokrągłe kasowe okienko.
Na najbliższy rejs bilety zostały już wyprzedane. Właśnie na pokład wchodzi ostatni pasażer. Trzeba zrobić większy krok i pewnie postawić stopę na burcie. Potem kilka schodków w dół. Pokład jest na poziomie wody.
To frajda dla dzieci, bo można wystawić rękę i poczuć przepływającą między palcami wodę. Słoneczne promienie ślizgają się na roztańczonym wodnym lustrze.
Właśnie odczepiono cumę. Motorniczy Edward Borkowski przekręca kluczyk w stacyjce. Zaparskał silnik. Raz, potem po raz drugi. Za rufą pojawił się obłok czarnego dymu, a pod nogami lekkie drżenie pokładu. „Danusia” rusza w rejs wokół Trzesiecka.
Nigdzie po drodze nie przybija, bo też nie ma ku temu żadnych możliwości. W okresie międzywojennym jej głównym celem podróży były trzy pomosty - wszystkie przy restauracjach.
Ten największy był na Mysiej Wyspie. Był, bo teraz pozostały po nim jedynie rzędy porośniętych mchem pali.
Z nieznanych powodów, w turystycznych przewodnikach o istnieniu wodnego tramwaju w Szczecinku nigdy i nigdzie nie wspomniano. W tym czasie rozwój turystyki, oprócz popularyzacji szlaków pieszych, upatrywano w upowszechnieniu żeglarstwa oraz kajakarstwa.
Żaglówki, kajaki i łodzie można było wypożyczyć w kilku miejscach. Największą popularnością cieszyła się przystań Ligi Obrony Kraju przy ul. Parkowej. To tam właśnie cumowała stale (w zimie wyciągano ją na brzeg) „Danusia”.
Nieopodal, przy wylocie ul. Jasnej istniała największa w tym czasie – z rozbudowanym systemem pomostów - stanica wodna leśników, a przy wylocie ul. Kilińskiego - Ośrodek Turystyczny PTTK „Fala” z bazą noclegową na 100 miejsc w domkach kampingowych i uwaga - jedyną w powiecie kręgielnią.
Trzeba też wspomnieć o dogorywającej w tym czasie stanicy „Darzboru” przy stadionie (potem Szkole Kolejowej) oraz potężnym, zbudowanym od podstaw Międzyszkolnym Ośrodku Sportów Wodnych z własnymi warsztatami szkutniczymi.
Utrzymanie wiekowej „Danusi” było dla mizernego, lokowskiego budżetu dużym wyzwaniem. Pewnego roku „Danusi” po zimowym pobycie na brzegu przy „Jolce” (statek zimował także przy Szkole Kolejowej) - już nie zwodowano.
Okazało się, że wykonany ze stalowej blachy łączonej nitami kadłub, wymaga gruntownego remontu. W okresie, kiedy (zgodnie z propagandowym hasłem) „Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej” nie udało się znaleźć firmy, która by się takiej naprawy podjęła. Na ile to prawda, trudno dzisiaj dociec.
Bliższe prawdy jest to, że naprawa, a właściwie rekonstrukcja kadłuba i silnika okazała się zbyt pracochłonna i mało opłacalna dla stoczni państwowej, a prywatnych w tym czasie jeszcze nie było. Ostatecznie „Danusię” – primo voto „Neustettin” pocięto palnikami na kawałki. W ten sposób wodny tramwaj zakończył swój żywot w składnicy złomu.
Historia szczecineckiej białej floty, na liczącym zaledwie 300 ha Trzesiecku, sięga początków XX wieku. To właśnie wówczas po jeziorze zaczęła kursować motorowa łódź – „Fürstin Hedwig” (Księżna Jadwiga). Na jej pokładzie mieściło się zaledwie ok. 10 pasażerów. Stateczek, a w dzisiejszym pojęciu była to motorówka, miał charakterystycznie podciętą rufę i niskie burty. Gdyby nie ster ulokowany na środku pokładu, można było go pomylić z łodzią wiosłową.
Pasażerów przed deszczem lub słońcem chroniło mocowane na metalowym stelażu płócienne zadaszenie. Pierwsza łódź z silnikiem spalinowym (benzyna) pojawiła się w Niemczech w 1886 r. Ponieważ ten rodzaj paliwa uważano za niebezpieczny, w roku 1903, Rudolph Diesel skonstruował łódź napędzaną silnikiem na ropę.
Kiedy i w jakich okolicznościach po Trzesiecku zaczęła kursować tego rodzaju łódź - nie wiadomo. W dostępnej mi literaturze znalazłem jedynie informację, że 1907 roku oprócz „Księżnej Jadwigi” po jeziorze pływał już „Neustettin” (późniejsza „Danusia”), zabierający na pokład 50 pasażerów.
Obie jednostki wyruszały z pomostu usytuowanego na wysokości dz. ul. Parkowej. To był czas, kiedy stały się modne niedzielne wypady za miasto. Najbliżej było do położonego zaledwie po drugiej stronie jeziora Lasu Klasztornego, a w szczególności do ulokowanej na Mysiej Wyspie restauracji.
O murowanym obiekcie jaki znamy z pocztówek pochodzących z lat 30. jeszcze - nie było mowy. Na razie był to jedynie drewniany barak z ziemnym tarasem, na którym stały ławy i stoły w formie blatów opartych na kołkach wbitych w grunt. Warunki były spartańskie, ale i tak nie każdego było stać na niedzielny wypad.
Zarówno stateczki, jak i łodzie wiosłowe mogły przybijać do rachitycznego pomostu biegnącego prostopadle do jeziornego brzegu. Skoro mowa o historii szczecineckiej białej floty, wypada też wspomnieć o napędzanym siłą ludzkich mięśni promie linowym. Prom zwany Bismarckfähre, kursował pomiędzy nieistniejącym już od dawna pomostem przy półwyspie pomiędzy stadionem, a halą Ślusarnia i zupełnie zapomnianym miejscem, jakim była usytuowana po drugiej stronie na lekkim wzniesieniu - leśna polana.
U jej podnóża znajdował się pomościk w kształcie litery „T”. Być może był tam - jeśli nie letni lokal - to przynajmniej drewniana altana.
Po dziesięcioleciach leśnicy w tym samym miejscu zbudowali także drewnianą altanę, ale w niezwykle krótkim czasie została gruntownie zdewastowana i na dobre znikła z powierzchni ziemi.
Kilkaset metrów dalej, już przy ujściu Mulistego Strumienia ulokowany był drugi bliźniaczy pomost. Nazywano go Waldbrücke (Leśny Most).
Dalej ścieżka, tak jak dzisiaj, wiła się aż do Mysiej Wyspy. Po rozpoczęciu na początku lat 30. budowy żelbetowych obiektów wchodzących w skład Wału Pomorskiego (odcinek „Kloster” pomiędzy jez. Trzesiecko i Wilczkowo) cała okolica, bez specjalnej przepustki, stała się niedostępna.
Prom został po raz pierwszy utrwalony na czarno białej oraz podkolorowanej pocztówce ok. 1910 roku. Jak wynika z wydanego w 1938 r. planu miasta kursował także w tamtych latach.
Wróćmy jednak do wodnych tramwajów. W 1907 lub jak twierdzą inni w 1908 r. na jeziorze – w tym czasie miasto stało się właścicielem jeziora odkupionego od skarbu państwa – pojawił się”Neustettin”. Był to typowy wodny tramwaj z ławkami po obu stronach i szerokim przejściem. Nadbudówka z dużymi, przeszklonymi oknami kończyła się, zarówno od rufy jak i od dziobu, zadaszonymi tarasami. Wprawdzie mógł on przyjąć na pokład 50 pasażerów, ale tylko część z nich miała zapewnione miejsca siedzące.
Powojenna gospodarcza zapaść powoli znikła już w późnych latach 20. Po dojściu do władzy Hitlera „Neustettin” zmienił nazwę na „Adolf Hitler”. Pod taką właśnie nazwą można go zobaczyć na większości zachowanych pocztówkach.
W 1926 r. (inni uważają, że dopiero w 1928 r.) na wodach Trzesiecka pojawił się drugi wodny tramwaj – „Hindenburg”. Jednostka została zbudowana w stoczni w Stralsundzie (Strzałów).
Najnowszy nabytek był znacznie większy od swego starszego brata i jednorazowo mógł zabrać nawet 250 osób. Trzeba powiedzieć, że do urodziwych trudno go zaliczyć. Nadbudówka była nadzwyczaj przewiewna, składała się bowiem z dachu wspartego na dwóch rzędach mocowanych do burt metalowych słupków.
Pasażerowie pozbawieni byli jakiejkolwiek osłony przed podmuchami zimnego wiatru. W części dziobowej znajdowała się sterówka z podwyższonym dachem. Stanowisko sternika ulokowano na podeście ponad głowami pasażerów. O jakimkolwiek komforcie podróżowania trudno raczej mówić. Nic dziwnego, wszakże podstawowym zadaniem „Hindenburga” było przewożenie pasażerów pomiędzy przystanią z charakterystyczną drewnianą chatką krytą trzcinową strzechą a Mysią Wyspą. Czas podróży w turystycznym informatorze określano na 10 minut.
Przyznajmy - niewiele, aby nawet przy zimnych zachodnim wietrze porządnie zmarznąć. Tym sposobem na jezierze rozpoczęły stałe kursy dwa wodne tramwaje mogące jednorazowo przewieźć blisko 300 pasażerów.
Najprawdopodobniej, gdyby nie wybuch wojny, na Trzesiecku pojawiłaby się trzecia jednostka, tym razem na 120 miejsc. Trudno posądzać ówczesne miejskie władze o przejaw megalomanii.
Nic bardziej błędnego. Wszystko zostało skrzętnie skalkulowane. Po prostu- takie było zapotrzebowanie. Rozwój białej floty był ściśle powiązany przede wszystkim z ówczesną funkcją miasta jako ośrodka pełniącego rolę kurortu, którego podstawowym walorem i zarazem atrakcją, oprócz czystego powietrza, było przepięknie położone jezioro oraz tereny parkowe. To właśnie w tej strefie, obok pensjonatów, lokowano lokale gastronomiczne.
Przykładem może być nie tylko ten z Mysiej Wyspy. Dużym powodzeniem cieszył się „Jägergarten” (Myśliwski Ogród) przy dz. ul. Szczecińskiej 93 (pierwszy dom od strony Świątek przed sportową strzelnicą), a także „Seeblick” przy dz. ul. Kościuszki 76 (Hotel Viki).
Z pewnością spośród tej trójki największym i zarazem najbardziej popularnym lokalem był ten na Mysiej Wyspie. Po jego rozbudowie i modernizacji w 1928 r. (właścicielem był wtedy Hugo Schumacher) w miejscu drewnianych baraków powstał nowoczesny kompleks restauracyjno-rozrywkowy z salą na ok. 300 osób, zadaszoną przeszkloną werandą mogącą pomieścić ok. 300 osób i obszernym tarasem sięgającym jeziornego brzegu na 1500 miejsc.
W tamtym czasie sezon rozpoczynał się 1 czerwca. Rejsy w dni powszednie odbywały się co pół godziny od 9.00 do 21.00. W niedziele i święta od 7.00 do 23.00. a w razie potrzeby można było zamówić kursy dodatkowe.
Jak potoczyła się dalsza historia szczecineckiej białej floty - w kolejnym odcinku.
Drugą część historii znajdziecie Państwo już teraz w aktualnym wydaniu papierowym Tematu Szczecineckiego - pytajcie w swoim sklepie.
Jerzy Gasiul
Za zdjęcia dziękuję Muzeum Regionalnemu w Szczecinku
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
No i była jeszcze "Izaura".
Bardzo , bardzo ciekawa opowieść.