
U nas, zupełnie jak w polskim filmie, nic się nie dzieje. Tak jest w styczniu co roku. Jedynym, ważnym wydarzeniem zaprzątającym głowy mieszkańcom tutejszej leśnej polany są tzw. duszpasterskie wizyty po kolędzie. Prawda jest też i taka, że część tzw. metrykalnych katolików skrzętnie takich wizyt unika zamykając swoje domostwa na cztery spusty. Otworzą je na oścież, ale dopiero w nieszczęsnej godzinie, która każdemu jest pisana. I wtedy, w kontrze do głoszonych przez całe życie zapatrywań, żywi będą świadkami wręcz niezwykłego procesu, który można nazwać nawet jako cud nad trumną. Zawsze zastanawia mnie, dlaczego na cmentarzu aż tyle krzyży, skoro zdecydowanej większości tam leżącym nigdy nie było po drodze do świątyni. Piszę to akurat w dniu, w którym w telewizji zaskoczyła mnie obrazem przedstawiającym znaczną ilość zgromadzonych na mszy żałobnej tych, którzy nawet publicznie deklarują swoją daleko posuniętą (nazwę to najdelikatniej) niechęć do – jak oni to nazywają – katoli.
Innym, nie mniej interesującym zjawiskiem jest, zauważanie wartości człowieka – jego dokonań, ale dopiero po jego śmierci. Na naszej leśnej polanie tak było m.in. z Adamem Giedrysem, którego za jego życia traktowano jak natrętną muchę, bo stale coś robił. A to odczyty, a to spotkania, prelekcje żebrząc o datki na sfinansowanie a to wycieczek z dziećmi, a to nagród dla uczestników różnego rodzaju konkursów. Jak to bywa nie tylko u nas, zauważono go dopiero kilka ładnych lat po śmierci, stawiając mu nawet skromny pomnik.
Nie inaczej było z Wiesławem Adamskim, który klepał biedę przez całe życie. Wprawdzie gdzieś tam na świecie wysoko oceniano jego twórczość, ale nie tutaj na miejscu. A co dobrego może być ze Szczecinka?
Tutaj był bezrobotny, zleceń mu skąpiono. Za to grosza i to całkiem pokaźnego co roku nie szczędzono na tzw. studenckie plenery, których wytwory, bo przecież nie dzieła sztuki, szczęśliwie albo już rozpadają się ze starości, albo jeszcze gdzieś straszą w różnych częściach parku. Nieporadnie wykonane formy przestrzenne (autorzy mieli pierwszy raz w ręku dłuto) upychano gdzie się tylko dało. Na nieszczęście część tego paskudztwa wstawiono nawet do najpiękniejszego zakątka, jakim jest parkowy Ogród Różany. Jest nadzieja, że też wkrótce się rozpadną i ta część parku odzyska swój dawny blask.
W tych dniach odbył się wernisaż nieżyjącego już Wiesława Domagały. Dlaczego nie można było zorganizować tego nieco wcześniej, jeszcze za życia autora? Przecież od tego właśnie są obficie finansowane z podatków miejskie agendy zajmujące się kulturą. Nie przypominam też sobie, aby ktokolwiek ze znanych i dopiero po śmierci hołubionych lokalnych artystów, czy ludzi z dorobkiem w wielu dziedzinach lokalnego życia kulturalnego lub społecznego kiedykolwiek i jakkolwiek uhonorowano? Ba, czy choćby kiedykolwiek dostrzeżono ich dorobek? Co prawda, kto miałby tego dokonać? Przecież nie urzędnicy od „kultury i promocji” i czegoś tam jeszcze – akolici władzy, dla których najważniejszym atrybutem jest ich własne biurko, a jedynym celem - dotrwanie do emerytury.
Nic też dziwnego, że tego rodzaju system jest oczkiem w głowie tych od rozdzielania, dostrzegania i wynagradzania. Problem w tym, że tego rodzaju system rodzi chorobliwe a przy tym niezwykle kosztowne pomysły. Przykładem są nie tylko niewydarzone plenery studenckie, odpowiednio do potrzeb władzy skonfigurowane nagrody Gryfity, wstydliwie ukryty w krzakach i nikomu niepotrzebny kolorowy ptasior, za którego zapłacono ponad dwadzieścia tysięcy złotych, słomiany napis z serduszkiem na pl. Wolności, czy choćby prowadzony „Piano Bar” z... wyszynkiem - czyżby upowszechnianie kultury picia? Z nieco innego działu było kupno za kilkadziesiąt tysięcy, kolekcji przedwojennych szczecineckich pocztówek, tylko po to, aby ją ukryć przed mieszkańcami w magazynie.
Nie jest więc przypadkiem, że przy takiej postawie jesteśmy świadkami honorowania wyłącznie urzędników i to za pracę, za którą - jakby nie było - pobierają comiesięczne wynagradzanie. To tylko jeden z lokalnych absurdów. Przy takim sposobie uprawiania gminnej polityki społeczno-kulturalnej nic dziwnego, że dostrzega się głównie nieboszczyków. Z punktu widzenia władzy, to całkiem słuszna koncepcja. Oni złego słowa, ani żadnych propozycji i życzeń już nie wypowiedzą. W tej kwestii święty spokój gwarantowany jest na wieki. Akurat ci, od których to zależy, z reguły nie biorą udziału w jakichkolwiek wydarzeniach, no chyba że dotyczy to przecinania wstęg i wygłaszania pochwalnych peanów pod adresem władzy, która „tak wiele robi dla mieszkańców”. „Wiele robi” to mocno przesadzone, ale że hojnie za to jest wynagradzana - to fakt.
Jako uczestnik niezliczonej ilości wernisaży, wystaw, oprócz dwóch przypadków, gdy dotyczyło to znanego nazwiska, do tej pory nie zdarzyło mi się zobaczyć, nie tylko nikogo z władz miasta, ale też choćby jednego radnego z tego, co się nazywa komisją kultury i coś tam jeszcze.
Trawestując słowa z Pisma Świętego, co dobrego może pochodzić ze Szczecinka? Całkiem sporo, tylko, że trzeba chęci, aby to dostrzec.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się w 930 wydaniu tygodnika Temat Szczecinecki
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Czy pani Krystyna Mazur za swoje (w mojej opini bardzo dobre) wiersze nie otrzymuje że 100 tys. złotych na organizacje kółka poetyckiego dla starych dziadków i jednej imprezy kulturalnej? Ponadto ta kobieta pracuje w SAPIKu i ma pensje!
Artykuł wspaniały ,bardzo mi się spodobał . Wniosek z tego nasuwa się jeden ,jaka władza taka " kultura i sztuka" .
Miasto ma pieniądze i to duże na promocję "swoich". Jak ktoś nie leży plackiem przez władzą, to ma wilczy bilet i choćby był doceniany na całym świecie, to i tak w Szczecinku będzie "B"/
Bardzo dobry test, realistycznie opisane problemy Szczecinka. Szkoda tylko, że odzew na artykuł będzie... żaden.
Tak to prawda! Odzew będzie żaden. I wiadomo dlaczego. Brak kręgosłupa moralnego!
III RP to PRL bis w myśl powiedzenia - ile się trzeba narobić żeby nic się nie zmieniło. Niestety, większość wykształcona w systemie wyryć-odtworzyć i zapomnieć zupełnie tego nie rozumie. Co więcej, cieszą się, że są okradani - patrz górka rynkowa. 2 bańki wrzącą w błoto.