Reklama

To tu Bismarckowi na urodziny robili ognisko. Na samym szczycie

Wieża Bismarcka w Szczecinku to nie punkt widokowy, ale symbol kultu niemieckiego kanclerza. Przez ponad 100 lat raczej o tym zapomniano. Zgodnie z zamysłem, na samym jej szczycie płonął raz do roku wielki ogień. Płonął także na 238 siostrzanych budowlach.

O wieży Bismarcka było głośno w 2007 roku. Stało się to w kontekście planowanej wycinki drzew przy jeziornym brzegu przesłaniających widok na jezioro. Przesłaniających rzecz jasna jedynie tym, którzy kontemplowali go ze szczytu wieży. W sumie wycięto 88 olch i 4 klony. 

Argumentem przemawiającym za ogołoceniem terenu, miało być przywrócenie cyt. wartości historycznej obszaru wokół wieży widokowej. Problem w tym, że owe mądre słowa, w świetle podstawowej funkcji, dla jakiej wybudowano wieżę – były zupełnie bez pokrycia.   

Budowlę wybudowano w jednym celu i miała, tak jak 238(!) jej sióstr rozsianych po ówczesnych Niemczech, upamiętnić kanclerza Bismarcka, a jej podstawową, a więc jak to ujęto „historyczną” funkcją było... rozpalanie w ogniowej misie wielkiego ognia, najczęściej w rocznicę urodzin „żelaznego” kanclerza! Nic przeto dziwnego, że w bezpośrednim otoczeniu płonących wież, z oczywistych względów, drzew raczej nie sadzono. To tyle tytułem wstępu. 

 

Zacznijmy od mało wiarygodnych doniesień, które właśnie o tym miejscu pojawiły się jakiś czas temu. Otóż, na półwyspie mocno wrzynającym się w zimne wody jeziora Trzesiecko, przed wiekami istniało niewielkie grodzisko z otaczającym go ziemnym wałem. W kronikach prowadzonych przez zakonnych skrybów w pobliskim klasztorze Marientron, owo miejsce określono z niemiecka jako Burgwall

Okoliczni mieszkańcy utrzymywali się głównie z uprawy lichej piaszczystej ziemi, hodowli, a także połowu ryb. W tym czasie Trzesiecko obfitowało nie tylko w dziesięciocentymetrowe płotki, ale także w potężne jesiotry, szczupaki i węgorze. 

Żyło im się w miarę dostatnio i spokojnie, ale pewnego dnia pojawili się tutaj okrutni rycerze - rabuśniki. Jak to było w ich zwyczaju, wdarli się przemocą do grodu, nie oszczędzając nawet białogłów ani dzieci. 

Ponieważ miejsce przypadło im do gustu, postanowili właśnie tutaj pobudować niewielki zameczek, a w nim, w głębokim lochu, w dębowej skrzyni, gromadzić skarby w postaci złota, srebra i dukatów zrabowanych okolicznej ludności, a także lekkomyślnym podróżnikom i kupcom, którzy te dzikie rejony przemierzali. Oj, ciężkie i okrutne czasy nastały dla tutejszych. Ale jako, że zło nie może trwać długo, pewnej letniej nocy niebo pokryło się chmurami. Nagle błysnęło, zagrzmiało aż pod stopami zakołysała się ziemia. Wtedy to w sposób zupełnie niespodziewany, zamek z okrutnymi rabuśnikami pochłonęła matka ziemia. 

Uradowali się takim obrotem rzeczy okoliczni kmiecie. Z tej okazji miodu, a i piwa, polało się co niemiara. Od tego też czasu miejsce to uważane było za nawiedzone i nikt tam samopas się nie zapuszczał. Języka w gębie przed młodymi nikt nie powstrzymywał i z czasem pośród ludu zaczęły jednak krążyć niesamowite opowieści o skarbie z dębowej skrzyni. I jak to bywa zwykle, mimo ostrzeżeń dorosłych, dwaj młodzieńcy postanowili nocną porą dostać się na szczyt wzgórza i skarb odkopać. Fortuna im sprzyjała. Trafili od razu na skrzynię. Unieśli jej wieko i... wtedy z ciemności zabrzmiał donośny głos:

- Zakopcie to głupcy, bowiem skarb powstał na ludzkiej krzywdzie. 

Młodzieniaszkowie i tym razem nie posłuchali. Mimo gwiaździstej nocy jasny piorun znienacka uderzył w śmiałków, grzebiąc ich, i skarb - tym razem już na wieki. 

  

Tyle sfabularyzowana legenda. Legenda, legendą, ale skarb nadal czeka na odkrywcę. Do dzisiaj nie wiadomo, jak potoczyły się dalsze dzieje tego tajemniczego półwyspu. Szczecinecki dziejopis prof. Karl Tümpel twierdzi, że grodzisko zwane Burgwall w 1356 roku było już opuszczone. Przez jakiś czas należało do posiadłości pobliskiego klasztoru Marientron, a w XVI wieku miejsce to kupił młynarz Bartosz, płacąc 4 floreny. Na początku XX wieku okoliczne pola, łąki, lasy należały do Heinnricha von Denniga, pana na Juchowie. 

W tym też czasie władze Neustettin’a postanowiły, wzorem innych niemieckich miast, upamiętnić „żelaznego kanclerza” – Otto von Bismarcka. Kanclerz to może on był dla Niemców wielki, ale dla Polaków był wyjątkową, rasistowską świnią. Być może dlatego, że  był właścicielem majątku w Kołczygłowach i Warcinie leżących na polsko-niemieckim pograniczu. Sąsiada zwyczajowo się nie lubi, a zwłaszcza jeśli ten zza miedzy posługuje się innym językiem i ma inne zwyczaje. 

W każdym razie po jego śmierci w 1898 r. począł rozwijać się pseudoreligijny kult. Wiązało się to również ze wzrostem nastrojów nacjonalistycznych. Oznaką owej świeckiej liturgii, oprócz pomników poświęconych kanclerzowi, był zamysł budowy aż 400 wież. Ostatecznie powstało ich „zaledwie” 238. Oprócz Szczecinka takie budowle powstały również w okolicznych miejscowościach w tym m. in. w Okonku (co ciekawe, znacznie okazalsza niż szczecinecka) Białym Borze i Złotowie. 

W Szczecinku największy interes zrobił właściciel terenu – Dennig. Otóż, w 1907 roku złożył miastu ofertę, że swój grunt odda za darmo. Była to niewielka działka obejmująca nadjeziorne wzgórze kryjące wczesnośredniowieczne grodzisko, w sumie ok. 900 metrów kw. Szkopuł polegał na tym, że działka nie miała dojazdu z drogi publicznej. Ponieważ zapadła decyzja o budowie wieży, miasto zmuszone zostało do wykupienia całego przyległego terenu, który rzecz jasna należał również to tej samej osoby. Tym sposobem koszt budowy zamknął się kwotą 8000 marek, zaś sponsor zarobił na tym „patriotycznym geście” – 5 tys. marek. 

  Prace przy budowie wieży trwały zaledwie dwa lata, a jej uroczyste otwarcie nastąpiło 31 marca lub 1 kwietnia – tak przynajmniej twierdzą byli mieszkańcy Neustettina - 1911 roku. 

Trzeba otwarcie powiedzieć, że szczecinecki „Bismarck” jest dość topornym dziełem architektonicznym. W całości (nie licząc betonowej klatki schodowej) budowla składa się z równo ułożonego łamanego kamienia. Aby nie było wątpliwości, komu została poświęcona, nad wejściem umieszczono inskrypcję – „Bismarck”. Napis w latach powojennych został skuty i dzisiaj zostało jedynie obramowanie. 

Od razu wyjaśniam, aby nie było wątpliwości. Zarówno ta wieża, jak i wiele innych tego typu monumentów, wbrew pozorom nie powstały po to, aby z tarasów podziwiać wspaniałe widoki! Jej podstawowa funkcja była zupełnie inna. 

Osiemnastometrowej wysokości trzon wieńczy cylindryczna nadbudówka. Jest to ogniowa misa (czara), która jak sama nazwa wskazuje służy do rozpalania wielkiego ognia. Budowla jest więc gotową scenografią do kultowych spektakli. Zapewne scenariusz był dość prosty – gromadny śpiew i trochę krzykliwych wiecowych wystąpień. Przy buchającym w niebo płomieniu tworzył się zapewne niepowtarzalny nastrój. A to moja próbka takiego właśnie nocnego ognia. 

W celach porównawczych załączam zdjęcie wykonane podczas majówki w 2010 z udziałem rekonstruktorów – pasjonatów dawnej broni.

Do podtrzymywania wielkiego płomienia używano różnego rodzaju materiałów. Było to drewno, tłuszcz, olej, ropa, torf, odpady z przędzy lnianej lub smołę. Do dzisiaj na ścianach ogniowej kolumny widoczne są liczne zacieki po smole. 

W zależności od lokalnego zwyczaju, ogniowe kolumny (bo tak je nazywano) rozpalano 31 marca tj. w dniu urodzin kanclerza, a także pomiędzy 21 a 24 czerwca w dniach letniego przesilenia. Sądząc po dacie zakończenia budowy, w Szczecinku ogień rozpalano 31 marca. Przy kamiennym monumencie odbywały się także partyjno-państwowe imprezy, jak choćby ta z tłumem poprzebieranym w mundury hitlerowskich organizacji. Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Muzeum Regionalnego. 

Z niezrozumiałych powodów po wojnie rytualną, germańską budowlę, próbowano nazwać wieżą Przemysława. Wysiłek poszedł na marne, choć w urzędach często tą nazwa nadal się posługują. Miejscowi i tak nazywają ją po staremu, albo co najwyżej - wieżą samobójców. Dwa takie wydarzenia odnotowano w latach sześćdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Po  ostatniej tragedii na szczycie wymieniono balustradę na „klatkę” ze stalowych płaskowników, a także zlikwidowano drabinkę do ogniowej czaszy. 

Na szczyt prowadzą betonowe schody wachlarzowe. Jest ich na tyle dużo, że w głowie może się zakręcić. Wspinaczka, ze względu na panujący wewnątrz smród i bałagan wymaga sporego samozaparcia. 

W 2015 roku sporo zamieszania wywołał pomysł umieszczenia na szczycie wieży rzeźby autorstwa Łukasza Trusewicza przedstawiającej kolorowego kruka.

Rzeźba kosztowała ok. 25 tys. zł. Po jej wykonaniu okazało się, ze znacznie odbiega od pierwotnej propozycji, a także że jest zbyt ciężka, aby można ją było umieścić na rozpadających się kamiennych murach. Artystyczna wizja mająca na celu ubarwić niezwykle posępną wieżę - nie została zaakceptowana przez zamawiającego, wystąpiła również „negatywna opinia społeczna”. 

Ostatecznie krukowaty ptasior w 2018 roku na stałe przycupnął w parku przy ul.Kopernika, gdzie zieleń dość skutecznie ją maskuje. 

Kilka metrów dalej jest plac zabaw, a najmłodsi na widok ptasiora tyleż często się cieszą, co zakrywają oczy rączkami. To jednak opowieść do kolejnego odcinka historycznego cyklu i raczej nie dotyczy wieży Bismarcka. 

Jerzy Gasiul 

 

 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 04/05/2025 14:55
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Senyszynów rodzina pozdrawia ; - niezalogowany 2025-05-04 19:43:12

    ojjj ci Niemci , tylko psują i psują . Jak kiedyś nie Rosja to i Niemcy .Jeżeli chodzi o wieże bismarka powinna być otwarta jako widok na szczecinek ...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Gość - niezalogowany 2025-05-05 07:48:02

    A kiedy znów będzie otwarta? Fajny punkt byłby na mapie :-) Tak samo, jak ta w Okonku, chociaż akurat okonecką (nie wiem, co za młotek na to pozwolił) szpecą mocno wszelkie maszty nadawcze...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Heniek - niezalogowany 2025-05-06 03:50:42

    Historii się nie zmieni ale nazwa tej wieży powinna być inna np szczecinecki lub widokowa a nie gloryfikować antypolskiego protoplasty nazizmu. Tylko Polak nie ma honoru i przlizuje się niemieckiej propagandzie.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    otton - niezalogowany 2025-05-28 21:13:54

    Rozebrać dziadostwo, a z materiału wykonać pomnik ku uczczenia niepodległości.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do