Reklama

Königsvorstadt, Mackensenstrasse, czyli ulica Kościuszki

29/04/2018 13:28

Jeśli ktoś sądzi, że ścieżki rowerowe w Szczecinku to osiągniecie ostatnich lat, to się mocno myli. W naszym mieście pierwsze ścieżki pojawiły się w połowie lat trzydziestych, a potem przez długie dziesięciolecia zupełnie o nich zapomniano.

 
Różniły się od współczesnych tym, że były niezwykle wąskie. Nawierzchnię robiono z masy asfaltowej. Ponieważ warstwa miała zaledwie kilka centymetrów grubości, stąd pas rowerowy podatny był na wszelkiego rodzaju uszkodzenia, w tym te pochodzące z korzeni przydrożnych drzew. Drugim mankamentem było to, że biegły tuż przy krawężniku jezdni, a więc w miejscu, gdzie w tamtych czasach lokowano przykryte żeliwnym pokrywą uliczne studzienki. 
Tego rodzaju wydzielona z chodnika trasa rowerowa biegła, co ważne, po obu stronach jezdni(!) m.in. przy dz. ul. Mickiewicza a wówczas Blücherstrasse. Ta piękna, nadjeziorna aleja w miejscu polnej drogi powstała dopiero w latach 30. ubiegłego wieku. Jezdnia z inną niż wtedy nawierzchnią pozostała, ale po ścieżce nie ma śladu. 
Z pewnością budowa ścieżek rowerowych, w tamtych odległych dla nas latach, nie była powszechnie praktykowane. Dotyczyła najczęściej nowych ulic, a i to jedynie tych najważniejszych. Z pewnością do takich należała ul. Kościuszki, wtedy Königsvorstadt a od 1937 r. - Mackensenstrasse. 
Ulicę tę w latach trzydziestych gruntownie przebudowano. To właśnie wtedy jezdnię poszerzono a jej nawierzchnię wykonano z bitumicznej kostki tzw. twardej cegły. W tym też czasie wycięto stare drzewa i posadzono nowe. 
Archiwalne zdjęcie przedstawiające fragment dz. ul. Kościuszki jest na to najlepszym dowodem. Przyznam, że identyfikacja tego miejsca nie była łatwym zadaniem. Jedyne to, co wiąże przeszłość ze współczesnością, to widoczne w dalekim planie po prawej stronie kamieniczki za skrzyżowaniem z ul. Mierosławskiego (Luisenstrasse). Cztery zachowały się do dzisiaj, a piąta, w której był w latach 1945 -1949 polski szpital, a potem szkoła pielęgniarska, została gruntownie przebudowana. Dawną architekturę gruntowanie zniekształcono. 

Przenieśmy się zatem w lata trzydzieste, a to zdjęcie będzie nam bardzo pomocne. Południowe promienie słoneczne rzucają ostry cień. Ulica wygląda jakby wymarła. Śladu przechodniów, nie ma też żadnych pojazdów. Jedynie pod swoim domem, zapewne z nudów, kręci się jakiś młodzieniec ówczesnym zwyczajem w krótkich spodniach. Ręce trzyma w kieszeniach, najwyraźniej kogoś lub coś wypatrując. Ot, taka południowa, małomiasteczkowa sjesta, co to tylko środkiem jezdni włóczy się jedynie bezpański pies. 
Cala lewa strona tonie w głębokim cieniu. To Hindenburgplatz  (dz. pl. Jasny). Przy chodniku rzędy stalowych beczek. Część z nich wypełniona bitumem – mieszanką mineralno-asfaltową stosowną przez drogowców. Te opróżnione leżą w bezładzie. 
Trzeba przyznać, miejsca tu pod dostatkiem. Dlatego właśnie tutaj ulokowano zaplecze budowy. A jeszcze całkiem nadawano był tu wojskowy plac ćwiczeń. Teren idealnie pasuje na organizowanie właśnie tutaj różnego rodzaju imprez plenerowych. Latem to tutaj rozstawiane są wesołe miasteczka z karuzelami, olbrzymimi huśtawkami i strzelnicami. Po wojnie polscy mieszkańcy, zanim wybudowano w tym miejscu szkołę nr 4, nazwali go placem Jasnym, ale nie wybiegajmy w przyszłość.
Parę kroków dalej, nieco przesłonięta wysokimi drzewami, ukrywa się masywna sylwetka całkiem sporego gmachu. Od ulicy wygląda jak wiele innych domów z pilastrami, gzymsami i bogatymi obramowaniami okien. Charakterystycznym elementem jest tympanon z małym, okrągłym oknem oraz szeroki fryz z napisem. Za nim ukrywa się półstromy, pokryty papą dach z masywną boczną ścianą, którego wielkość można właściwie ocenić dopiero od strony placu Hindenburga. 
Gdyby nie klasycystyczny wystrój elewacji można by rzec, że mamy do czynienia z halą fabryczną. Jeszcze jednym znakiem szczególnym jest drewniana, mocno przeszklona przybudówka z letnim ogródkiem restauracyjnym. To tutaj mieści się cieszące się zasłużoną popularnością kino, będące zarazem w zależności od potrzeb, również miejscem wystawiania sztuk scenicznych. 
Jak można wyczytać z w informatorze turystycznym wydanym w 1939 roku Kammer - Lichtspiele, to obok kina Union-Theater przy Bismarckstrasse 15 przybytki dziesiątej muzy. 
Wszystko na to wskazuje, że to w murach Kammer-Lichtspiele, zwanym w tym czasie Gesellschaftshaus, po raz pierwszy zaprezentowano wynalazek braci Lumiere. Stało się to tuż przed wybuchem I wojny światowej. Ówczesnym zwyczajem kinematograficzne seanse urządzano w salach koncertowych lub teatrzykach varietes – a takim właśnie przybytkiem była sala przy Königsvorstadt 26.
Prosta jak strzała jezdnia ginie gdzieś tam, w okolicach szpitala. Mury lśnią jeszcze świeżością. Zbudowano go zaledwie w 1936 roku. W nowoczesny obiekt obliczony został na 220 pacjentów. Jest też pracownia rentgenowska, laboratorium oraz apteka. Jak na 19 tys. miasto to całkiem spory obiekt, ale wojska tu sporo, a i wojna się już szykuje...
Po prawej stronie szerokiej jezdni, dwa parterowe domy. Jakoś tak zupełnie nie pasują do tego miejsca. Ich rodowód sięga XIX wieku, a kto wie, może nawet nieco wcześniejszych lat. 
Takich domów w mieście jest bez liku. Wszystkie, szczecineckim zwyczajem, lokowane są kalenicowo – to znaczy równolegle do ulicy. Zazwyczaj zbudowane zostały w konstrukcji szachulcowej tyle, że drewniana konstrukcja ścian ukryta została pod warstwą tynku. 
Za drugim domem kryje się skrzyżowanie z Luisenstrasse (ul. Mierosławskiego). Dom opasany został sztachetowym płotem. Dalej, choć zdjęcie nie jest najlepszej jakości, da się jeszcze odczytać zarysy dwupiętrowego domu z poddaszem nakrytym płaskim dachem, którego fasadę zdobi drewniana, piętrowa weranda. 

W tym miejscu proponuję przeskok do lat 60. XX wieku. Najpierw na placu Jasnym została wybudowana w styczniu 1958 r. pierwsza po wojnie szkoła podstawowa. Tuż obok, ale nieco wcześniej, w spalonych, potem odbudowanych ścianach dawnego kina, udało się uruchomić fabrykę specjalizująca się w produkcji lizaków, przepysznych krówek i markizów. 
Po drugiej stronie ulicy, ale już za bramą od strony ul. Mierosławskiego, od niepamiętnych czasów istniał jeszcze tartak. Na błotnistym, zajeżdżonym placu składowym, leżały sterty pni, dzień w dzień zwożonych tutaj z pobliskich lasów, głównie przez konne zaprzęgi. Na przeciwko tartaku, w narożnym parterowym domku – tym z ogródkiem, mieszkał kapelan obsługujący klasztor sióstr niepokalanek. 
Już ok. 1963 roku zaczęły się przygotowania do budowy w tym miejscu osiedla mieszkaniowego składającego się z pięciokondygnacyjnych bloków. Po wykwaterowaniu lokatorów, rozbiórkę prowadzono w całym ulicznym kwartale pomiędzy ul. Kościuszki, Mierosławskiego, Koszalińską i Jeziorną. 
Te dwa wiekowe domy zostały rozebrane ok. 1966 roku. Już w następnym roku stanęły tu blokowe trojaczki – dwuklatkowe, trzydziestorodzinne bloki Szczecineckiej Spółdzielni Mieszkalnej. 
W krótkim czasie pojawiło się nowe osiedle nazwane najpierw osiedlem Kościuszkowskim a następnie PKWN. W nieco późniejszym czasie przyszła kolej na bloki w sąsiedztwie ul. Mierosławskiego. Z dawnej zabudowy w tym rejonie pozostał tylko dom pod ósemką (obok stacji paliw) a po przeciwnej stronie trzy budynki pod numerami 9-15. 
                                            
Jerzy Gasiul 

artykuł ukazał się w 894 wydaniu Tematu Szczecineckiego.
Temat to jedyny tygodnik lokalny ze Szczecinka.

 

Miejsce zdarzenia mapa Szczecinek

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do