Reklama

Bezludne szklane domy

01/07/2016 13:42

felieton ukazał się 22.06 w tygodniku Temat

Wędkarza zazwyczaj kojarzymy z osobnikiem siedzącym bez ruchu z kijem w dłoni. Rzadziej spotkać można brodzącego wzdłuż brzegu, niczym bociek pośród traw. Tych polujących na ryby z łódki jest zdecydowanie najmniej, bo to wersja bardziej kosztowna. Wszystkich łączy wspólna cecha: w swoim procederze są raczej stroniącymi od towarzystwa samotnikami. Tymczasem w ostatnie niedzielne popołudnie stało się zupełnie inaczej. Oto na skrawku plaży wojskowej zjawili się może nie tak licznie – wszakże miało to być „wielkie otwarcie” - ale nawet kilkudziesięciu wędkarzy w jednym miejscu to wydarzenie raczej niecodzienne. Co prawda większość stanowili przyjezdni, ale tak już jest, jeśli tego typu imprezę robi się w niedzielę. 

Przyczyną niezwykłego zjawiska tym razem było cięcie wstęgi na oddanej właśnie do użytku przystani wędkarskiej. Od tej niedzieli właśnie w tym miejscu będzie można zacumować swoją łodzią, a nawet zostawić ją na noc. Problem w tym, że wszystkie miejsca zostały już wykupione. Reszta chętnych albo poczeka na rozbudowę stanicy, albo łódkę będzie zabierać tak jak do tej pory do domu. Zwyczajowo przy tego rodzaju uroczystościach były przemówienia i odznaczenia, nawet nieważne w jakiej kolejności. W mniej lub bardziej zgrabnie brzmiących wystąpieniach padło zdanie o niespotykanym nigdy dotąd rozwoju nadjeziornej infrastruktury, a także... żeglarstwa. Obejrzałem się za siebie, a na jeziornej toni właśnie majaczyła gdzieś w oddali żaglówka, sztuk raz. Na jej widok i tego co usłyszałem owładnęło mną uczucie melancholii, smutku i niczym nieuzasadnionego żalu za czasami dawno już minionymi.

Otóż w tych pradawnych czasach, przyznać trzeba, że woda latem notorycznie zakwitała na zielono. O rekultywacji nikt nie myślał, a do jeziora spuszczano wszystko, co się tylko dało, łącznie z mazutem. W tamtych czasach, nikomu nawet do głowy by nie przyszło, że wędkarze mogą mieć swoją stanicę. Mało tego, o remontach istniejących przystani żeglarskich – tak dla przypomnienia: Leśnik, LOK, SMOS i Darzbór, można było jedynie pomarzyć. A już budowa nowej stanicy żeglarskiej z przeszklonym gmachem, salami wykładowymi i wielkim akwarium byłaby niczym lot na Księżyc lub sen wariata. 

W tych dawnych czasach po wodzie w te i nazad, bo nie było miejsca do przybijania, kursował leciwy stateczek, a kiedy rdza go zeżarła, zastąpiony został pełnomorska szalupą. W dawnych czasach, oprócz tych plażowych i przystaniowych, był tylko jeden a i to mocno nadwątlony przez lodową krę pomost. W dawnych czasach o urządzeniu Mysiej Wyspy nikomu do głowy by nie przyszło, boć to las, gmina i „krajobraz chroniony”. A gdyby wtedy powiedzieć komuś, że narciarz niekoniecznie musi być ciągnięty przez motorówkę, przeżyłby prawdziwy szok. W tamtych czasach nadjeziorny park kończył się na „kwadraciku” a z drugiej strony - przy stadionie. Dalej była dzicz, pola niczyje czyli wieś Trzesieka i Świątki z PGR-em i chłopo-robotnikami. 

Dzisiaj, kiedy oprócz kolejki linowej jest prawie wszystko, zbrakło tylko... ludzi. Bo w tamtych czasach co niedzielę na jeziorze było biało od wszelkiego rodzaju żaglówek. Bo w tamtych czasach w niedziele lub soboty rozgrywano regaty. Latem co tydzień. W pozostałe dni „tylko” pływano i uczono młodych pływać. W tamtych czasach żeglarzy było całe mnóstwo. Największa SMOS liczyła ich ponad setkę! Wodnym bractwem zawiadywało tylko kilku instruktorów. W przystaniach roiło się od młodych ludzi, dla których marzeniem było usiąść za sterem, zrobionego ze sklejki „Kadeta”. Z tym, że najpierw trzeba było przez całą zimę przychodzić na zajęcia, skrobać, szpachlować i malować łodzie, a nawet szyć żagle. 

Nie pytam, gdzie podziali się szkoleniowcy, bo większość już przeszła już w stan wiecznego spoczynku. Ale gdzie następcy? Dzisiaj, kiedy mają do dyspozycji tyle sprzętu, tyle różnego rodzaju urządzeń, nawodnych, podwodnych i przybrzeżnych. Ludzie, co się z Wami stało? Instruktorów wymiotło. I choćby w ich miejsce powołano tysiąc urzędników i pełnomocników z biurkami i skoroszytami, to nic z tego nie będzie. Szkolenie młodzieży zastąpiono „edukacją” i „promocją”. Żeglarstwo przez ostatnich kilkanaście lat powoli zamierało. Aż zdechło - co widać na jeziorze. A owszem, są szklane domy. Co z tego, skoro puste? Jak by co, to żeglarze (jeśli tacy nad jeziorem się zjawią), mogą co najwyżej skorzystać z wodnych rowerków przy przeżywającym tego lata „linowy” kryzys wyciągu narciarskim. Mają wybór - rowerek w kształcie łabędzia lub volkswagena. Ten ostatni ze względu na swoją sportową sylwetkę cieszy się niebywałym powodzeniem. 

                                                                                                                                       Jerzy Gasiul 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    ubuntu - niezalogowany 2016-07-05 19:21:29

    "Instruktorów wymiotło. I choćby w ich miejsce powołano tysiąc urzędników i pełnomocników z biurkami i skoroszytami, to nic z tego nie będzie. Szkolenie młodzieży zastąpiono „edukacją” i „promocją”"-trafne podsumowanie tematu w różnych dziedzinach sportu w naszym mieście....

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do