Reklama

Najstarszy budynek w mieście. Pamięta czasy założenia miasta

07/11/2021 09:35

Podkolorowana pocztówka z początku XX wieku. została na tyle mocno wyretuszowana, że można mieć wątpliwości czy to już zdjęcie, czy może rysunek. Na ile utrwalono na niej rzeczywisty wygląd wnętrza kościoła pw. św. Mikołaja, tego już się nie dowiemy.

 

To jedyny wizerunek ukazujący wnętrze najstarszej szczecineckiej świątyni tuż przed rozbiórką w 1909 r. W jej miejscu przez następne dziesięciolecia pozostał niezabudowany plac zwany przez niemieckich mieszkańców Buttermarkt (Maślanym Rynkiem).

Historia tego miejsca definitywnie się zakończyła jesienią 2008 roku. To wówczas rozpoczęto - przylegającą do ścian zabytkowej wieży- budowę galerii handlowej. To właśnie wtedy po raz kolejny, ale już chyba ostatni, wydobywano z ziemi i  wrzucano do niebieskich foliowych worków dziesiątki ludzkich kości i czaszek. Od tamtej pory pozostawione do naszych czasów ślady najstarszej, sięgającej jeszcze czasów założenia miasta budowli, przykryła już na zawsze gruba warstwa betonu.

Widok na wnętrze nawy kościoła pw. św. Mikołaja z poziomu empory organowej (chóru). W centralnym miejscu prezbiterium znajdował się gotycki ołtarz z obrazem najprawdopodobniej przedstawiającym modlitwę Jezusa w Ogrójcu. Po lewej stronie stała ambona z prowadzącymi na nią krętymi schodami, zaś po prawej- tablica z numerami psalmów. Nad nią, przytwierdzona była do ściany chorągiew niewiadomego dla współczesnych pochodzenia. Po obu stronach nawy znajdowały się drewniane empory z ławkami.


  Dzisiaj nie wiemy, jak mogła prezentować się ta pierwsza w Szczecinku chrześcijańska świątynia. Z pewnością była ona raczej niewielka, być może drewniana lub co najwyżej o murowano – drewnianej (szachulcowej) konstrukcji. Być może, wzorem innych pomorskich kościołów, ściany konstruowane były z drewnianych belek i słupów, a pola pomiędzy nimi wypełnione gliną na plecionce z wikliny, trzciny lub słomy.

  Wróćmy do początków. To właśnie 13 grudnia 1268 r. rycerz Jan Kule podarował klasztorowi cystersów w Bukowie Morskim 150 dziesięcin ziemi. Darowiznę tę potem potwierdził książę Barnim I, powiększając ją jeszcze o całe jezioro Ceressieke czyli współczesne Trzesiecko. Dokument ów dwadzieścia lat później ponownie został potwierdzony – tym razem przez księcia Bogusława IV, w którym zamieszczono również wzmiankę o istnieniu (rok 1288) kościoła w Parsęcku jako pierwszej i jedynej świątyni chrześcijańskiej na tym terenie.

Tak więc początkowo kościół w Nigen Stietin, albo jak kto woli z łacińskiego Novae Scetin, był jedynie filią kościoła parafialnego z pobliskiego Parsęcka i dopiero po ufundowaniu w 1356 r. klasztoru  Marientron przekształcono go w parafialny.

Wzorem wielu miast pomorskich kościół wprawdzie ulokowano przy głównej ulicy, ale już poza centrum, które wyznaczał rynek z ratuszem. W tym miejscu wypada wyjaśnić, że na tych terenach nie był to żaden ewenement. Podobnie było w pobliskim Połczynie, Koszalinie, Bobolicach, Drawsku, Świdwinie... Patronem parafii został niezwykle w tym czasie popularny na Pomorzu św. Mikołaj - patron marynarzy, rybaków, piekarzy, młynarzy, cukierników, gorzelników, kupców, a także ...złodziei.

W średniowiecznym Szczecinku, oprócz kościoła św. Mikołaja, istniały jeszcze trzy kaplice. Pierwsza z nich pw. Świętego Krzyża oddalona była kilkaset metrów od miejskich wałów i Bramy Białogardzkiej (najprawdopodobniej w pobliżu dzisiejszego skrzyżowania ul. Koszalińskiej z Boh. Warszawy i Kościuszki). Kaplica powstała około XV wieku i najprawdopodobniej wchodziła w skład istniejącej w tym miejscu kalwarii. Uposażona była 14 morgami ziemi uprawnej oraz łąk.

Kolejna kaplica znajdowała się na szczycie Wzgórza św. Jerzego – dokładnie w miejscu dzisiejszej wieży wodociągowej, a jej patronem - jakże inaczej - był św. Jerzy. Kaplica powstała najprawdopodobniej również w XV wieku, w murach której znajdował się szpital będący także przytułkiem dla ubogich. Trzecia kaplica znajdowała się na Zamku Książąt Pomorskich. 

Ówczesnym zwyczajem kościoły parafialne otaczano cmentarzami. Tak też było i w Szczecinku. Na cmentarzu chowano jedynie tych, którzy mieli prawo osiedlania się w mieście i nie umarli na zakaźną chorobę. Warto w tym miejscu przypomnieć, że do pochówku na miejskim cmentarzu nie mieli prawa rdzenni mieszkańcy tej ziemi - Kaszubi z przedmieścia Kiecz (Chyże).

Pocztówka z początku XX w. Widok z wieży ratuszowej na południową  pierzeję Rynku (dz. pl. Wolności) po prawej stronie kościół pw. św. MIkołaja od strony dz. ul. Boh. Warszawy.


Przykościelna nekropolia  była raczej mikroskopijna. Najbardziej zamożni już za życia usilnie zabiegali, aby ich doczesne zwłoki można było pochować nie na cmentarzu, a wewnątrz świątyni. Tym sposobem, po wpłaceniu dość znacznej kwoty, miejsce wiecznego spoczynku znalazł tam m.in. szczecinecki starosta Piotr Somnitz oraz Kazimierz von Glasenapp. Chowano tam również bogatszych mieszczan a także miejskich rajców i burmistrzów.

Do naszych czasów zachowało się jedynie jedno epitafium poświęcone Dorocie Westreglen - żonie szczecineckiego starosty Piotra Somnitza, który swój urząd sprawował – bagatela - przez 40 lat! Epitafium można podziwiać na bocznej ścianie kościoła Mariackiego. Reszta tablic epitafijnych została przeniesiona do kaplicy cmentarnej. W latach sześćdziesiątych XX w. wszystkie zostały w brutalny sposób zniszczone, a materiał po nich posłużył do podbudowy dróg i jeziornego brzegu.  

Po śmierci księżnej Jadwigi, w kościele od strony ul. Królewskiej wybudowano specjalną przybudówkę, w której miały spocząć jej doczesne szczątki. Księżną, mimo jej olbrzymich zasług dla miasta, potraktowano po prostu niegodziwie. Najpierw jej ciało przez cztery lata spoczywało w jednej z zamkowych komnat, którą od tamtego czasu zwano też „czarną komnatą”. W końcu - pewnie z powodu sknerstwa miejscowych łyków – nieboszczka trafiła na zamek w Darłowie. Tam spoczywa do dzisiaj, a przybudówkę w kościelnej nawie podarowano Somnitzowi.

Od północy cmentarz graniczył z ul. Królewską (dz. Boh. Warszawy). Co ciekawe, właśnie od tej  ulicy „od zawsze” odgradzał go szpaler wysokich drzew. Drzewa spełniały dwojaką rolę. Po pierwsze : osuszały teren i tym samym kościelne fundamenty, a po drugie - stanowiły naturalną przegrodę przed czerwonym kurem, który „gościł” równie często, jak wiosenne powodzie. Drzewa pozostawiono po zamknięciu cmentarza, a nawet po rozebraniu kościelnej nawy w 1909 roku.

Pierwszym, znanym z nazwiska proboszczem Szczecinka był pochodzący z Wołogoszczy (niem. Wolgast) ks. Perner (dokument z 1356 r.), pełniący równocześnie funkcję kapelana zamkowego, a następcą został ks. Heinrich Netzeband. Co interesujące, jego imię zostało wymienione w dokumencie założycielskim klasztoru Marientron. Z czasem, do szczecineckiego kościoła parafialnego przyłączono okoliczne miejscowości takie jak: Gwda, Żółtnica, Jelenino i leżącą na zachodnim skraju Trzesiecka – Trzesiekę (Czeresiekę). Pieniądze na utrzymanie księdza i kościoła pochodziły z tzw. proboszczowskiego gruntu – a było tego ok. 2-3 łanów. Ponadto proboszcz miał prawo do połowu ryb oraz do świadczeń ze strony parafian.

Oprócz przywilejów proboszcz miał również obowiązki wobec zwierzchności. Otóż, raz do roku musiał dostarczyć do biskupiej spiżarni w Karlinie 60 węgorzy i tyleż samo leszczy.

Przy kościele istniała szkoła parafialna, prowadzona rzecz jasna przez proboszcza i kantora. Uczono w niej niewielu przedmiotów, głównie czytania i pisania po łacinie, religii, matematyki oraz śpiewu.

 Warto wiedzieć, że do XII wieku, a więc do czasów misji chrystianizacyjnej przeprowadzonej przez Ottona z Bambergu, na olbrzymich połaciach tej części Pomorza panowały jeszcze zwyczaje pogańskie. Tak naprawdę, chrystianizacja ziemi szczecineckiej zaczęła się wraz założeniem miasta (1310 rok) i budową klasztoru Marientron.

Najstarsza znana ikonografia dotycząca wyglądu kościoła pw. św. Mikołaja pochodzi dopiero z 1618 roku. To właśnie wówczas na Wielkiej Mapie Księstwa Pomorskiego Eilharda Lubinusa, pośród kilkunastu rycin z widokami miast pomorskich, znalazł się także Newen Stettin. Na tle mizernej, miejskiej zabudowy opasanej rowami i wałami, zamieszczona została nadnaturalnej wielkości sylwetka kościoła. Był to zabieg dość często stosowany w ówczesnej ikonografii. Po prostu podkreślał rangę budowli. Kościół na tle chatynek z drewna, gliny i trzciny prezentuje się wyśmienicie. Ale czy tak w istocie było? Należy w to mocno wątpić.

Jak podają źródła niemieckie, pierwszym protestanckim proboszczem kościoła św. Mikołaja został w 1534 roku Paulus Klotze (najpewniej po prostu - Paweł Kloc), rodowity szczecinecczanin - mnich z pobliskiego klasztoru Marientron. To właśnie on, podczas studiów w Wittemberdze tak dalece zafascynował się naukami swego konfratra (augustianina) Marcina Lutra, że po powrocie do Szczecinka zaczął jako pierwszy na tym terenie głosić jego nauki. Wywołało to oburzenie u większości szczecineckich augustianów. Z tego powodu na jakiś czas musiał wyjechać do Szczecina.  

Protestantyzm ostatecznie zatriumfował z chwilą przyjęcia przez Sejm Pomorski w Trzebiatowie (1534 r.) luteranizmu jako religii oficjalnej. Był to też sygnał do rozpoczęcia prześladowań tych, którzy nie zgadzali się z nową, urzędową doktryną.

Oprócz Kloca, nową naukę głosili także Jan Snitke i Joachim Born. Ten drugi po śmierci mnicha  pastora Klotza, objął parafię św. Mikołaja, pełniąc swoją funkcję do 1573 roku, do którego obowiązków religijnych należało odprawianie m. in. nabożeństw. W niedzielę były trzy  nabożeństwa: dwa przed południem i jedno po południu, a w dni powszednie po jednym we wtorki i czwartki. Wiadomo także, że kościelne dzwony uruchamiano dwa razy dziennie – rano i wieczorem. Do 1583 roku, a więc do wielkiego pożaru miasta, na kościelnej wieży kołysały się dwa dzwony. W świątyni z trzema bocznymi ołtarzami poświęconymi Najświętszej Maryi Pannie, św. Annie i św. Erazmowi, rozbrzmiewały również organy ufundowane przez mieszczan i ks. Jana Fryderyka. 

Dokładnie 22 lutego 1576 roku mieszczanie wystosowali do księcia Jana Fryderyka petycję w sprawie wyrażenia zgody na rozbiórkę resztek murów po opuszczonym przez mnichów klasztorze Marientron. U miejscowych tradycyjnie z groszem było krucho i dlatego postanowili z budulca ze świętej góry odbudować kościół.

Katastrofa nastąpiła 13 lipca 1583 roku. Tego dnia, podczas wielkiego pożaru miasta, spłonął doszczętnie również kościół i pastorówka. Jak wynika z dokumentów, jeszcze na długo przed pożarem był on już w stanie daleko niedoskonałym, skoro w 1570 roku nakazano proboszczowi najpierw naprawę przeciekającego dachu, a potem nawet wymianę więźby.

Nie wiadomo dokładnie,  kiedy kościół po pożarze odbudowano. Historycy podają różne daty. Wiemy, że w 1589 roku na odbudowanej wieży zamontowano zegar. W 1599 roku zawieszono trzy dzwony: dwa małe i jeden wielki. Rok później wnętrze uświetniły freski na ścianach, których autorem był mistrz Jacob Funcke z Kołobrzegu. W tym czasie księżna Jadwiga,  która przy południowej ścianie miała swój fotel - ufundowała srebrny kielich, srebrne świeczniki i szaty liturgiczne.

Odbudowany kościół z wieżą zwieńczoną kopulastym hełmem został uwieczniony na wspomnianej, wydanej w 1618 roku mapie. Mimo przyjęcia protestantyzmu, wnętrze kościoła jeszcze przez długi czas (do końca XVI w.) nosiło charakter katolickiej świątyni.

W 1570 roku Szczecinek stał się siedzibą superintendentury - odpowiednika dekanatu w kościele katolickim. Do obowiązków pastora należało (dokument z 1570 r.) m. in. głoszenie trzech kazań w niedziele i święta, a raz dziennie w czwartki i piątki. Poranne kazanie dotyczyć miało katechizmu, przedpołudniowe – Ewangelii, a popołudniowe Listów św. Pawła. Co dwa tygodnie pastor i rektor pełnili służbę we Gwdzie. Kapelan zamkowy pełnił swoją posługę w jedną niedzielę w mieście, drugą w dość odległym Sporem.

Duchowni protestanccy, którzy z takim zacietrzewieniem zwalczali przywary duchowieństwa katolickiego, sami nie byli ich pozbawiani. Takim przykładem nadużywania swego stanowiska był  Joachim Born. Uważano go za skandalistę. To on odmówił trzymania do chrztu dziecka burmistrza. Był człowiekiem bardzo kłótliwym i jak to ówcześni określali, nie stroniącym od kobiet. Jego postępowanie wywoływało zgorszenie i oburzenie. Doszło do tego, że pewnej niedzieli we Gwdzie, po kazaniu, chłopi obili go kijami. W 1573 roku Borna zwolniono ze stanowiska, a jego miejsce zajął Michał Schlot, mający ponoć słabość do wyskokowych trunków.

Przy parafii istniała szkoła. Przeprowadzona w 1570 roku wizytacja wykazała, że do szkoły uczęszczało 50 chłopców. Uczono ich łaciny, katechizmu Lutra a także śpiewu. Nauczyciel był opłacany przez proboszcza (5 guldenów) i radę miejską (2 guldeny), a ponadto przysługiwał mu na zamku bezpłatny posiłek. Przywilejem szkoły było posyłanie w każdą niedzielę dwóch chłopców  z koszykiem, celem zebrania prowiantu. Co roku na Wielkanoc i św. Michała specjalna komisja, w skład której wchodził proboszcz, kapelan (zamkowego) i dwóch „rozsądnych mężów” wizytowała szkołę i promowała uczniów do klas wyższych.

Na początku XVII wieku, jednym z wybitniejszych pastorów był Jan Florus, który przyjechał tutaj z pobliskiego Okonka. Z jego inicjatywy zamówiono w Kołobrzegu obraz do głównego ołtarza. Bardzo znanym pastorem był, pochodzący z Koszalina, Grzegorz Hase zwany Lagus (1630-49), którego wuj został nadwornym lekarzem polskich królów. Lagus przez pewien czas pełnił funkcję rektora szkoły w Kołobrzegu. Do Szczecinka jako nadwornego kaznodzieję sprowadziła go, wielce zasłużona dla miasta księżna Jadwiga.

W 1720 roku kościelny dach przeciekał i groził nawet zawaleniem. Dopiero czterdzieści lat później, kiedy nie można było już dłużej czekać, zdemontowano więźbę dachową. W tym czasie nabożeństwa odbywały się w sąsiednim gimnazjum.

Jak wynika z kosztorysu pochodzącego z 1767 r. wyliczono, że na odbudowę kościoła trzeba 3900 talarów. Projekt wykonał kołobrzeski fortyfikator – Keutel. Po wniesieniu poprawek do kosztorysu, zgodnie z rozkazem gabinetowym Fryderyka II, pomoc na odbudowę ograniczyła się do 2122 talarów. W 1777 roku odbudowano wieżę. Tym razem została zwieńczona szczytem z kopułą. Tam też umieszczono puszkę z dokumentami dla potomnych.

Pocztówka z początku XX wieku. Widok na kościół pw. św. Mikołaja od strony południowej - dz. ul. ks. P. Skargi.


Niestety, nie na długo, bo już w 1806 roku dokumenty zostały zniszczone przez deszcze i burzę. Do pomocy przy odbudowie zobowiązano nie tylko mieszkańców – chrześcijan, ale również mieszkańców wyznania mojżeszowego, wyznaczając im podatek w wysokości 18 talarów od głowy. Odbudowa zakończyła się 2 grudnia 1778 r. uroczystym nabożeństwem.

W 1811 roku podczas burzy piorun uderzył w wieżę i poważnie uszkodził dach. Dach wprawdzie odbudowano, ale tym razem w bardzo prostej, istniejącej do dzisiaj formie. Wieża nigdy nie była wysoka, ale mimo to i tak wyraźnie górowała nad miejską zabudową, która w znacznej mierze składała się z co najwyżej jednopiętrowych domów. Kalenica kościelnej nawy sięgała do poziomu parapetu ostatniego okna. Do niedawna jeszcze, przed budową galerii, można było zobaczyć jej ślady uwidocznione na ceglanej ścianie.

Zdjęcie wnętrza zostało wykonane z poziomu empory organowej. Było to wnętrze jednonawowe z dwiema biegnącymi przez całą długość, drewnianymi emporami. Swoim wyglądem nie odbiegało od okolicznych wiejskich kościółków.

Jak wynika z archiwalnego zdjęcia, nawę rozświetlały z trzech stron duże prostokątne okna z łukowymi nadprożami. Ze sklepienia zwisały cztery świeczniki – pająki, które dzisiaj można podziwiać w kościele Mariackim. Wzdłuż ścian podłużnych, nawy na drewnianych słupach wspierały empory. Wystrój prezbiterium nie odbiegał od skromnie urządzanej nawy.

W skład ołtarza, oprócz mensy (stołu) wchodziła rzeźbiona, niska nastawa zwieńczona strzelistym, gotyckim ostrołukiem z rozetą. W obramowaniu znajdował się znacznej wielkości obraz najprawdopodobniej przedstawiający modlitwę Jezusa w Ogrójcu. Po lewej stronie ulokowana była ambona z prowadzącymi na nią krętymi schodami. Po prawej stronie ołtarza - tablica z numerami psalmów. Nad nią widać zarysy przytwierdzonej do ściany chorągwi, niewiadomego dla współczesnych pochodzenia.

Po rozbiórce nawy w 1909 roku, która w tym czasie znajdowała się już w stanie katastrofalnym, ołtarz sprzedano do Parsowa, zaś chrzcielnicę do kościoła w Nosibądach – tam można ją podziwiać do dzisiaj.

W miejscu dawnego kościoła aż do lat sześćdziesiątych był placyk. Początkowo nazwano go Nikolaikirchplatz, a w latach międzywojennych przyjęła się nazwa - Maślany Rynek.

W 1914 roku dawną dzwonnicę zaadaptowano na muzeum. Wnętrze wieży zostało przedzielone czterema drewnianymi stropami. Komunikację między kondygnacjami zapewniały istniejące do dzisiaj w doskonałym stanie, kręte i bardzo wąskie stalowe schody. Muzeum, a więc i wieża, po powojennej przerwie została udostępniona zwiedzającym dopiero w 1958 roku.

Po przeniesieniu siedziby Muzeum Regionalnego na ul. Szkolną, wieża stała się nikomu niepotrzebnym gadżetem. Część mieszkańców sąsiadującego z nią bloku zaklina się, że podczas księżycowej pełni, mimo rzęsiście oświetlonej ulicy, widzieli jak przez zamknięte na głucho drzwi wieży - wychodzi w białej, powłóczystej szacie jakaś postać. Kilka kroków dalej, w jaskrawym świetle ulicznych latarni - mara znika.

Ponieważ pod fundamentem handlowej świątyni spoczywają dawni mieszkańcy, którym zakłócono wieczny spoczynek - zjawisko tylko z pozoru wydaje się paranormalne.

                                         

Jerzy Gasiul

 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    sąsiad KS z Boh. W-wy - niezalogowany 2021-11-07 10:46:51

    Tablice są wmurowane w kaplicę cemntarną. Przy tej sposobności znajdujące się do tej pory na ścianach lub posadzce kościoła kamienne epitafia oraz nagrobne płyty zostały przeniesione i wmurowane w podłużne ściany cmentarnej kaplicy. Niestety, w latach 60 wszystkie zostały w barbarzyński sposób zniszczone. Dzisiaj trudno dociec, czy zostały wykute czy też zarzucono je tynkiem.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    a - niezalogowany 2021-11-07 16:09:26

    i schody same się ruszały nocą w galerii! Znajoma na własne oczy widziała!

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Andrzej - niezalogowany 2021-11-07 17:03:48

    Oczywiście jest to budowla, a nie budynek. Widać nie wszyscy o tym wiedzą...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do