
Przedwiośnie to nie tylko dłuższe i czasami nawet bardziej słoneczne niż do tej pory dni. To również czas wycinek. Chodzi o drzewa, których na terenie miasta jeszcze całkiem sporo. Drzewiej bywało ich znacznie więcej. Mam na myśli te, które są nieco wyższe od wzrostu dorosłego człowieka. Czasy są takie, że te duże – dorodne, liczące sobie kilkadziesiąt wiosen z reguły są niemiłosiernie tępione. Owszem, bardzo często też chorują. Te przydrożne jeszcze gdzieniegdzie przetrwały. Okazuje się, że natura potrafi się bronić, ale niestety tylko do czasu. Drzewa żyją w ekstremalnych warunkach, szczególnie zimą, kiedy obficie szprycowane są solanką.
Mimo takich przeciwności wciąż na wiosnę wypuszczają liście. Ironią losu jest, że choć cieszą oko, a i płucom pomagają, nie wspominając już o niebiańskim zapachu podczas kwitnienia, są bezmyślnie rugowane.
Doszło już tego, że na terenie miasta praktycznie nie ma ani jednego starego drzewa rosnącego w sąsiedztwie zabudowy mieszkalnej lub ulicy, które miałoby swoją naturalną dla swojego gatunku ukształtowaną koronę. Gdzie się podziały cieniste i rozłożyste lipy przy ul. Słowiańskiej, Leśnej, gdzie te z ul. Piłsudskiego albo Armii Krajowej?
W ich miejscu sterczą wysokie koperczaki z bliznami po konarach i wiechciem łaskawie pozostawionych przez drwali – rzeźników gałązek. I to nieprawda, że drzewa okalecza się na trwale z powodu dużych gabarytów ciężarówek. Przy dwóch ostatnich wymienionych ulicach, już od niepamiętnych czasów istnieje zakaz ruchu pojazdów ciężarowych. Dlaczego więc ich korony obsmyczono i to wręcz w barbarzyński sposób?
I żeby nie było wątpliwości. Nie stało się to, za przyczyną nieżyciowych przepisów, prawa o ruchu drogowym, a kto wie, może nawet konstytucji. O, nie. To wszystko na żądanie mieszkańców. No, może nie wszystkich, ale z pewnością tych, którzy pod swoimi oknami tolerują co najwyżej trawę, ewentualnie zaparkowany samochód - rzecz jasna pod warunkiem, że to będzie ich auto a nie sąsiada.
Drzewnej anarchii najwyraźniej nie da się wyeliminować. Owszem, za utrzymanie zieleni odpowiada urząd, ale też żaden z urzędników komu praca tam miła, nie sprzeciwi się postulatowi mieszkańca żądającemu jego przycięcia. I gdybyż tu chodziło o drobne korekty, jakieś pojedyncze gałęzie...
Nic z tych rzeczy. Tnie się potężne konary, maksymalnie wydłużając pień, pozostawiając na górze jedynie kilka gałęzi. Bardzo często do tego rodzaju zajęć wynajmuje się ekipy, które najwidoczniej swój zysk przeliczają na metry sześcienne pozyskanego drewna.
Piszę te słowa akurat w dniu, kiedy w okolicy mojej ulicy słychać wycie pił. Właśnie pada rosnący w przydomowym ogrodzie wyniosły, srebrzysty świerk. Praca przebiega szybko i profesjonalnie. Podjeżdża podnośnik z pilarzem, w akompaniamencie ryku silnika słychać spadające konary, gałęzie a na końcu pień. Szybko, nawet śladu trocin nie ma. Kilkaset metrów dalej podobny rytuał.
Wycinka na swojej posesji, zgodnie z obowiązującymi przepisami nie jest żadnym problemem. Wystarczy wdepnąć do urzędu i wypełnić druczek. Gorzej w miejscach publicznych, ale to tylko bardziej czasochłonna procedura.
Owszem, w miejsce wyciętych sadzi się nowe, tyle że te nowe nie mają żadnych szans na przeżycie dłużej niż pięć lat. Kto nie wierzy niech zobaczy, jak wygląda ul. Kołobrzeska. Oto naszym oczom, po obu stronach jezdni, ukazuje się - liczący kilkumetrowej wysokości - szpaler klonów kolumnowych. A co? Nie widać? I nie będzie widać, bo posadzone kilka lat temu drzewa już praktycznie nie istnieją. Gdzieś jeszcze zachowały się jakieś pojedyncze kikuty. To wszystko.
W Szczecinku zapanowała moda na miniaturyzację, dlatego sadzi się drzewa, które nie przekroczą kilku metrów wysokości, a ich korony nie sięgną nawet stropu nad parterem. W ten sposób starodrzew zastępuje się kilkuletnimi sadzonkami. Ważne, że sztuki się zgadzają.
Przyznaję ze skruchą, że w tym stanie rzeczy nieprawdziwe jest moje wcześniejsze twierdzenie, że drzew mamy coraz mniej. Statystycznie rzecz ujmując, jest ich znacznie więcej niż było i co ważne, można to udowodnić nawet na papierze.
Za to niezwykle dziwnym zbiegiem okoliczności ratusz nie ma chęci do... wycinki drzew w parku przy ul. Kopernika, a także na Marientronie. W tym ostatnim przypadku chodzi o usunięcie drzew już uschniętych, a jest ich całkiem sporo. Na razie raczej nie ma co liczyć na uporządkowanie całego, dość rozległego terenu, który czy się to komu podoba, czy nie, stanowi nie tylko część parku miejskiego, a także jedno z najważniejszych miejsc mających wpływ na historię naszego miasta. Mówią o tym, zalegające tuż pod warstwą zeschniętych liści, kamienne fundamenty.
Choć trudno u rządzących miastem zrozumieć ich odrazę do upamiętnienia własnej historii, to tym bardziej, trudniej pojąć niczym nieuzasadnioną niechęć do uporządkowania tego miejsca. W sumie tylko po to, aby było bardziej przystępne i bezpieczniejsze. To się da zrobić nawet za wartość jednej ławki zainstalowanej na pl. Wolności.
Naprawdę niewiele też może kosztować wycinka kilkunastu rachitycznych drzew, rosnących w cieniu wyższych w parku przy skrzyżowaniu ul. Kopernika z ul. Cieślaka. Ktoś kiedyś, na dawnym miasteczku ruchu drogowego nasadził drzewek, myląc je z kapustą. Jest ich tak dużo, że z powodu braku światła słonecznego nie rośnie nawet trawa.
To tyle na przedwiośniu o miejscowych zwyczajach w drzewnym kontekście.
Jerzy Gasiul
tekst ukazał się w 934 wydaniu Tematu Szczecineckiego, jedynego tygodnika ze Szczecinka. Mamy już 30 lat! foto: archiwum
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Trochę racji jest. Tak nie było. Od niedawna można obserwować sporo różnych prywatnych firm, które młócą te biedne drzewa. Efekty widać...masakra sekatora. Na niektórych blokowiskach i w innych miejscach, aż zal to patrzeć.
Sól niszczy drzewa, dlatego Niemcy jej nie stosują w miastach.
Obecne przepisy pozwalają na wielką samowolę w używaniu piły. Jakże często sie tnie i rżnie na podstawie idiotycznych żądań np. że drzewo zasłania widok z okna... a za drzewem do wycięcia.. jest drzewo następne, albo, że drzewo jest siedliskiem złych owadów. Wizje, obsesje... Najgorzej jest jak drzewa się tnie pod wyimaginowanym pretekstem "poprawy estetyki'. Lepiej będzie, jak decydenci zadbają sami estetykę własnych podwórek, bo wszystkie próby poprawiania przyrody skazane są na dożywotnia porażkę. Widziałam ostatnio, jak w obrębie miasta ścięto szczyt wysokiego drzewa, które niczego nie zasłaniało a ze względu na wiek, miało już swój maksymalny biologiczny "wzrost". Nie wiem komu to przeszkadzało. Czyżby obsesja wiosennego cięcia i rąbania? Jeżeli tak, to czas odłożyć piłę a samemu odwiedzić psychologa aby nauczył widzieć dobrostan przyrody. I dobrze by było, aby pan Janusz Rautszko, jako najmądrzejszy w Radzie Miasta od spraw przyrody - przywołał do pionu ratuszowych urzędników aby zaczęli chronić Przyrodę Miasta przed złymi zapędami dzielnicowych cudotwórców-poprawiaczy przyrody.
W pełni sie zgadzam Ludzie nie zdaja sobie sprawy że sami sobie szkodzą. nawet w parku coraz mniej drzew bo w miejsce tych powalonych wiatrem i chorych nie sadzi się nowych.Ludzie w ratuszu odpowiedzialni za zieleń powinni pracować w terenie a nie za biurkiem bo w miejsce drzew z róznych przyczyn usunietych nie sadzi sie nowych i podejrzewam ze nawet nie wiedzą o wielu takich miejscach gdzie m powinno sie dosadzać już teraz bo zanim wyrosną to trzeba lat. A co z ulicą Piłsudskiego od placu Wazów do małej poczty .Ogolili i łysa od paru lat a w upały tam nie ma skrawka cienia.
Bo nie ma jednolitego zarządu zieleni miejskiej jak w innych miastach. Jest za to kilkanaście firm, posiadających pilarki i chęć dodatkowego zysku.
Za to "piękne", rozłożyste klony "zdobią" deptak przy dworcu PKP. W czasie deszczu gałęzie tłuką ludzi po głowach. W czasie wiatru można oberwać suchą gałęzią, a widok na te miotły i drapaki - bezcenny. Lip przy Piłsudskiego niesamowicie szkoda. Niezapomniana, pachnąca aleja. Przy obwodnicy ul. Sikorskiego też można było posadzić lipy, które ocieniłyby pusty teren. Ze słupkowatych drzew w tym miejscu żadnego pożytku nie ma.
Drzewa należy ściąć, pomielić, pomieszać z klejem i zrobić panele.
"Drzewa należy ściąć, pomielić, pomieszać z klejem i zrobić panele." i cytując Bareję "to jest właśnie dobra koncepcja". A tak na poważnie, to przypomina mi się guru od paneli Aleksandrowicz (sorki, ale Pan nie przejdzie mi przez gardło), otóż tenże Aleksandrowicz błysnął kiedyś swoim wybitnym intelektem i podzielił się z nami swoimi złotymi myślami, że Kronospan produkując panele CHRONI ŚRODOWISKO, gdyż NIE WYCINA się drzew na drewniane podłogi. Jego sposób myślenia, retorykę i argumentację litościwie pozostawię bez komentarza.