
tekst ukazał się 1 października w Temacie Szczecineckim
Jana Adamiecka i jej mąż Temur Bałakari mieszkają razem z córką na terenie powiatu szczecineckiego już od 10 lat. Pani Jana to prawnuczka polskich zesłańców, którzy po jednym z powstań zostali przymusowo wywiezieni na Kaukaz. Mieszkając z Gruzji, zawsze pragnęła wrócić do Ojczyzny. W końcu się udało. Wraz z Janą przyjechała tutaj cała jej najbliższa rodzina. Mąż Temur Bałakari, opuszczając Gruzję, musiał przerwać karierę sportową. Mimo obaw, postanowił rozpocząć nowe życie na polskiej ziemi. Dzisiaj nikt nie żałuje decyzji o przyjeździe do Polski. Zarówno Jana, jak i Temur podkreślają, że czują się tu jak w domu i że są częścią tutejszej społeczności.
Jak to się stało, że zdecydowaliście się Państwo na przeprowadzkę z Gruzji do Polski?
Jana Adamiecka: - Nasza rodzina pochodzi z Polski. Po jednym z powstań w XIX w. została zesłana na Kaukaz. Ja urodziłam się w trzecim pokoleniu w Gruzji. Zawsze było tak, że czuliśmy się Polakami. Dziadek nigdy nie zmienił narodowości i marzył o tym, żeby rodzina przyjechała do Polski. Z czasem weszła w życie ustawa o repatriantach, no i spróbowaliśmy. Życie tutaj i tam... Nie da się tego porównać. Tu jest zdecydowanie lepiej - czuję się na miejscu.
Jak wyglądały początki „polskiego życia”?
Temur Bałakari: - Od razu zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci. To było niezwykle miłe. W Bornem władze miasta pomogły nam w szybkim zaaklimatyzowaniu się, dostaliśmy też duże wsparcie od sąsiadów.
Przyjechaliśmy do Polski dokładnie 6 czerwca 2005 roku. Niedawno obchodziliśmy 10-lecie naszego pobytu.
Przygotowywaliście się długo do tego przyjazdu?
T.B.: - Tak. Przygotowania zajęły nam ok. 4 lat.
W Gruzji uczęszczaliśmy do Polskiego Centrum Edukacyjnego. Bagaż wiedzy, zdobyty na zajęciach, pomógł nam szybciej się tutaj odnaleźć. Początki były niewyobrażalne. Nie wiedzieliśmy, na czym stoimy, jaki będzie nasz los. Teraz, po 10 latach widzimy, jak dużo udało nam się zrobić, jak wiele osiągnąć. Nie żałujemy naszej decyzji o przeprowadzce do Polski.
Mówicie Państwo, że dużo się udało osiągnąć. Co konkretnie?
J. A.: - Przede wszystkim pracujemy. Oboje uczymy WF w Zespole Szkół w Bornem Sulinowie, a ja od dwóch lat dodatkowo uczę języka rosyjskiego.
T.B.: - Ja część mojego życia spędzam również w Szczecinku. Popołudniami pracuję z zawodnikami, w ten sposób kontynuuję swoją pasję sportową – wcześniej jako zawodnik, a teraz jako trener w pięcioboju nowoczesnym. Moim największym sukcesem w zawodzie trenera pięcioboju nowoczesnego było to, że dwa razy udało mi się założyć biało-czerwony dres, wyjeżdżając z kadrą narodową Polski na Nadzieje Olimpijskie oraz Mistrzostwa Europy. To zupełnie inny poziom pracy.
Przez te 10 lat staliście się osobami rozpoznawalnymi. Wiele osób, nie tylko w Szczecinku, dobrze wie, kim jest Temur Bałakari.
T.B.: - Na pewno potrzebowaliśmy na to czasu. Zaufanie ludzi, które przez ten czas zdobyliśmy, to wynik pracy. Wiadomo, że każdy człowiek ma swoje plusy i minusy, dlatego też nie jestem w stanie wszystkich zadowolić. Mimo to, sporo pozytywnych opinii słyszę od rodziców dzieci, które trenuję. Zaufanie rodziców, to jest dla mnie właśnie najlepsza reklama, ogromny sukces jako trenera. Jest to także w pewien sposób forma uznania przez społeczeństwo.
Myśleliście może, jak Wasze życie mogłoby wyglądać, gdybyście zostali w Gruzji. Czy udałoby się Wam osiągnąć to samo, co tutaj?
T.B.: - Wydaje mi się, że w Polsce udało nam się zrobić bardzo dużo. Jeśli chodzi o mnie, mam spore wątpliwości, czy taki sam wynik osiągnąłbym w Gruzji. Na początku były obawy, owszem. Baliśmy się, że przyjeżdżając tu z dużego miasta – znikniemy. Duże miasta mają plusy: jest się bliżej związków sportowych.
- Rzeczywistość okazała się jednak inna. Mamy mnóstwo kontaktów. Wobec mojej pracy pozytywnie nastawione są władze miasta, miałem też wsparcie ze strony OSiR-u, AQUA-TUR-u , Starostwa Powiatowego, wspólnie udało nam się zorganizować kilka dużych międzynarodowych imprez w pięcioboju nowoczesnym. Od 2009 roku do dziś jestem trenerem Zachodniopomorskiej Kadry Wojewódzkiej w pięcioboju nowoczesnym. Po tym wszystkim jestem znany jako trener w środowisku pięcioboju nowoczesnego w całym kraju.
Jak Was osobiście odbierają ludzie? Od początku było tak, że wszyscy byli otwarci i życzliwi?
J. A. – Staramy się dostosować do tutejszego życia. Jesteśmy życzliwi i nam się wszystko zwraca. Nigdy nie odczuwaliśmy nieprzychylności. Jedyne bariery, które były problemem, to język i biurokracja. Ale nie kontakty z ludźmi. Do tej pory nasz akcent nieco się różni. Czasem w szkole brakuje nam słówek. Uczniowie i pracownicy to rozumieją i nam podpowiadają. Dalej się uczymy.
T.B.: Na pewno trochę się różnimy. Ale my przyjechaliśmy do Polski i staramy się dostosować do obyczajów, porządków. Czujemy się takimi samymi obywatelami. Czasem ktoś zapyta, skąd jesteśmy, jaka jest nasza historia. Uczniowie często się tym interesują. Wtedy opowiadamy, jak to się stało, że tu trafiliśmy. Idziemy do przodu.
Gdzie jest Wasz prawdziwy dom?
J.A.: - Tu czujemy się dużo lepiej, jednak nie świadczy to o tym, że zapomnieliśmy o Gruzji – miejscu, w którym się urodziliśmy.
T.B.: - Czasem w rozmowach ze znajomymi z Gruzji pojawiają się polskie słowa - już nawet myślimy po polsku. W domu mówimy po rosyjsku lub gruzińsku.
Nasza córka spędziła w Polsce większość swojego życia. Opanowała język na zupełnie innym poziomie. Uczęszczała do Szkoły Muzycznej w Szczecinku, a niedługo jedzie z orkiestrą do Niemiec. Obecnie jest studentką Uniwersytetu w Poznaniu.
Przeprowadzka do Polski uświadomiła nam, że tu jest nasze miejsce. Widzimy, jak wszystko się zmienia i cieszymy się, że jesteśmy tego częścią. (sz)
tekst ukazał się w Temacie Szczecineckim 1 październikaJeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Tak to jest normalny Polak aby dostać mieszkanie bierze kredyt hipoteczny na 30 lat. Spłaca go a jak ma kłopoty finansowe to komornik nie patyczkuje się i zabierze bez dwóch zdań. Państwo Balakari dostali piękne mieszkanie, wyposażone za darmo, pracę i żyją jak pączki w maśle. Też byłabym uśmiechnięta na zdjęciu. Szkoda że normalni Polacy musza wyjeżdżać na zlewozmywak do Anglii lub budowę do Holandii aby zarobić na mieszkanie lub przysłowiowy "chleb" Ten Pan chce się zareklamować w Mediach bo ten wywiad wygląda mi na kryptoreklamę Pana Balaakari czy jak tam ma na nazwisko(faktycznie typowo Polskie nazwisko)