
To było jedno z najładniejszych, jak do tej pory w Szczecinku rondo. Zdjęcie nieznanego autora – najprawdopodobniej niemieckiego turysty – zostało zrobione w 1969 roku. Sądząc z bujnej zieleni, a także stojaka z "pakietem" flag zostało wykonane najpewniej w okolicy 22 lipca. W tamtym czasie było to święto państwowe upamiętniające powstanie PKWN. Ze święta wszyscy się cieszyli , ponieważ był to dzień wolny od pracy, a w jego przededniu w sklepach mięsnych można było dostać to, czego w zwykłe dni trudno było uświadczyć. Utrwalony na kolorowym filmie, co wtedy było jeszcze rzadkością, plac Wolności pamiętają już tylko najstarsi mieszkańcy. Zanim plac na przełomie lat 80 i 90 przeszedł gruntowną metamorfozę, w tamtym czasie był najważniejszym w mieście węzłem komunikacyjnym.
Dziś trudno w to uwierzyć, ale w tym czasie, właśnie tutaj (nie było jeszcze obwodnicy) krzyżowały się drogi w kierunku Koszalina, Piły, Słupska, Połczyna i Stargardu. Ilość malowanych na żółto drogowskazów umieszczonych na żelbetowym słupie ulicznej latarni, po prostu była imponująca. Dodajmy, że w tym czasie plac Wolności oświetlała tylko jedna latarnia – rzecz jasna z kilkoma świetlówkami. Całość umieszczona była na żelbetowym słupie pochodzącym jeszcze z przedwojnia. Słup miał tabliczkę znamionową, z której wynikało, że został wyprodukowany w Dreźnie. Tego rodzaju latarnie ustawione na środku skrzyżowań miniaturowych kolistych wysepkach stały m.in. na pl. Wazów, ul. Mickiewicza (przy stadionie), przy "małej poczcie, na skrzyżowaniu ul. A.K. z ul. Słowiańską, na skrzyżowaniu ul. Koszalińskiej z ul. Boh. Warszawy i przy skrzyżowaniu Wyszyńskiego z ul. Lipową. Różnorodność pojazdów spotykanych na naszych ulicach w latach 60. raczej nie imponowała. Najbardziej popularnymi, co zostało uwidocznione nawet na archiwalnym zdjęciu, były dostawcze Żuki, osobowe Warszawy – spotykane najczęściej jako taxi i turystyczne autobusy - Jelcze. Fotografowi udało się nawet uwiecznić - jak to widać na pierwszym planie – w tym czasie już muzealną skodę.
W tamtym czasie plac Wolności sięgał właściwie do ul. Ordona. Pierzeja wschodnia, to ta od strony Niezdobnej, została spalona i zburzona jeszcze w 1945 r. przez czerwonoarmistów. Potem przez dziesiątki powojennych lat był tu niewielki skwer z kioskiem Ruchu i postojem taksówek. Południowa pierzeja została wyburzona stopniowo i definitywnie przestała istnieć na początku lat 60. Wtedy też poszerzono ul. Zamkową, a przy dzisiaj już nie istniejących Szczecineckich Zakładach Przemysłu Terenowego pojawił się wyłożony betonowa trylinką parking. Przez długi czas bardzo ważnym obiektem i to pierwszym od strony pl. Wolności był, wstydliwie ukryty za żywopłotem miejski szalet. Za nim widać było wysoki fabryczny komin z żółtej cegły i przemysłową zabudowę. To pozostałość po przedwojennej, wielkiej pralni chemicznej i farbiarni, której właścicielem był Herman Schwarz. Co ważne, po niegdysiejszej farbiarni do dzisiaj przy Niezdobnej zachowały się (nienaruszone!) podziemne zbiorniki na chemikalia. Najwyraźniej ci, którzy stawiali w tym miejscu spółdzielczy blok, w ten sposób uniknęli kłopotu związanego z utylizacją ich zawartości.
Cały uliczny kwartał użytkowany był przez - jak się to wtedy mówiło - "przemysł terenowy". Niestety, w żadnym opracowaniu nie znalazłem choćby najmniejszej wzmianki o jego dziejach. Tutejsze zakład specjalizował się w produkcji mebli gastronomicznych, a w szczególności krzeseł z rurek stalowych z siedziskami i oparciami pokrytych skajem. Do ich produkcji zatrudniano chałupników. Szycie oparć i siedzisk odbywało się w ich domach, a pozostały cykl produkcyjny był już na miejscu. Praktycznie cała produkcja szła na eksport - głównie do Związku Sowieckiego.
Ulokowana w samym centrum miasta fabryczna zabudowa, mimo że istniała przez długie lata, traktowana była jako tymczasowa. Już w 1972 roku zatwierdzony został miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego w myśl, którego po zachodniej stronie Niezdobnej od pl. Sowińskiego aż do ratusza rozciągać się miał wielki, śródmiejski plac. Po prawej stronie rzeczki, w miejscu starych kamienic (ul. 9 Maja z przyległościami) miało powstać nowoczesne centrum administracyjno-handlowe, którego najważniejszym obiektem miała być dziesięciopiętrowa "szafa" ulokowana tuż za ratuszem. Ówczesnym zwyczajem plan ignorował historyczną zabudowę przeznaczając ją do wyburzenia. Po wprowadzeniu tzw. reformy administracyjnej, kiedy miasto zostało zdegradowane do niewiele znaczącego ośrodka, z wielkich projektów zostały jedynie sterty światłoczułego papieru.
Ostatecznie pod koniec lat 80. już po przeprowadzce SzZPT do swojej nowej siedziby przy torach kolejowych przy ul. Wodociągowej, przystąpiono do budowy bloku mieszkalnego, którego linia zabudowy – przynajmniej w swojej znacznej części - miała odtworzyć historyczną uliczną siatkę. W tamtym czasie konserwator wojewódzki był bardzo liberalny zważywszy, że tak naprawdę o architekturze obiektów decydowała technologia wykonania budynku oraz jego wykonawca. Do budowy zaangażowano Szczecineckie Przedsiębiorstwo Budowlane "Pojezierze". Był to jeden z pierwszych obiektów, które mocno odbiegały od stosowanej przy budowie spółdzielczych bloków technologii tzw. wielkiej płyty MK-75. Już na samym początku zaczęły się problemy związane z fundamentowaniem budynku. Nośne grunty w tym miejscu zalegają kilka metrów poniżej terenu, dlatego należało zastosować palowanie. W sumie budowa ciągnęła się przez ładnych kilka lat - w pewnym momencie była nawet wstrzymana. Budynek tworzący nową pierzeję placu Wolności oddano do użytku w połowie 1992 roku.
W tym też czasie trwały prace związane z likwidacją ronda, a co za tym idzie, zmianą układu komunikacyjnego – nastąpiło zamknięcie ul. Boh. Warszawy, Zamkowej i 1 Maja oraz ułożenie nowej nawierzchni na placu. Wybrano najtańszy i dostępny w tym czasie materiał – betonowe kształtki o takich kolorach jakie były dostępne na rynku. Autorem przebudowy placu był niżej podpisany. Inspiracją dla mnie był na plac Dożów w Wenecji. Tam już od wieków istnieje wzorzysta nawierzchnia, tyle że wykonana z trwałego materiału.
Nowa nawierzchnia kilka lat potem została na trwale oszpecona przez pomysł jakiegoś Dyzia, który nakazał wymalowanie na placu biegnących na cztery strony świata, podwójnych żółtych pasów niby dla rowerzystów. Z pewnością pomysł był tak dziwaczny, że tylko przez niedopatrzenie nie znalazł się w wielkiej Księdze Guinnesa. (jg)
Tekst ukazał się 6 marca w tygodniku Temat
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
a co to był związek sowiecki?
s
Pan Jurek widocznie bardzo lubi Rosjan i słowo radziecki mu nie przechodzi bo to po polsku i zawsze używa slowa sowiecki podkreślająć swe przywiazanie do rosyjskiego.
Mnie też zastanawia dlaczego były Związek Radziecki określa się jakoś z rosyjska - jako "Sowiecki", to jest przecież nie po polsku...
Najladniejsze, czy nie - mysle, ze to rzecz gustu. Mieszkancom sie podobalo, bo w okresie wiosenno-letnim bylo pelne kwiatow. Mnie natomiast bardzo razila architektoniczna pustka, zaklajstrowana jakims zakladem produkcyjnyn, ni stad ni zowad w samym srodku miasta, tuz przy naszym slicznym, ocalalym od zniszczen wojennych ratuszu. I dobrze sie stalo, ze podjeto decyzje o wznowieniu starej linii zabudowy centralnego placu w miescie, dzieki czemu mamy dzis ladne centrum z fontanna, ogrodkami kawiarnianymi i ograniczonym ruchem samochodowym, gdzie mieszkancy i goscie dobrze sie czuja.