Piętnaście łóżek, z czego tylko dziesięć finansowanych przez NFZ, kolejka pacjentów i brak pielęgniarek. Hospicjum w Szczecinku działa od siedmiu lat i nie jest "umieralnią", choć tak zwykle je postrzegamy. Ks. Marek Kowalewski dziś mówi o zasadach działania placówki, codziennej walce o każdy dzień życia mieszkańców hospicjum i twardych realiach.

Maciej Gasiul: Kwesta na hospicjum odbyła się 1 listopada. Jak zwykle zbieraliście w szpitalach, na cmentarzach całego powiatu, nawet poza nim. Padł kolejny rekord – 146 tys. zł. To tyle brakuje?
Ks. Marek Kowalewski: Nie tyle, że brakuje. To pomaga w funkcjonowaniu. Ja sobie nie wyobrażam sensacji w postaci ogłoszenia: nie mamy na leki, na wypłaty, odłączyli nam prąd. To nie może być tak, że nie mamy ani grosza i dopiero wtedy wołamy o pomoc.
MG: A przewidujecie, że może zabraknąć?
MK: Musimy mieć pewien zapas pieniędzy, bo różne sytuacje bywają. Trzeba kupić leki, zapłacić za prąd, ogrzewanie. Dlatego staramy się zawsze mieć rezerwę.
MG: Jak wygląda finansowanie z Narodowego Funduszu Zdrowia? Czy to rzeczywiście nie wystarcza?
MK: Mamy kontrakt z NFZ na dziesięć łóżek. Hospicjum posiada piętnaście łóżek. Fundusz finansuje te dziesięć, ale ja sobie nie wyobrażam, żebyśmy mieli powiedzieć: mamy kontrakt tylko na dziesięć, więc pięć będzie stało pustych. A ludzie proszą o przyjęcie. Wszystkie piętnaście łóżek jest zajętych, kolejka czeka na zwolnienie się miejsca. Co kwartał piszemy do Funduszu o nadwykonanie i do tej pory zwracał nam pieniądze. Ale jak długo? Widzimy, co się dzieje ze służbą zdrowia. Praktycznie wszędzie fundusze upadają.
MG: "Nie ma i nie będzie"...
MK: Dlatego też boimy się, żeby nie było takiej sytuacji. Dlatego musimy mieć pewną rezerwę.
MG: NFZ finansuje dziesięć łóżek. A te dziesięć łóżek obejmuje wszystkie jednostki chorobowe? Jak wygląda to finansowanie?
MK: Mamy kontrakt przede wszystkim na pacjentów z chorobami nowotworowymi, gdzie leczenie już się skończyło. Druga kategoria to odleżyny – czwarty, piąty stopień. I ostatni etap stwardnienia rozsianego. To są trzy kategorie, które możemy przyjąć. Niejednokrotnie boli mnie, gdy przychodzą ludzie, którzy co roku odpisywali ten 1-1,5%, wpłacali przy różnych okazjach – 1 listopada czy na wiosnę podczas Pól Nadziei – a nie możemy ich przyjąć, bo fundusz nam zakwestionuje wszystko. Nie możemy przyjąć osób z Alzheimerem, po udarze czy po prostu w podeszłym wieku. Niestety.
MG: Nie spełnia parametrów.
MK: I dlatego to mnie boli, że musimy rozłożyć ręce.
MG: Jest możliwość, jak jest pięć wolnych łóżek, żeby był pobyt komercyjny?
MK: Nie ma żadnej komercji. Praktycznie już teraz zniknęło wolne miejsce. Kolejka jest. Pacjenci oczekują. Na dzień dzisiejszy mamy chyba 4 albo 5 osób oczekujących, a wszystkie łóżka zajęte.
MG: Jak ktoś trafia do hospicjum, to co mu się mówi? Przecież nie “będzie dobrze”...
MK: To zależy, w jakim stanie przychodzi. Czy jest świadomy, czy nieświadomy.
MG: Zakładam, że jest świadomy.
MK: Mówimy przede wszystkim: przychodzisz do nas nie jako nasz pacjent, tylko jako nasz mieszkaniec. Na pewno zajmiemy się tobą jak każdym z nas. Nie jesteś kimś obcym dla nas. Przyjmujemy cię jak swojego.
MG: A to nie jest niezręczne? Jak się patrzy na człowieka świadomego, który wie, że odchodzi?
MK: Odchodzi każdy z nas, tylko my walczymy o każdy dzień życia. Nikomu nie mówimy, że został ci tydzień, dwa tygodnie czy miesiąc. Proszę uwierzyć – 99,9% rodzin, które umieściły u nas w hospicjum mamę, tatę, brata, siostrę, mówią, że gdyby nie hospicjum, już dawno byliby po pogrzebie. To nie jest tak, że ktoś przychodzi i odchodzi. Problem w tym, że jeszcze ta mentalność – polska mentalność – że hospicjum to umieralnia.
MG: Właśnie: hospicjum przedłuża życie czy pomaga jego dnia zakończyć?
MK: Przede wszystkim hospicjum to życie. Uwierzcie, my walczymy o każdy dzień życia. Nie żeby przyspieszyć koniec, tylko walczymy o każdy dzień. To jest ta różnica. Chociażby 20, 30 lat temu były rodziny wielopokoleniowe. Pod jednym dachem mieszkali dziadkowie, rodzice, wnuki. Ten młody człowiek uczył się empatii do starszego, do choroby. Widział, jak dziad najpierw był silny, sprawny, potem jak zaczął siwieć, jak zaczęły mu się trząść ręce. Z biegiem czasu obiad już nie tyle jadł, co siorpał. Ale ten młody człowiek uczył się empatii.
Dzisiaj praktycznie zniknęły rodziny wielopokoleniowe. Ten młody człowiek, dopóki dziadek jest sprawny, jedzie do niego. A później, jak przyjdzie wiek starszy – po co pojadę? Trzeba pomóc, trzeba zrobić coś koło dziadka, koło babci. Już nie ma. Nie ma kto się zająć starszymi ludźmi. Są rodziny, gdzie dzieci mieszkają za granicą. Mieliśmy taki przypadek: jedyne dziecko wyjechało na Florydę, a tu została sama mama. Kto ma jej pomóc? Są też rodziny bezdzietne. We wtorek przyjęliśmy pana, gdzie jego małżonka przybyła i powiedziała: już nie daję rady, pomóżcie mi. I to przede wszystkim – hospicjum służy człowiekowi. To nie jest żadne umieranie. Odrzućcie to. Naprawdę my walczymy o każdy dzień życia.
MG: Hospicjum pomaga czy wyręcza?
MK: I wyręcza, i pomaga.
MG: Pomaga towarzyszyć w Ostatniej Drodze, ale to chyba nie tylko to?
MK: Hospicjum ma trzy kategorie pacjentów. Nie tylko ludzie terminalnie chorzy, ale też osoby z odleżynami. Czwarty, piąty stopień odleżyn to poważna sprawa, ale wczoraj mieliśmy taki przypadek, że jedna z mieszkanek naszego hospicjum przebywa tu cztery czy pięć miesięcy. Odleżyny zostały zaleczone i odwieźliśmy ją do domu.
MG: I to nie po to, żeby umarła sobie w domu?
MK: Nie, nie. Normalnie świadoma.
MG: Czyli można być w hospicjum na leczeniu?
MK: Tak, i wiele takich przypadków bywa. Nie jest tak, że jak do hospicjum, to przychodzą umierać. Jeżeli zaleczymy odleżyny albo zejdziemy do trzeciego stopnia, wtedy albo przez MOPS, albo przez rodzinę załatwia się ZOL – zakład opieki leczniczej. Bo hospicjum już nie spełnia tych norm funduszowych.
MK: Troska też o ludzi, którzy w życiu otrzymali mało albo niewiele. Sami bezdomni. Akurat wczoraj byłem w zakładzie kamieniarskim – pochowaliśmy czwartego człowieka na szczecineckim cmentarzu. Bezdomnego. Kto nim się zajmie? Żeby ten grób nie zarósł krzakami, bo nikt nie będzie pamiętał. Jakąś skromną płytę chcemy zrobić i troszczymy się również o tych, którzy odchodzą.
MG: A bezdomny może trafić do hospicjum?
MK: Tak, trafiają. Na ostatnim pogrzebie bezdomnego człowieka były dwie panie z MOPS-u, ja byłem i jeszcze jedna pracownica hospicjum. Był człowiek, ale ten człowiek godnie odszedł. Pochowaliśmy go i teraz taki skromny nagrobek chcemy zrobić, żeby jakaś tam płyta była. Pamiętamy o tych ludziach. Praktycznie nie miałby kto ich pochować.
MG: W poradniach onkologicznych ludzie czasami słyszą od onkologów: już czas na hospicjum. Został panu miesiąc, zostało panu pół roku.
MK: Różnie to bywa. Wiele razy słyszymy od rodzin, że lekarz powiedział: miesiąc, dwa. A tu już jest trzy, cztery. Najdłużej przebywała u nas pani blisko dwa lata. Blisko dwa lata. W maju był czas odejścia, a w lipcu minęłoby blisko dwa lata. Chyba to świadczy o tym, jak hospicjum troszczy się o pacjentów.
MG: Starzeje się nam społeczeństwo. 30% mieszkańców Szczecinka to już seniorzy. Myślę, że hospicjum będzie musiało się powiększyć.
MK: Nie wiem. Na dzień dzisiejszy nie ma możliwości, żeby powiększyć, rozbudować. Ale z drugiej strony – powiększyć, ale nie ma personelu. Praktycznie za chwilę i szpital, i hospicjum możemy nie mieć pielęgniarek, bo są w takim wieku, że zaraz podchodzą na emeryturę.
MG: Ta praca w hospicjum – rozumiem, że nie można mówić o atrakcyjnej pracy, ale rzeczywiście pielęgniarek aż tak brakuje? To są kwestie finansowe czy w ogóle?
MK: W ogóle brakuje. Teraz w szpitalu pracują też emerytki. U nas też najmłodsza pielęgniarka jest praktycznie przed pięćdziesiątką, jedna. Reszta jest między pięćdziesiąt a sześćdziesiąt. Są to pielęgniarki, które większość pracuje w naszym szpitalu, a w hospicjum pracują na umowę zlecenie. Tak łączą jedno i drugie.
MG: Można wyliczyć średnio, ile pieniędzy miesięcznie dodatkowo jest potrzebne w hospicjum?
MK: Trudno mi powiedzieć. Gdybym wiedział o takie pytanie, poprosiłbym panią księgową, żeby zrobiła bilans. Na dzień dzisiejszy spokojnie to, co mamy, wystarczy nam na wypłaty i na leki. A te wszystkie kwesty służą na utrzymanie. Teraz, gdy wyjeżdżałem tutaj do redakcji, akurat przyjechał podnośnik, bo trzeba połatać dziury, które wydziobały nam ptaki pod daszem w styropianie. I to trzeba robić na bieżąco. Człowiek nie liczył na to, a trzeba zrobić.
MG: Hospicjum ile lat już działa?
MK: Pierwszego lipca minęło siedem lat, rozpoczęliśmy ósmy rok.
MG: Formalnie w tej formule jest jako stowarzyszenie?
MK: Tak, cały czas jako stowarzyszenie.
MG: To przez ten czas nie czuje się ksiądz zmęczony ciągłą walką o pieniądze?
MK: Zmęczony nie. Przede wszystkim zawsze mnie to bolało. Jak w ogóle powstała idea hospicjum, wtedy powiat z miastem liczył blisko 85 tysięcy ludzi. I mnie bolało, że nie ma takiego miejsca, że ludzie w takim stanie wywożeni byli do Koszalina, do Słupska, do Złotowa. Jakby nie mogli być wśród swoich. Blisko. To było takim moim marzeniem – zrobić taki dom. Nie zmęczyło mnie to, bo ja tego nie robię dla siebie. Ani hospicjum nie wezmę ze sobą, ani kościoła nie wezmę ze sobą. Dopóki mam trochę siły, chciałbym coś po sobie zostawić. Troskę o ludzi. Owszem, lubię zwierzęta, ale nadal wszystko – kocham ludzi.
MG: To jeszcze tej empatii wystarcza?
MK: Myślę, że jeszcze trochę jest.
MG: Duży pokład?
MK: Aż się wyczerpie. Już emerytura wpłynęła, ale jeszcze... Już wyszedł nowy wiek emerytalny, ale wiadomo, że dopóki będę mógł, chcę służyć w Szczecinku. Dopóki ksiądz biskup mnie nie odwoła, będę chciał jak najwięcej zostawić po sobie.
MG: Nie odwoła, bo kogo ma wsadzić na to miejsce?
MK: Nie ma ludzi niezastąpionych.
MG: Dobra.
MK: Ale nie ma takich samych.
MG: A gdyby ksiądz mógł cofnąć czas, to jeszcze raz by się podjął tej misji budowy hospicjum, uruchomienia hospicjum, prowadzenia hospicjum?
MK: W pewnym momencie rzeczywiście są takie momenty, jak każdy z nas ma kryzysy. Zwłaszcza jak była budowa – praktycznie padło hasło, zostałem sam z budową. I wiele razy, dlatego teraz z perspektywy tych lat, wybudowanie kościoła to było małe zadanie w porównaniu z budową hospicjum. To nie ma co porównywać. Ale udało się. Przede wszystkim na mojej drodze w Szczecinku stanęli odpowiedni ludzie w odpowiednim czasie. Za to nieustannie każdego dnia dziękuję Panu Bogu, że stawia mi odpowiednich ludzi, którzy rzeczywiście pomagają. Nie pytają się: co, gdzie, jak, za ile? Tylko: na ile możemy, to pomożemy. I tak jest do tej pory. Dlatego tej empatii jeszcze wystarcza.
Wszystko w rozmowie wideo.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie