Reklama

Ofiary sowieckich zbrodni

19/09/2020 10:16

„Społeczeństwo na ogół rozumie potrzebę sojuszu ze Związkiem Radzieckim, lecz nie rozumie dlaczego poszczególni żołnierze, podoficerowie dokonują kradzieży, gwałtów na kobietach, napadów, dlaczego w czasie akacji żniwnej żołnierze odbierali polskim osadnikom żniwiarki, konie, często zabierali zżęte już zboże z zastrzeżonych przez nich i dla nich terenów...”

Upamiętnienie Polaków zamordowanych przez Sowietów już po zakończeniu na tych terenach działań wojennych, jest naszym moralnym obowiązkiem. Nie oglądając się na opłacane z budżetu państwa i gminy instytucje, w Temacie Szczecineckim będziemy zamieszczać nazwiska osób zamordowanych na terenie powiatu szczecineckiego oraz opis okoliczności, w których do tego doszło. 

Dotyczy to przestępstw popełnionych w pierwotnych granicach powiatu, a więc obejmujących współczesne gminy Szczecinek, Czaplinek, Barwice, Okonek, Borne Sulinowo i Grzmiąca. 

Poszukiwaniem ofiar powojennego sowieckiego okupanta tych ziem, od kilkunastu miesięcy zajmuje się mieszkaniec Szczecinka Dariusz Trawiński. Udało mu się dotrzeć do wielu, do tej pory nikomu nieznanych dokumentów przechowywanych w Archiwum Państwowym Szczecinka, Koszalina i Szczecina, a także Instytutu Pamięci Narodowej w Szczecinie. 

Po przejrzeniu kilkunastu tysięcy stron różnego rodzaju dokumentów, udało się do tej pory ustalić nazwiska kilkudziesięciu ofiar. Pośród pomordowanych przez tych, którzy jakoby nas wyzwalali, są też osoby bezimienne lub bez pełnych danych osobowych.  Tyle i aż tyle po przeszło 75 latach, (przez ten czas starano się, aby zbrodnie wymazać z ludzkiej pamięci), teraz udało się ustalić. 

Gwałty, rozboje, morderstwa popełniane przez Sowietów na polskich osadnikach, a także przymusowych robotnikach zesłanych tu przez Niemców, rozpoczęły się niemalże nazajutrz po zdobyciu tych terenów. Mianowana przez komunistów polska administracja, a nawet aparat bezpieczeństwa w takich przypadkach był bezsilny. Doskonałym tego przykładem jest raport Pełnomocnika Rządu na Obwód Szczecinek z 6 września 1945: (...) Społeczeństwo na ogół rozumie potrzebę sojuszu ze Związkiem Radzieckim, lecz nie rozumie dlaczego poszczególni żołnierze, podoficerowie dokonują kradzieży, gwałtów na kobietach, napadów, dlaczego w czasie akacji żniwnej żołnierze odbierali polskim osadnikom żniwiarki, konie, często zabierali zżęte już zboże z zastrzeżonych przez nich i dla nich terenów itp. 

Ten stan rzeczy wywołuje w społeczeństwie fałszywe, ale jakby usprawiedliwione wrażenie, jakoby zwierzchnie władze radzieckie nie chciały rzetelnej i uczciwej współpracy. (...) 

Wybuch na posterunku w Klauszewie

Na dobrą sprawę do końca nie wiadomo, jak doszło do tej tragedii i kto był sprawcą. W tej kwestii są różne zdania. Opinię siedemdziesiąt lat po zdarzeniu wydał nawet sam prokurator z IPN twierdząc, że być może doszło do nieszczęśliwego wypadku. Na naszych łamach bierzemy pod uwagę teorię prokuratorską, ale przede wszystkim posługujemy się dokumentami z tamtych odległych lat. 

Wszystko działo się 29 kwietnia 1945 r. a więc jeszcze podczas działań wojennych. Tego dnia w siedzibie urzędu gminy i milicji w Klauszewie (niem. Klaushagen) dz. Kluczewo (wieś na trasie Czaplinek – Połczyn) doszło do potężnej eksplozji. W jej wyniku 3 osoby zostały zabite, 3 ciężko ranne, a 10 odniosło lżejsze obrażenia. 

O zdarzeniu tym raportował (15.06.45) pełnomocnik Rządu na Obwód Szczecinek: 

Trudności ze strony władz sowieckich napotykano na każdym kroku, ba to ze strony komendantów wojennych miejscowych jak i byłego komendanta powiatowego. Zdarzały się wypadki że nawet komendant wojenny w Gr. Krössin (nazwa została napisana odręcznie po skreśleniu Klaushagen – dop. red,) wyrzucił cały personel gminny wraz z wójtem z budynku gminnego a budynek w Klaushagen, w którym znajdowała się również Milicja, po pewnym czasie z dotychczas nie stwierdzonych powodów został wysadzony w powietrze. 

O tragedii wspomina także „Protokół wypadku” poranienia Edmunda Brywczyńskiego, pod którym podpisał się komendant MO woj. szczecińskiego ppłk. Suchanek: 

(...) Dnia 29 IV 1945 r. w czasie pełnienia służby ob. Brywczyński Edmund jako komendant znajdował się na posterunku MO Klauszewo, gdzie nastąpił wybuch prawdopodobnie z podłożonych min pod budynek posterunku (wytłuszczenie red.), który wyleciał w powietrze. Spośród osób znajdujących się na posterunku zginęły 3 osoby i 3 osoby zostały ciężko popalone i poparzone, które odwieziono do szpitala w Czaplinku. W tej liczbie rannych znajdował się ob. Brywczyński Edmund, który miał poparzoną głowę, twarz i ręce i uszkodzenie błon bębenkowych w obu uszach. W zasobach archiwalnych zachowało się także pismo (14.12.1947) świadka zdarzenia - komendanta Edmunda Brywczyńskiego adresowane do Wojewódzkiej Komendy MO (...) dnia 30.04.1945 r. w czasie pełnienia służby na posterunku MO w Klauszewie nastąpił wybuch min najprawdopodobniej podłożonych wskutek czego cały budynek wyleciał w powietrze. Z obecnych w danej chwili na posterunku uratowano ciężko rannych dwóch żołnierzy Wojska Polskiego i mnie. Reszta została zabita i poszarpana. 

Niestety, w dokumentach urzędowych nie ma wzmianki o nazwiskach ofiar. 

Dariuszowi Trawińskiemu w księgach parafialnych udało się odnaleźć nazwisko z pełnymi danymi tylko jednej osoby. Jest nim Cezariusz Wiktor Stańczyk ur. 8 X 1926 r. w Warszawie. 

W rubryce obok czytamy: zgon – 29 IV 1945 Klauszewo, wybuch pocisków. Zatem o pomyłce nie może być mowy. Dość kuriozalnie za to brzmi argumentacja IPN O/Szczecin z 4 marca 2020 r. o umorzeniu śledztwa w sprawie zbrodni komunistycznej popełnionej w Kluczewie polegającej na doprowadzeniu do wybuchu w budynku, w którym znajdował się Posterunek MO oraz składowana była amunicja, w wyniku czego śmierć poniosło około 5 obywateli polskich. 

Dalej czytamy: (...) Nie można dokonać jednoznacznych ustaleń z których wynikałoby że doszło do popełnienia umyślnego przestępstwa przez żołnierzy Armii Czerwonej - co byłoby warunkiem koniecznym do przyjęcia zbrodni komunistycznych. Przesłuchana w charakterze świadka Donata Kempińska, zeznała że jako dziecko mieszkała z rodzicami w odległości ok 200 m od budynku w którym doszło do wybuchu. (...) Ojciec świadka osobiście wyciągał spalone ciała żołnierzy polskich pełniących funkcje milicjantów. W wybuchu zginęło od pięciu do sześciu Polaków w tym komendant o imieniu Jan pochodzący z Warszawy. 

(...) Świadek słyszała o dwóch przyczynach wybuchu. Pierwsza przyczyna to rzucenie przez dwóch pijanych żołnierzy sowieckich niedopałka papierosa do pojemnika gdzie znajdowała się paliwo, który znajdował się na korytarzu co doprowadziło do detonacji. Druga przyczyna to podłożenie ładunków wybuchowych przez niemieckiego „szpiega”, który następnie zdetonował ładunek wybuchowy. 

Na zakończenie prokuratorskiego elaboratu czytamy: Z uwagi na upływ czasu i brak dokumentacji dot. zdarzenia żadnej z tych wersji nie można kategorycznie wykluczyć

Dlaczego prokurator IPN nie zweryfikował nawet dla laika zupełnie niewiarygodnych zeznań świadka z parafialną księgą zgonów? Przecież można tam i to bez większego problemu odnaleźć zarówno prawdziwe imię jak i dokładne dane personalne ofiary. Dlaczego prokurator w postanowieniu uważa, że było cyt. około pięciu ofiar śmiertelnych, skoro z zachowanych dokumentów wynika, że było 3 zabitych? Teorie wysnute przez świadka – w tym czasie małego dziecka – o paliwie w korytarzu bądź niemieckim szpiegu są tak osobliwe, że trudno je nawet skomentować. 

Dzięki prośbie wystosowanej przez Dariusza Trawińskiego do burmistrza Czaplinka, w tym roku został odnowiony grób Cezariusza Stańczyka spoczywającego na kluczewskim cmentarzu. Grób wskazała Donata Kempińska mieszkanka Kluczewa od 1944 r. Linia rodziny Stańczyków w Kluczewie wygasła. Pozostałe ofiary były żołnierzami. Podobno zostały zabrane przez rodziny. 

W księgach parafialnych udało się odnaleźć nazwisko z pełnymi danymi tylko jednej osoby. Jest nim Cezariusz Wiktor Stańczyk ur. 8 X 1926 r. w Warszawie. 

 

Znamy tylko nazwisko

Kiełpino (gm. Borne Sulinowo) to mała wioska z pięknym zabytkowym kościółkiem. Miejscowość jest położona pośród lasów w pobliżu drogi pomiędzy Szczecinkiem, a Barwicami. To tutaj 25 czerwca 1945 r. sowiecki żołnierz zastrzelił Polaka o nazwisku Wasylczuk. Nieznane są także motywy morderstwa. Jedynym z dokumentów świadczącym o zbrodni jest spisany odręcznie i mało czytelny protokół w języku rosyjskim. Z treści można wyłowić jedynie pojedyncze zdania i słowa dotyczące śmierci Polaka w majątku Kelpin oraz aresztowaniu jeszcze tego samego dnia zabójcy. Dodajmy że informcja ta pochodzi od Kamila Kruszewskiego z  Wojskowego Biura Historycznego w Warszawie. 

Morderstwo zostało odnotowane w kontroli dochodzeń KPMO Szczecinek. Pod pozycją nr 1 czytamy: 

25 VI 45 r. Kelpin morderstwo Polaka przez żołn. sowieckiego. Wasylczuk. Po dochodzeniach wstępnych przek. sprawę Prok. Wojsk Sow. – Żołn. A.Cz. 

Z postanowienia Zbigniewa Kałużnego z 4 marca 20202 r. prokuratora IPN Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiego w Szczecinie: (...) postanowił umorzyć śledztwo w sprawie (...) zbrodni komunistycznej, polegającej na zabójstwie w dniu 25 czerwca 1945 r. we wsi Kelpino (? – dop. red) mężczyzny o nazwisku Wasylczuk, przez nieustalonego żołnierza sowieckiego, przy użyciu broni palnej (...) wobec niewykrycia sprawców. 

(...) Dochodzenie prawdopodobnie było prowadzone przez wojskową prokuraturę sowiecka i sprawca prawdopodobnie został ujęty. Już choćby na podstawie zachowanych dokumentów, wbrew opinii prokuratora, można powiedzieć, że sprawca zbrodni wprawdzie został ujęty, tyle że do dzisiaj nic nie wiemy o zastrzelonym Polaku. Prawdopodobnie spoczywa gdzieś na wiejskim cmentarzu w Kiełpinie. 

Morderstwo zostało odnotowane w kontroli dochodzeń KPMO Szczecinek. Wasylczuk prawdopodobnie spoczywa gdzieś na wiejskim cmentarzu w Kiełpinie. 

 


Zapomniany leśnik

Nie mniejszą zagadkę stanowi zamordowanie nadleśniczego Bogusława Rzewskiego. W milicyjnej kontroli dochodzeń KPMO w Szczecinku pod pozycją nr 21 z 5 lipca 1945 r. zanotowano: zamordowanie Polaka nadleśniczego z nadleśniczówki Dreppin. 

Dalej czytamy, że o morderstwo podejrzewani są własowcy przebywający w okolicznych lasach. W sprawie przesłuchano ośmiu świadków. O morderstwie powiadomił Niemiec z Dolgen (dz. Dołgie) oraz na podstawie pisma z posterunku w Sassenburg (dz. Drężno). Sprawę przekazano kontrwywiadowi Armii Czerwonej w Spore, którzy schwycili Własowców i rozstrzelali w Spore. Nie udało się nam ustalić położenia nadleśnictwa Dreppin. Na niemieckiej mapie z tamtego okresu odnaleźliśmy w sąsiedztwie m. Dołgie osadę (leśniczówkę?) o nazwie Dohnrey. 

Grób nadleśniczego, jak twierdzi Bożena Szlachta – mieszkanka Dołgie, która dowiedziała się o tym od autochtonki śp. Reginy Boguckiej był jeszcze 20-30 lat temu. Dzisiaj, po spróchniałym drewnianym krzyżu na miejscu dawnego cmentarza nie ma śladu. 

W śledztwie prowadzonym przez prok. Zbigniewa Kałużnego z IPN O/Szczecin w sprawie zabójstwa Bogusława Rzewskiego postępowania nie prowadzono. W zwiazku z tym Dariusz Trawiński zwrócił się z do IPN z wnioskiem o uzupełnienie śledztwa, zaś do Nadleśnictwa Szczecinek o upamiętnienie zamordowanego leśnika. 

Nadleśniczy Janusz Rautszko obiecał ustawienie obelisku na terenie leśnictwa - jego miejsca nie sprecyzował. Aby postawić obelisk na terenie cmentarza musi być zgoda burmistrza Białego Boru. 

Morderstwo nadleśniczego zostało odnotowane w kontroli dochodzeń KPMO Szczecinek.

 

Zatarte dowody zbrodni

15 sierpnia 1945 r. milicjant kapral Edward Rzewski miał służbę na posterunku w Grzmiącej. Nocą ok. godz. 23. pracownica tutejszego Urzędu Gminy Halina Mroczkowska powiadomiła dyżurnego milicjanta Tadeusza Patyka, że do drzwi i okien jej domu dobijają się Sowieci. 

Oto fragmenty z raportu komendanta posterunku w Grzmiącej sierż. Władysława Dana: 

W dn. 15.8.45 r. (...) Dyżurny milicjant Patyk Tadeusz i milicjant Wnuk Adolf udali się natychmiast na miejsce napadu. 

Jak się okazało, napastników w mundurach sowieckich było dwóch. Obaj byli pijani. Jeden z nich, widząc zbliżający się milicyjny partol - zbiegł. Drugi, być może bardziej pijany od swego kompana, dał się aresztować. 

Rosjanin (...) zażądał od milic. Patyka Tadeusza wódki. (...) Żołnierz ros. szedł z milicjantem Patykiem w kierunku komendy, w trakcie rozmowy (...) zaznaczył jeżeli milic. Patyk nie da mu wódki, to on go zastrzeli. (...) jak go wyprowadzali z dyżurki do piwnicy to kom. M.O. skontrolował go czy nie posiada broni. Przytrzymany broni nie posiadał lecz stawiał silny opór. (...) Milic. Patyk. i milic. Rzewski Edward siłą wprowadzili żołnierza do piwnicy. Przytrzymany Rosjan szarpiąc się chwycił dyżurnego rosyjskiego za rękę kopiąc milic. Rzewskiego Edwarda w nogę. 

Podczas szarpaniny żołnierz sowiecki w pewnym momencie chwycił za automat Rzewskiego chcąc go wyrwać. Wtedy rozległ się strzał. Rzewski został raniony w prawy bok na wysokości żeber. 

Poprowadzono natychmiast sanitarkę (sanitariuszkę? - dop. red.) niemiecką celem dokonania opatrunku. Ponieważ to trwało za długo, pobrano od kom. wojennego bandaże robiąc prowizoryczny opatrunek. (...) O godz.24.15 został odwieziony milicjant Rzewski samochodem sowieckim do Szczecinka do szpitala. Po przyjeździe do Szczecinka do szpitala polskiego został nie przyjęty, ponieważ w szpitalu polskim operacji nie dokonują. Skierowano go do szpitala rosyjskiego, gdzie ranny został przyjęty i o godz.4.00 rano miano dokonać operacji... 

Kpr. Edward Rzewski 16 sierpnia zmarł w szpitalu. Sowieci, pomimo prośby ówczesnego komendanta powiatowego MO Leonarda Rewińskiego, odmówili wydania zaświadczenia. Aktu zgonu nie wystawił także Urząd Gminy w Grzmiącej. Dodajmy, że zgony zaczęto tam odnotowywać dopiero od maja 1946 r. 

Fragment z postanowienia o umorzeniu śledztwa prowadzonego przez IPN O/Szczecin z 4 marca 2020r.: 

Po tym zdarzeniu do Posterunku MO przyszedł nieustalony oficer sowiecki, który wydał rozkaz uwolnienia zatrzymanego żołnierza sowieckiego. W żadnym z dokumentów nie wskazano zarówno danych personalnych żołnierza sowieckiego (...) jak również interweniującego oficera. Ponadto personel szpitala radzieckiego odmówił wydania dokumentacji lekarskiej oraz sporządzenia aktu zgonu, zacierając w ten sposób dowody przestępstwa. 

Dariusz Trawiński: Matka Edwarda Rzewskiego przez 5 lat starała się o odszkodowanie za śmierć syna. Resort kilka razy jej odmawiał uzasadniając tym, że śmierć syna nie była spowodowana walką z wrogami demokracji. Jego grób znajduje się na cmentarzu w Grzmiącej. Wójt gminy przychylił się do mojej prośby o zwolnienie z opłat za miejsce grzebalne uznając grób za historyczny. Grób został odnowiony przez Gminę Grzmiąca. 

 

Zgubił go strzał ostrzegawczy

Stanisław Sędkowski był komendantem posterunku MO w Wilhelmhorst (dz. Jelonek). Zdarzenie miało miejsce 12 września 1945 r. Jedyny błąd jaki popełnił S. Sędkowski to było przestrzeganie obowiązujących przepisów, czyli oddanie tzw. strzału ostrzegawczego. W tym momencie został trafiony kilkoma kulami wystrzelonymi przez sowieckiego żołnierza. Rany odniósł też jego kolega milicjant Bronisław Wozignój. W jego teczce jest zaświadczenie ze szpitala w Poznaniu, gdzie wyciągano mu kulę dopiero miesiąc po postrzeleniu. 

Z pisma st. sierż. podch. Józefa Stańczyka zastępcy kom. ds. polityczno-wychowawczych: 

Dnia 12.IX.1945r. o godz. 21-ej w m. Wilhelmhorst gm. Krągi dwóch żołnierzy Armii Czerwonej dokonało rabunku u Niemki Kalwa Heleny, zrabowali bieliznę i usiłowali zbiec. W tym samym momencie komendant posterunku wiejskiego Sędkowski Stanisław i milicjant Wozignój Bronisław wracali z patrolu. 

Widząc idące po polu sylwetki, krzyknęli „stój”. Żołnierze zatrzymali się, tłumacząc, że zostali napadnięci przez bandytów niemieckich, i, że przyjdą następnego dnia tj. w dzień, ażeby się z nimi rozprawić. Kom. Sędkowski wezwał żołnierzy do powrotu do wsi, na co tamci nie chcieli się zgodzić, więc powtórzył rozkaz, popierając go wystrzałem w górę. W tym momencie jeden z żołnierzy wydobył błyskawicznie rewolwer i strzelił do Sędkowskiego, kładąc go trupem na miejscu, drugi zaś strzał został oddany do mil. Wozignoja, raniąc go w rękę, po czym żołnierze zbiegli. Stanisław Sędkowski został pochowany 16 września na cmentarzu w Jeleniu w asyście plutonu honorowego. 

Pochówek odprawił ks. Anatol Sałaga. Cmentarz w Jeleniu w latach 50. został zrównany z ziemią. Ówczesny kierownik PGR chciał w tym miejscu postawić... oborę. Po splantowaniu terenu dalszych prac zaniechano. Dzisiaj, oprócz kilku małych fragmentów pomników tkwiących w ziemi, nie ma śladu po cmentarzu.

 

Jerzy Gasiul, Dariusz Trawiński

 

tekst ukazał się w 976 wydaniu Tematu Szczecineckiego

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Orzeł - niezalogowany 2020-09-19 13:26:22

    Redaktorowi proszę się przyjrzeć sprawie Adre Robinau "siatce szpiegowskiej "z lat 1950 dotyczącej Szczecinka

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-09-20 08:31:39

    Tak Szanowny Panie Redaktorze. Dopiero dziś jest przyzwolenie na opowiadanie o tamtych dniach o dokonywanych zbrodniach na ludności, na Polakach w PRL-u. Teraźniejszość jest tożsama. Słychać o zbrodniach, gwałtach, protestach... i słychać w stolicy - NORYMBERGA! Dziękuję za głos.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do