
Nadchodzi drugi etap dekomunizacji placów, ulic, pomników. Drugi sezon – mówiąc językiem telewizorni. W Sejmie RP czeka gotowy projekt ustawy. Mają zniknąć wszelkie nazwy powiązane z systemem komunistycznym. Moim skromnym zdaniem jest to temat z jednej strony zastępczy, z drugiej kłopotliwa sprawa.
Oczywiście nikt przy zdrowych zmysłach nie chce budząc się rano zobaczyć przez szybę swego okna jakieś betonowe dziwactwo mające upamiętniać. Braterstwo broni, z którym lepiej ostrożnie na przykład. Lub w pomnikowej alegorii ukazaną miłość naszą do związku radzieckiego oraz uścisk braterskiej przyjaźni. Z tego uścisku nie mogliśmy się wydostać przez ponad pół wieku.
Nie jestem rusofobem, nie. Uważam natomiast, że porządek z pomnikowo-ulicznym bałaganem powinien być zrobiony już w sezonie pierwszym. W Szczecinku i okolicznych miejscowościach problemów z nazwami miejskich terenów i pomnikami nie mamy. Pewnie sięgną po ulicę 1 Maja. Być może zniknie ulica Obrońców Stalingradu. Jeśli tak, to siłą rzeczy wybuchnie konflikt z nowym patronem w tle. Zaznaczę tu jednak, że jeden z bulwarów nad Sekwaną w Paryżu nosi imię Bohaterów Stalingradu. Pamiętajmy jednak o zauroczeniu nie tylko paryżan , lecz wszystkich niemal Francuzów w roku 1945 sukcesami Armii Czerwonej i oporem Rosjan w Stalingradzie. A bój toczył się o dostęp do Wołgi i tym samym o podejście do źródeł naftowych w Gruzji. Była to bitwa, od której zależały losy wojny i losy Europy. Cały Zachód z USA na czele był oczarowany Wujkiem Jo, czyli Stalinem. Trzeba przyznać, że sowiecka propaganda działała pokazowo, by w satrapie i mordercy ludzie dostrzegli bohatera, anioła niemal. Toteż gdyby nawet u nas ulica Obrońców Stalingradu zniknęła nie sadzę by pojawiły się protesty. Pojawią się zapewne, jak już wspomniałem, w momencie ustanawiania nowego patrona, czy patronów. Od wielu lat przed pierestrojką to historyczne miasto nazywa się Wołgograd - dodam. No to może by Obrońców Wołgogradu? Nie Pasuje? A nie mówiłem! Rzecz w ogóle w tym, że symboli komunizmu mieliśmy w Polsce ogromną liczbę, choć i tak nie tyle, co na przykład bracia Czesi i Słowacy nie wspominając o bratankach od jednej szklanki – Węgrach, którzy teraz są dla nas ostoją przyjaźni. To może zamiast Obrońców... wiadomo kogo, zrobić po prostu ulicę Węgierską? Z knajpą "Balaton" u wylotu w stronę portu stateczków kursujących po Trzesiecku. I żeby w tej knajpie były placki kartoflane z kurczakiem na ostro oraz kiszka hurka. Przypomina ona naszą kaszankę, ale gdzie tam... Pali w gębie niebotycznie. Bywało się, bywało i jadało...
Nie pasuje też? A nie mówiłem!
Jest u nas a właściwie był, problem z kamieniem pamiątkowym ku czci Zdobywców Wału Pomorskiego – tak się ten cokół(?), pomnik(?) nazywa, wiecie Państwo o co chodzi. Od jakiegoś czasu przestał on niepokoić radykałów pomnikowych i niech tak zostanie. Ale... ciekawostka taka: przyjechał do mnie kolega dziennikarz z Francji. Pokazywałem mu Szczecinek, narty wodne na Trzesiecku, a jakże, on zaciekawił się głazem: - Że jak , że czego zdobywców? – dopytywał wprawiając mnie w konsternację. – Jak można zdobyć wała? – dziwił się po francusku. Wał fatalnie mu się kojarzył.
Albo inna historia. W pewnym mieści zachodniopomorskim, mającym w nazwie "Zdrój" wystrzelił skandal - wynik nachalnej propagandy prosowieckiej. Otóż do roku 1990 niemal wszystko w mieście co publiczne nosiło imię "bohaterskiego wyzwoliciela miasta, majora Armii Czerwonej - Babajewa" Ulica, szkoła, plac w centrum oczywiście z pomnikiem Babajewa w paradnym stroju z pepeszą w dłoni, stadion. Nawet regionalne muzeum było im. Babajewa. Główny eksponat muzealny - mundur nieustraszonego bohatera z brązowymi plamami krwi, szamerowany licznymi baretkami orderów i medali. "Zginął podstępnie zastrzelony przez hitlerowskiego faszystę"- głoszono wszędzie gdzie się dało i nie dało.
W 1990 roku okazało się, że już można otwartym tekstem i do nowych władz zgłosiło się dwóch staruszków. Byli jednymi z pierwszych kilkunastu polskich obywateli osiedlonych latem 1945 roku. Powiedzieli, że trzeba by historię z tym Babajewem "nieco wyjaśnić". Otóż faktycznie był sowieckim komendantem miasta i komandirem wojskowego szpitala polowego. W rzeczywistości nazywał się inaczej. Ormianin, fatalnie mówiący po rosyjsku. I miał jedno zamiłowanie. Kochał kobiety. Wszystkie jak leci, głownie Niemki. Sęk w tym, że one niekoniecznie kochać się z nim chciały. Ale od czego urok osobisty majora i broń służbowa? Gdy tak stroił amory w jednym z domów niemieckich, wymachując raźnie tetetką – z szafy wylazł mąż kobietki, sierżant tylko co rozgromionego Wehrmachtu. I strzelił Babajewowi w głowę. Starsi panowie dodali jeszcze, że towariszcz major miał po prostu ksywę nadaną przez Polaków, a powtarzaną z upodobaniem przez jeszcze nie wysiedlonych Niemców: "Babojeb". Wybaczcie wulgaryzm, jedyny od lat w naszym tygodniku. Taka jednak to historia.
Zatem wolałbym, żeby z pomnikami, jak też nazywaniem czyimkolwiek imieniem ulic, placów postępować ostrożnie. Łatwo wejść na minę. Na przykład, jeśli coś imienia Bolka, to tylko tego z serialu dla najmłodszych. Czy tak nie lepiej?
Wojciech Jurczak
felieton ukazał się 14.04 w tygodniku Temat
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Pamietam, kiedy w czasie mojej wakacyjnej wyprawy na poludnie znalazlem sie rankiem na placu przed dworcem w Rzeszowie. Moim zdumionym oczom ukazal sie nagle pomnik, budzacy jako zywo skojarzenia niezbyt cenzuralne. Pomnik ten - jak sie okazalo - to wyraz wdziecznosci dla zolnierzy Armi Radzieckiej za wyzwolenie. Mam nadzieje, ze to wybitne dzielo sztuki rzezbiarskiej oprze sie lustracyjnym zapedom i modom kolejnych wladz, bo prawda o zolnierskich marzeniach zakletych w kamieniu jest ponadczasowa.