Reklama

Historia kawałka deptaku. Mogło być gorzej

Ulica Bartoszewskiego należy do najpopularniejszych szczecineckich traktów, którego początki sięgają czasów powstania miasta. Można nawet przyjąć, że bez niej Szczecinka by nie było. To właśnie tędy od najdawniejszych czasów, wiódł szlak służący zarówno kupcom jak i różnym podróżnikom, udającym się w kierunku przejścia granicznego w Gwdzie i dalej na Pomorze Gdańskie i do Prus.

Wcale nie tak dawno, choć już tylko jako jednokierunkowa, była jedną z głównych arterii komunikacyjnych miasta. Dzisiaj zatraciła swoje dawne znaczenie, stając się podobna do wielu kameralnych, śródmiejskich uliczek.

Na chwilę przenieśmy się do 1976 roku. Właśnie wtedy, w grudniu, na dz. ul. Bartoszewskiego a wtedy ul. 9 Maja, w sąsiedztwie skrzyżowania z ul. Wyścigową i Podgórną, po obu stronach uliczki pojawiły się płoty z żerdzi. Rozpoczęto wyburzanie całej zabudowy.

To były już ostatnie dni istnienia narożnej kamieniczki pod numerem 21. Ponieważ w tym czasie o renowacji wiekowej zabudowy mowy być nie mogło, zwyczajowo w jej miejscu budowano bloki. Ówczesną architekturę kształtowały nonsesowne normatywy, segmenty, moduły i technologia związana z przemysłową produkcją prefabrykatów. To był kres miejscowej, w znacznym stopniu historycznej zabudowy. W najlepszym przypadku – tak jak to się stało z narożną kamienicą „Pod arkadami” podwyższano o jedną kondygnacją przy okazji pozbywając się stromych dachów oraz wszystkich detali architektonicznych.

To właśnie w tym czasie jezdnię wyłożoną granitową kostką z granitowymi płytami chodnikowymi, definitywnie zamknięto dla ruchu kołowego. Kilka lat później ktoś wpadł na pomysł, aby utworzyć pierwszy w Szczecinku deptak. Ponieważ żadnych dużych funduszach na ten cel nie było, postanowiono zrobić to najtańszym sposobem. W tym celu, nie ruszając nawierzchni jezdni, całość zalano asfaltem. Ów „tani” materiał miał tę właściwość, że w upalne słoneczne lata uginał się pod stopami przechodniów niczym niezastygła lawa Wezuwiusza. Za to zimą i jesienią, w tych samych miejscach pojawiały się szeroko rozlane kałuże. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Z czterech uwiecznionych na archiwalnym zdjęciu z 1984 roku kamieniczek zachowały się trzy, te od numeru 23 do 27. Tę pierwszą, narożną przy skrzyżowaniu z ul. Wyścigową pod numerem 21 najwyraźniej uznano za mało wartościową, choć pochodziła z tego samego okresu co sąsiednia zabudowa. Wszystkie kamienice charakteryzowały się bogatym detalem architektonicznym, ale tylko od strony ul. 9 Maja. Wszystkie miały bardzo wąskie podwórza – studnie zamknięte od strony ul. Sadowej, budynkami przemysłowymi lub magazynowymi z bramami wjazdowymi.

Nawet w najbardziej słoneczne dni panował tu półmrok. Miniaturowe podwórka wyłożone polnym kamieniem albo po prostu zalane betonem - przepełniał zapach wilgoci.

Każda z jednotraktowych i niezwykle wąskich oficyn miała swoją niezależną klatkę schodową. Nie była ona tak okazała, jak w budynku głównym. Drewniane, strome schody prowadziły do amfiladowych mieszkań – tj. kuchnią i pokojami połączonych drzwiami umieszczonymi w jednej linii, a kuchnia była najczęściej pierwszym przechodnim pomieszczeniem.

Rzecz jasna, nie był to żaden standard. Z lokatorzy z reguły starali się nad wyraz wąskie pomieszczenia dzielić przepierzeniami, dostosowując je do swoich wymagań. Ostatnią kondygnacją był zakurzony strych, zazwyczaj użytkowany tylko od wielkiego dzwonu. Pranie zwyczajowo rozwieszano na sznurach umieszczonych na podwórzach. W podwórzu też, przyklejone do ściany, były przykryte drewnianą, pochyłą klapą, prowadzące do piwnic ceglane schody. Ponieważ wszystkie mieszkania miały piece opalane węglem, to tu trzymano opał. Każdy zimowy dzień zaczynał się od wędrówki do piwnicy z kubełkiem po węgiel i drewno na rozpałkę. To był stały rytuał mieszkańców.

Innym, ale już cotygodniowym obrządkiem - było sobotnie mycie schodów. Drewniane schody kryjące w swoich zakamarkach resztki oryginalnej czerwonej farby, nasiąknięte mydlinami i proszkiem do prania, przepełniał specyficzny zapach, zupełnie nieznany mieszkańcom betonowych bloków.   

Narożna kamienica nr 21 miała nieco bardziej okazałą oficynę. Jej okna wychodziły na ul. Wyścigową. Za nią znajdowało się niezwykle wąskie podwórze, zabudowane parterowym magazynem z trójkątnym świetlikiem na dachu. Zdjęcie wykonałem z okna bloku przy ul. Sadowej – to widok na dachy.  

Wokół roznosił się specyficzny „portowo-śledziowy” zapach za przyczyną pobliskiego sklepu rybnego. W okresie PRL handlem rybami zajmowała się państwowa firma – zwała się Centrala Rybna. To z tego okresu pochodzi znane do dzisiaj powiedzonko: „Jedzcie dorsze bo  g… gorsze”. Dzisiaj, kiedy dorsz stał się niemal rarytasem - ówczesne gusta wydają się co najmniej dziwaczne. W ówczesnym Szczecinku były  trzy sklepy rybne: jeden przy ul. Żukowa naprzeciwko kina Przyjaźń, drugi przy sądzie na ul. Boh. Warszawy, a trzeci już w latach 70. w nowym bloku przy ul. Żukowa.

Po wyburzeniu kamieniczki, kilkanaście kolejnych lat w tym miejscu był jedynie pusty plac, na którym od czasu do czasu ktoś rozkładał stragan z owocami. Po jakimś czasie znalazł się amator, który chciał w tym właśnie miejscu wybudować… domek jednorodzinny. Czy ów ważny inwestor nie miał dostatecznej siły przebicia, czy może któryś z bardziej odpowiedzialnych i przy tym odważnych urzędników przeciwko takiej lokalizacji zaoponował - dzisiaj już nie pamiętam, ale ważne, że do budowy nie doszło. W przeciwnym wypadku mielibyśmy do czynienia z takim urbanistycznym ewenementem, lub jak kto woli wybrykiem urzędniczej natury, jak domek jednorodzinny przy skrzyżowaniu ul. Mickiewicza z ul. Pileckiego.

W 1986 roku w tutejszym „Budoprojekcie”, w którym pracowałem, sporządzono projekt nowej zabudowy plombowej. Był to jeden z pierwszych projektów na terenie miasta, który zrywał z dotychczasową blokową sztampą. Powstanie tego budynku było możliwe dzięki zaangażowaniu się  jego budowę nieistniejącego już dzisiaj PSS „Społem”. Spółdzielnia ta postanowiła wybudować w tym miejscu duży, oczywiście jak na tamte czasy sklep spożywczy. Ze względu na usytuowanie miejsce było bardzo dobre. Górne kondygnacje przeznaczono w całości na mieszkania. Najbardziej charakterystycznym elementem budynku jest narożny wykusz z logiami nakryty dachem namiotowym. Od strony deptaka podział elewacji z potrójnym pasem okien, zaakcentowanych na poziomie dachu półkolistymi attykami, harmonizuje ze starą zabudową. Od ul. Wyścigowej elewacja budynku  ma nieco inną formę, nawiązującą z sąsiadującą w tym miejscu zabudową.

Budowa już na etapie fundamentowania sprawiła wykonawcy – Komunalnemu Przedsiębiorstwu Budownictwa Specjalnego - sporo kłopotów, a to głównie za przyczyną wysokiego poziomu wody gruntowej. Piwnice musiały być wyżej, ponieważ pierwotnie znajdowały się tam sklepowe magazyny. Na zdjęciu współczesny widok od strony ul. Sadowej. Od tamtego czasu zachowano oryginalną kolorystykę elewacji.

Po raz kolejny deptak przebudowano w 1994 r. To wówczas zerwano asfalt wraz ze znajdującą się pod nim starą nawierzchnią, zastępując ją kolorową kostką betonową. Środek akcentowały oryginalne (a więc nie pochodzące z katalogu) latarnie pośród miniaturowych ceglanych kwietników z wiecznie zielonymi iglakami.

W 2017 roku doszło do kolejnej przebudowy, ale to już zupełnie inna historia.  

Jerzy Gasiul

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 08/06/2025 17:57
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    x - niezalogowany 2025-06-08 16:39:29

    czarnobiałe zdjęcie 5 z 8 pokazuje świetnie "poniemieckie" ruiny. dedykuje wszystkim miłośnikom niemieckich pocztówek i obiegowej opini, że za Niemca (prawie 100 lat temu, po tym jak osadnicy wymordowali i wyrugowali lokalnych autochtonicznych Słowian) był porządek.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Czas - niezalogowany 2025-06-08 20:21:33

    Przemijam i ja kilkadziesiąt lat w tych miejscach, a nie zauwazyłem półkolistych attyk. Zdjecie nr 4 pokazuje jak dobry jest to zamysł. Wspaniale i godne katalogu architektury lokalnej. Szkoda, jednak ze ludzie dziś nie zwracają uwagi na detale, ale jest i w tym sens, że funkcjonalność jest wazniejsza wspołczesnie od ozdobników bądz zachowania stylu. Wolalbym zobaczyć proste windy zewnętrzne na blokach np. Osiedla Zachód - niż odwołania do poniemieckich detali w centrum. To juz było. A ludziom trzeba ulatwiać życie bo mają jedno przed sobą. Nie upiększać historycznie ;) Moim zdaniem.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • profesor - niezalogowany 2025-06-09 20:46:43

    W centrum powinny być historyzujące budynki, nie zależnie od naszych niemieckich antypatii. Obrzydliwie się buduje dziś - odsyłam do plomby budowanej przez JHD za miliony na ul. Pilcekiego. Modernistyczny twór zaprojektowany przez leniwego architekta będzie stał wśród pieknych kamienic.

    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do