Reklama

Polski krzyż

16/09/2016 12:18

Nie ma chyba smutniejszej rocznicy niż wybuch II wojny światowej. Mimo upływu lat, trauma związana z tamtymi czasami wciąż jest niezaleczona. Trwa, mimo że niewielu zostało tych, którzy byli świadkami tej narodowej tragedii. 

W ich życiu po tamtym wrześniu zachował się trwały ślad. I to na tyle, że przekazali to najpewniej potomnym w swoich genach. Może dlatego właśnie, nam urodzonym po wojnie wciąż się wydaje, jakby to nas bezpośrednio dotyczyło. To nam także śnią się wojenne koszmary, kiedy jesteśmy podludźmi - łowną zwierzyną, na którą polują jakieś potwory odziane w mundury w kolorze feldgrau. Wątpliwe aby do tego rodzaju urazów przyczyniła się literatura czy choćby film. Najwyraźniej sprawiły to bolesne wspomnienia naszych rodziców i dziadków. Były na tyle trwałe, że wzrastaliśmy w stale podsycanej pamięci o narodowej, ale i osobistej tragedii tego przeklętego września. 

Polska została rozszarpana przez dwie oszalałe od zapachu krwi bestie. Nie mieliśmy żadnych szans. Jeszcze w pamiętnym 1920 roku Piłsudski mówił, że nim przeminie jedno pokolenie, dojdzie do wojny. Uważał, że nie będzie to wojna o ziemię, ale o samo istnienie państwa polskiego. Miał rację. 22 września 1939 r. na „trupie wersalskiego bękarta” w Brześciu nad Bugiem odbyła się stypa - defilada zwycięzców Armii Czerwonej i Wehrmachtu.

Jesteśmy potomkami wygnańców. Oni swoje Małe Ojczyzny zostawili gdzieś tam za granicznym kordonem wykreślonym osobiście przez Stalina. Większa część II Rzeczypospolitej trafiła w jego upiorne łapska. Po tamtej legendarnej Polsce zostały nie tylko wspomnienia, ale także pola porośnięte lasem, gdzieniegdzie ślady fundamentów po domach i zapomniane cmentarze. To był świat, który dla nas współczesnych jest już zupełnie nieznany. Nasi ojcowie i dziadowie znaleźli się w przedziwnej sytuacji. Ich rodzinny kraj przemienił się w ziemię nieludzką. 

Bardzo trafnie zauważył to podczas uroczystości na cmentarzu wojennym starosta Krzysztof Lis. Niekonsekwencją wydaje się składanie kwiatów na grobach tych, którzy być może w pamiętnym 1939 na nas napadli. To były te same hufce ze sztandarami z czerwoną gwiazdą, które pięć lat później nas „wyzwalały”. Najbardziej spektakularne owo „wyzwalanie” miało miejsce w Warszawie. Dwa totalitaryzmy, mimo śmiertelnej nienawiści wobec siebie, jakby się zmówiły, aby utopić stolicę Polski we krwi. Trzeba przyznać, że zrobiły to niezwykle skutecznie. 

Potem zdobywali już tylko „germańskie ziemie”. Skąd i dokąd dokładnie ustalono w Jałcie z tymi, którzy mienili się naszymi sprzymierzeńcami w pamiętnym wrześniu. To był taki łajdacki układ pomiędzy zramolałym prezydentem, zimnym pokerzystą z cygarem w zębach i wyrachowanym zbrodniarzem z milionami ludzkich istnień na sumieniu. To wszystko następstwo owego tragicznego dla nas września. 

Paradoksalnie naszą Małą Ojczyzną stało się miejsce, z którego ruszyli na podbój Polski dwudziestowieczni Hunowie. To tutaj do wojny przygotowywał się „rycerski” Wehrmacht, który ramię w ramię z degeneratami Selbstschutzu, już w pierwszych dniach września rozpoczął eksterminację polskiej inteligencji. Ci ostatni szczególnie zasłynęli właśnie na Pomorzu. Po wojnie z imienia i nazwiska zidentyfikowano zaledwie 1700 morderców, a skazano kilkunastu. 

To był czas, kiedy wielki poligon w Gross Born i tutejsze kompleksy koszarowe na pewien czas opustoszały. Już po miesiącu zaczęły pojawiać się w okolicy obozy jenieckie. Na razie tylko dla polskich jeńców. Wielu na tej szwabskiej ziemi, która za pięć lat miała stać się polską, już nigdy do świata żywych nie wróciło. W zdecydowanej większości nawet nie wiemy, gdzie są ich groby. 

W pierwszych powojennych latach nikt poważnie nie traktował tego, że tu jest jego nowe miejsce. Budowanie naszej nowej tożsamości trwało dziesiątki lat. Mam poważne wątpliwości, czy już się zakończyło. A kwiaty na grobach z czerwoną gwiazdą to także oznaka nie tyle wdzięczności, co raczej pamięci o poległych. 

                                                                                                                                      Jerzy Gasiul 

felieton ukazał się 1 września w tygodniku Temat

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do