
Jest letnie niedzielne popołudnie. To jedyny dzień w tygodniu, kiedy można pospacerować sobie parkowymi alejkami i posiedzieć, patrząc na iskrzącą się w słońcu taflę Trzesiecka.
Zdjęcie nieznanego autora jest jakby ponadczasowe. Mogło być zrobione w latach trzydziestych, ale z równym powodzeniem nawet trzydzieści lat później. Sądząc po kształcie przenośnej ławki parkowej, a także ubiorach odpoczywających spacerowiczów, bardziej prawdopodobne, że jest to już „polski” okres miasta.
W tym czasie jezioro nie miało jeszcze betonowego koryta. Brzegi umacniano najbardziej trwałym, a i także ze wszech miar ekologicznym materiałem jakim była faszyna z drewnianymi palikami. Widok z parkowej ławeczki raczej mało atrakcyjny. Perspektywę na jezioro zamyka trzcinowisko i zwalista sylwetka wyblakłego od słońca i zacinającego deszczu, drewnianego hangaru, który był wykonany w takiej samej konwencji architektonicznej co pobliska plaża miejska.
Przed wojną pod jego dachem chroniły się dwa wodne tramwaje – „Neuststettin”, przemianowany potem na „Adolf Hitler” i o wiele większy od niego „Hindenburg”. Wprawdzie tuż obok tak jak dzisiaj był pomost, do którego stateczki przybijały, ale ich rejsy rozpoczynały się na nieistniejącej już przystani przy ul. Parkowej.
Drewniany, wąziutki pomost spełniał nie tylko rolę komunikacyjną. Zarówno gęste żerdzie, jak i palisada przy ścianie, świadczą o zabezpieczeniu ryb przed ich migracją w kierunku Niezdobnej. W tym czasie (mowa o okresie powojennym) jezioro służyło przede wszystkim celom gospodarczym. Rybackie sieci rozstawiano praktycznie w każdym jego zakątku.
(jg)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie