
To było już tak dawno, że tylko ze starych zdjęć wiemy, jak ów zakątek wyglądał. Złoty okres świetności trwał bardzo krótko, bo tylko od połowy lat 20 do końca wojny, kiedy to część zabudowy została zburzona podczas zdobywania miasta. Mowa o nieistniejącym już placu u podnóża wieży św. Mikołaja.
Początki jego istnienia wiążą się z rozbiórką nawy kościoła św. Mikołaja, a także wielkim pożarem 19 kwietnia 1911 roku zachodniej pierzei Rynku (dz. pl. Wolności). Z tego okresu zachowało się zdjęcie przedstawiające jakąś uroczystość odbywającą się w miejscu wyburzonej kościelnej nawy.
W okresie międzywojennym to właśnie tutaj znajdował się kameralny, śródmiejski plac zwany przez ówczesnych mieszkańców Buttermarkt, czyli Maślany Rynek. Nazwa ponoć pochodziła od sprzedawanych tutaj przez rolników mleka, masła i śmietany.
Od strony wschodniej pierzeję tworzyła bogato zdobiona, czterokondygnacyjna kamienica ustawiona szczytem do dz. ul. Boh. Warszawy i doskonale się uzupełniająca z istniejącymi do dzisiaj zabudową narożnika pl. Wolności i ul. Boh. Warszawy.
Do ryneczku od zachodu przylegała wieża św. Mikołaja z parterową zabudową w kształcie arkad. W cieniu ceglanych łuków ukrywały się szkolne szalety. W budynku dawnego Gimnazjum Księżnej Jadwigi (dz. ul. ks. P. Skargi) mieściła się Średnia Prywatna Szkoły dla Dziewcząt (Höhere Private Mädchenschule), a od 1930 roku Średnia Szkoła Miejska (Städtische Mittelschule). Maślany Rynek był na tyle urokliwy, że posłużył nawet jako scenografia do nakręconego w ostatnich miesiącach wojny, wielkiej propagandowej kobyły - kolorowego filmu fabularnego „Festung Kolberg”.
Podczas zdobywania miasta przez Armię Czerwoną wschodnia pierzeja Maślanego Rynku legła w gruzach. Ruiny zostały usunięte ok. 1946 roku.
Archiwalne zdjęcie ze zbiorów Zbigniewa Gryni pochodzi najprawdopodobniej z pierwszych lat 50. Maślany Rynek był już oczyszczony z wielkiej sterty gruzowiska. W jego miejscu ulokowano szkolne boisko. Od ówczesnej ul. Stalina (tak nazywał się dz. ul. Boh Warszawy) odgradzała go na krzywych słupkach druciana siatka.
Przy płocie od strony ulicy, w cieniu dogorywającego dębu przy murze dzisiejszej handlowej galerii, stał kiosk Ruchu, a tuż obok dość obskurna budka z artykułami spożywczymi. W tamtym czasie, w gmachu dawnego Gimnazjum Księżnej Jadwigi mieściło się Państwowe Technikum Handlowe przekształcone w latach 60. na Technikum Ekonomiczne. W skład, jak to wówczas szkołę określano - „ekonomika”, wchodził także neogotycki budynek dzisiejszego Przedszkola Publicznego, w którym ulokowano internat. Szkoła wyprowadziła się z tego miejsca dopiero w 1974 roku. Stało się to po oddaniu do użytku kompleksu budynków przy ul. Szczecińskiej.
Opuszczony budynek trafił w ręce Cukierniczej Spółdzielni Inwalidów „Słowianka”.
Nowy właściciel stary gmach gruntownie przebudował z wielką szkodą dla jego zewnętrznej architektury. To właśnie wtedy pojawiły się na poddaszu, nigdy dotąd nie istniejące, topornie prezentujące się lukarny, a dachówkę zamieniono na blachę falistą. Jednym z najważniejszych elementów stał się zwalisty komin c.o. ze zbiornikiem wyrównawczym.
Na archiwalnej fotografii, na pierwszym planie w całości widać wieżę św. Mikołaja. Na otwarcie w tym miejscu Muzeum Ziemi Szczecineckiej, bo tak nazywało się dzisiejsze Muzeum Regionalne, trzeba było jeszcze poczekać. Muzeum otwarto dokładnie 28 lutego 1958 roku, co nie znaczy, że do tego czasu wieża (tak jak jest to dzisiaj) była nieużytkowana. Zabytkowa wieża już od 1947 roku stała się siedzibą Obywatelskiego Komitetu Muzeum Szczecinka i Ziemi Szczecineckiej. Założycielami komitetu był Aleksander Stafiński i ks. Anatol Sałaga. Nie był to jednak czas sprzyjający powołaniu muzeum. Wszystkie zgromadzone przed wojną zbiory zostały doszczętnie rozgrabione lub zniszczone przez sowieckich żołnierzy lub żądnych zysku różnej maści szabrowników. A. Stafiński zaczął od szukania i gromadzenia zabytków archeologicznych, a także licznych publikacji o lokalnej historii tych ziem. Z czasem, głównie dzięki jego pasji, możliwa była reaktywacja muzeum.
W latach 60. w centralnym miejscu dawnego Maślanego Rynku wybudowano pralnię chemiczną. Był to parterowy obiekt, jakich wiele w tamtym czasie pojawiało się w centrum miasta.
Murowany, drewnianej konstrukcji barak został rozebrany dopiero ok. 1997 roku.
W 2000 z bliżej nieznanych powodów ratuszowa pracownia urbanistyczna wyznaczyła (w miejscu Maślanego Rynku, a wcześniej cmentarza i kościelnej nawy) działkę, którą bez żadnego problemu bardzo szybko sprzedano.
To właśnie w tym czasie zmieniono plan zagospodarowania miasta. Zgodnie z bieżącymi potrzebami finansowymi, bez najmniejszego szacunku do historycznego układu urbanistycznego zadecydowano, aby to miejsce przeznaczyć pod zabudowę usługowo-handlową. Zwyciężyła opcja, że w imię doraźnego zysku można dowolnie kształtować przestrzeń publiczną, mając za nic jej historyczną tożsamość.
W ciągu kilku miesięcy prywatny inwestor bardzo szybko wybudował w tym miejscu duży, dwupiętrowy obiekt handlowo-biurowy. Budynek stanął kilkanaście metrów od zabytkowej wieży, a jego architektura mocno kontrastowała nie tylko z wieżą, ale także z sąsiednią XX wieczną zabudową.
Od strony wieży - ściana szczytowa nowego obiektu została w całości przeszklona, dzięki temu wieża mogła być wyeksponowana, choć w mocno ograniczanym zakresie.
Żywot budynku był niezwykle krótki.
Można nawet powiedzieć, że w powojennej historii miasta był to jeden z najkrócej istniejących obiektów. Został rozebrany już w 2009 roku, a kilka miesięcy potem w tym miejscu powstała czterokondygnacyjna galeria handlowa (podobnie jak poprzedni budynek na ludzkich kościach) o architekturze godnej scenografii z mydlanej opery.
Mieszkańcom wmawiano, że jego architektura godna jest cyt. „łódzkiego browaru”, że zachowany zostanie dogorywający dzisiaj stary dąb (były też pomysły o jego przeniesieniu w inne miejsce!) wmawiano także o dachowej zieleni widocznej nawet z poziomu ulicy(!)…
Warto dodać, że w dziele tym skandalicznie zachowała się ówczesna koszalińska (oddział) i szczecińska konserwator zabytków. Jest to jednak opowieść, której nie da się streścić kilkoma zdaniami. Bardzo dużo pisałem o tym swego czasu na łamach Tematu.
Wieżę, której rodowód sięga czasów założenia miasta, zdeprecjonowano do przybudówki tyle, że postawionej kilka wieków wcześniej.
I choć za pieniądze prywatnego inwestora została gruntownie zakonserwowana, ze względu na obowiązujące przepisy przeciwpożarowe — nie może być użytkowana.
Po przeszło dziesięciu latach jej opuszczone wnętrze już tylko królestwem mroku. Z całą pewnością pośród pajęczyn co noc po stalowych schodach błąkają się duchy pochowanych tych, których przykryto betonową płytą podczas budowy galerii. Tylko część ludzkich kości została zapakowana do foliowych worków i wywieziona na cmentarz.
Jerzy Gasiul
Zdjęcia archiwalne (z okresu międzywojennego) ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Szczecinku
Hej, spodobało się? Postaw kawkę autorowi. Będzie honorowo
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A pożar pralni i sławne szczecineckie nazwiska w tle... Afera goni afere. Teraz to sama góra się wzięła za deweloperkę, to juz nikt nic ne zbuduje w tym mieście...