
W Europie trwa jeszcze wojna, a już w marcu 1945 roku na terenie Szczecinka, z polecenia sowieckiego komendanta zaczyna tworzyć się polska administracja. Miesiąc później do Szczecinka z Bydgoszczy, Łodzi i Poznania przybywają pierwsze tzw. grupy operacyjne, których zadaniem było tworzenie polskich urzędów i instytucji. Efekty ich pracy w dużej mierze uzależnione były - nie tyle od fachowego przygotowania, czy też umiejętności organizacyjnych - ile raczej od dobrych chęci sowieckich komendantów.
Powojenny świat na tym skrawku ziemi był dokładnym odzwierciedleniem tego, co się działo na tzw. Ziemiach Zachodnich. Dla współczesnego pokolenia żyjącego przez dziesiątki lat bez wojny, większych społecznych konfliktów jak również w miarę dostatnio, tamte czasy są poza ich wyobraźnią. Przyzwyczailiśmy się - i Bogu dzięki - do właśnie tak urządzonego świata. Tamtego, które było udziałem naszych rodziców i dziadków, nie doświadczyliśmy. Dzisiaj trudno jest oceniać niejednokrotnie pełne sprzeczności postawy, zachowania, dynamicznie zmieniające się życiowe uwarunkowania, a także krzywdy i cierpienie. Nie nam to oceniać. Było to na tyle skomplikowane, że trudno nawet opisać. Oto fragment obrazu z tamtego okresu.
W Europie trwa jeszcze wojna, a już w marcu 1945 roku na terenie Szczecinka, z polecenia sowieckiego komendanta zaczyna tworzyć się polska administracja. Miesiąc później do Szczecinka z Bydgoszczy, Łodzi i Poznania przybywają pierwsze tzw. grupy operacyjne, których zadaniem było tworzenie polskich urzędów i instytucji. Efekty ich pracy w dużej mierze uzależnione były - nie tyle od fachowego przygotowania, czy też umiejętności organizacyjnych - ile raczej od dobrych chęci sowieckich komendantów. Dotyczy to komendantów wszystkich miast na terenie powiatu szczecineckiego, a także będących w ich rękach majątków ziemskich, nawet większych zakładów przemysłowych.
Ówczesne społeczne stosunki oddaje odręcznie sporządzone (w urzędzie nie było jeszcze maszyny do pisana z polską czcionką) w lipcu 1945 r. sprawozdanie podpisane przez Józefa Łysakowskiego Pełnomocnika Rządu na Obwód Szczecinek cyt.:
Ob. Jankowski z PUR: Dziennie przybywa 200-300 osadników. Wojsko radzieckie przyjeżdża z piśmiennym zapotrzebowaniem rosyjskiego komendanta jakiekolwiek jednostki wojskowej np. na 70 osób i nie licząc się z zarządzeniem Komendant Rejonu i Miasta Szczecinek żąda ludzi do pracy. W rezultacie ludzie uciekają przez okna, a Rosjanie 10-15 osób zabierają ze sobą.
Jednym z pierwszych państwowych urzędów powstałych na terenie miasta był Oddział Okręgowy Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. Powołana w marcu 1945 roku w Łodzi trzynastoosobowa grupa operacyjna pod kierunkiem rotmistrza Wiśniewskiego na siedzibę oddziału wybrała Piłę, ale z uwagi na centralne położenie przeniesiono go do Szczecinka. Oddział na nowym miejscu rozpoczął działalność już 5 maja 1945 r. i swym zasięgiem początkowo obejmował aż siedem powiatów.
Po reorganizacji od 1 listopada powstał Powiatowy Oddział PUR, którego siedziba początkowo znajdowała się przy ul. Kolejowej 3 (dz. Warcisława IV – przychodnia kolejowa) następnie pod numerem 16 (dz. Starostwo Powiatowe – grudzień 1945) oraz przy pl. Wazów (Szkoła Podstawowa nr 1).
Podstawowym zadaniem PUR była opieka oraz organizowanie osiedlenia „repatriantów”, a więc ludności z przedwojennych kresów wschodnich RP, powracających z niemieckiej niewoli, a także przesiedleńców z Polski centralnej.
Pierwszym kierownikiem został nieznany z imienia rotmistrz Wiśniewski. Swoją funkcję pełnił tylko do 1 czerwca. Niezwykle krótko trwała także kadencja kolejnego kierownika. Powiatowym oddziałem od 1 czerwca do 1 września kierował dr Zbroisław Huczkowski, pełniący jednocześnie urząd lekarza PUR. Po nim na swoje stanowisko wrócił, ale już tylko na miesiąc, rotmistrz Wiśniewski, a po reorganizacji PUR-em kierował Dyonizy Boniewicz.
Z tego okresu (sierpień 1946) zachował się dokument z imiennym wykazem wszystkich stanowisk.
W tym czasie w szczecineckim PUR pracowały następujące osoby: Stanisław Jurecki, Kazimierz Krukowski, Konstanty Milewski, Wacław Lachowicz, Irena Żak, Waleria Mackiewicz, Kazimierz Podsiadło, dr Zbroisław Huczkowski (lekarz), Kafarski, Ignacy Pańkow, Wiktor Kuczyński i Anna Kiełpsz.
Dyonizy Boniewicz był kapitanem WP w okresie przedwojennym i jak wynika z dokumentów UB „były kapitan placówki wywiadowczej na Związek Radziecki”. UB wraz z dwiema innymi osobami podejrzewało go o „współpracę i kontakty” z wywiadem francuskim.
Podczas wojny żona wraz synkiem Dyonizego Boniewicza została zesłana na Sybir. Po utworzeniu polskich oddziałów gen. Andersa i ewakuacji wojska wraz z innymi cywilnymi zesłańcami najpierw do Iranu, rodzina Dionizego wylądowała w dalekiej Australii. Zostali rozłączeni na zawsze.
Po wojnie w Polsce pozostał jedynie jego brat – Joachim.
O losach rodziny podczas wojny rozmawiałem z Heleną Boniewicz i Zofią Simkus z d. Boniewicz – bratanicami Dionizego.
- Wiemy, że podczas kampanii wrześniowej niektóre pułki poddawały się ruskim, a oficerów aresztowano i skończyli w Katyniu. Pułk ułanów, w którym służył nasz stryj poszedł do lasu. Stryjek zmienił nawet nazwisko. O ile pamiętam, na Boni. Ciotka opowiadała, że pewnego dnia przyszedł do nich w nocy. Ciotka go nie poznała, bo był zarośnięty. Przyszedł, aby zjeść i się ogarnąć. Jak się dalej potoczyły jego losy - nie wiemy. Wiemy, że ostatecznie żona naszego stryjka Dionizego wraz z synkiem trafili do Australii.
- Urodziłam się w Brześciu n/Bugiem – mówi Helena Boniewicz. - Jesteśmy z drugiego małżeństwa naszego taty. Jego rodzina została w 1941 wywieziona na Syberię. W sumie były trzy transporty i tylko jeden ocalał. Ten którym rodzina naszego taty jechała - był już ostatni.
22 czerwca 1941 wybuchła wojna niemiecko-sowiecka. - Nasz tata był przekonany, że jego rodzina zginęła – taka wiadomość dotarła do niego. Tata poznał naszą mamę i się pobrali. Rodziny zostały wywiezione na Sybir, zaś mężczyzn osadzono w więzieniu w Brześciu. Byli tam do chwili, kiedy wkroczyli Niemcy. Zanim wkroczyli Niemcy był moment bezkrólewia. W nocy dozorcy więzienni pootwierali cele i więźniów wypuścili.
Po wojnie dopiero się okazało, że dzieci oddzielono od matki. Najstarszy syn, a nasz brat przyrodni 15-letni Witek był osobno. Kiedy powstała armia Andersa został do niej przyjęty. Dwie jego siostry zostały z innymi dziećmi. Ostatecznie matka i nasze przyrodnie siostry spotkały się w Teheranie. Wojtek po skończeniu szkoły lotniczej przydzielony został do lotników, a matka z córkami swoją wojenną tułaczkę zakończyły w Kenii. Przebywały tam do 1948 r.
- Po wojnie z Anglii odezwał się Wojtek. Pytał, czy ma wracać do Polski. Do Polski jednak nie przyjechał obawiając się więzienia, bo przecież służył w niewłaściwej armii. Wojtek ściągnął do siebie całą rodzinę z Kenii.
- Nasz tato został w Brześciu. Potem cała rodzina wraz z babcią trafiła do Szczecina, a stryjek Dionizy do Szczecinka. Od lipca 1945 został zatrudniony w PUR, a potem PAGET- to firma związana z przemysłem drzewnym - poprzedniczka KPPD. Uczył także matematyki w TPD. Potem pracował w LPZ z czasem zmienione na LOK.
Joachim Boniewicz pracował w Szczecinie w Spółdzielni Robotnik jako księgowy. W 1949 roku został aresztowany pod zarzutem sabotażu. W więzieniu przesiedział 9 miesięcy. Tam, w wyniku przesłuchań i z powodu złego odżywiania, stracił wszystkie zęby. Zwolniono go bez żadnych dokumentów, nie ma ich nawet w archiwum. Najwyraźniej nie mieli żadnych dowodów jego „przestępczej” działalności. Tak to było, że zatrzymywano ludzi pod byle pretekstem.
- Po wojnie Polacy nie wiedzieli, czy Szczecin trafi do Polski. Ludzie zaczęli uciekać do centralnej Polski. Z tego też powodu i my wyjechaliśmy, osiedlając się najpierw na wsi pod Mławą, a we wrześniu 1953 po śmierci naszej babci przyjechaliśmy do Szczecinka. W tym mieszkaniu przy Warcisława mieszkamy od 1953 r.
Zdjęcie : Dionizy z bratem Joachimem
Nakaz prokuratorski o aresztowaniu 27 stycznia 1947 dr Zbroisława Huczkowskiego, pełniącego kilka miesięcy funkcję kierownika PUR, a także lekarza, dla wielu pracowników prawdopodobnie nie był żadnym zaskoczeniem. Zaskakujące wydaje się natomiast to, że w jego obronie stanął następca na tym stanowisku - Dionizy Boniewicz.
Z opinii Dyonizego Boniewicza wysłanej do szczecińskiej Delegatury Komisji Specjalnej z 31 stycznia 1947 r.: Będąc repatriantem sam rozumiał potrzeby napływających i szczególnie troskliwie opiekował się repatriantami udzielając pomocy lekarskiej bez względu na porę dnia i nocy. (…) Z chwilą jego aresztowania daje się dotkliwie odczuwać brak opieki lekarskiej na Punkcie Etapowym, tym bardziej, że Szczecinek odczuwa brak lekarzy.
Proszę o zwolnienie go z aresztu z tym, że za ewentualne popełnione przestępstwo, czy nadużycie będzie odpowiadał z wolnej stopy.
W ostatnim akapicie pisma Boniewicz zapewnia, że do czasu rozstrzygnięcia sprawy nie opuści Szczecinka „jako swego miejsca zamieszkania i stawi się na każde wezwanie władz sądowych”.
W dokumentacji archiwalnej dotyczącej PUR oraz dr Huczkowskiego pojawiają się zeznania złożone przed funkcjonariuszem PUBP dotyczące dwóch osób: Zbroisława pełniącego funkcję lekarza PUR i Dobrmila – jego ojca. Ponoć syn sprowadził do Szczecinka liczącego 64 lata ojca. Na podstawie zeznania złożonego 1 września 1945 r. w PUBP w Szczecinku wiadomo, że urodził się w 1881 we Lwowie. Po skończeniu Uniwersytetu w Wiedniu i Wyższej Szkoły Rolniczej w Pradze w latach 1907 – 19 służył jako major w armii austriackiej. Za udział w wojnie wyróżniono go 7 orderami. W 1942 r. aresztowany został we Lwowie przez Gestapo. Jak zaznaczył, powodem aresztowania było posiadanie przez niego niezarejestrowanego radia.
Nieco inną wersję życiorysu Zbroisława Huczkowskiego zaprotokołowano w jego późniejszych zeznaniach. Okazuje się, że do maja 1941 pełnił funkcję komisarycznego burmistrza gminy Kąty i zarazem zarządcy 8 cegielni w gminie Kąty k/Warszawy. Następnie przeniósł się do Warszawy gdzie zajął się pracą podziemną w AK. W marcu 1942 został aresztowany przez Niemców za przewiezienie na polecenie organizacji ze Lwowa do Warszawy inż. Dobrowolskiego z rodziną i inż. Pollaka z matką. Chociaż, jak zapewniał, z AK nigdy nie wystąpił - udziału w powstaniu nie brał.
O niejasnej przeszłości Zbroisława a może Dobromila (imiona często są mylone) z pierwszych lat okupacji zeznania złożyło trzech świadków. A oto fragmenty protokołu z zeznań złożonych w Tarczynie 11 sierpnia 1945 r.:
Huczkowski podczas okupacji był burmistrzem w Kątach. Podczas swego urzędowania z polską ludnością obchodził się b. źle, bił, kopał i wysyłał do Prus na roboty (…) Za czasów urzędowania na gmachu urzędu powiewała swastyka co na innych urzędach tego nie było. Huczkowski jeździł swoim autem ze swastyką jak również na rękawie nosił swastykę. (…) w 1941 roku Huczkowski jako major austriacki zarządził zbiórkę Volksdeutschy i Reichdeutschy i Niemców do grobu (poległego w 1914 r. żołnierza niemieckiego – dop. red.) na którym odbyła się manifestacja antypolska (…)
Z tytułu zajmowanego stanowiska posiadał odbiornik lampowy oficjalnie używał tytułu Niemca (…) nie posługując się w ogóle językiem polskim, językiem urzędowym był tylko język niemiecki. Pomimo że Huczkowski pierwszorzędnie władał językiem polskim, jednak dla zmylenia czujności trzymał tłumaczkę również Volksdeustchkę Dziewulską (…)
W lutym 1940 Huczkowski zebrał w gminie Kąty całą ludność i oświadczył, że każdy z gospodarzy i robotników ze swojej rodziny jednego członka musi przekazać do Prus na roboty, w przeciwnym razie zagroził utratą majątku, wysłaniem do Prus i rozstrzelaniem.
Z kolei świadek Adam Kercz Góry Kalwarii dowodził, że Emil (to trzecia wersja imienia!?) Huczkowski w 1939 został komisarycznym burmistrzem gm. Kąty, podawał się za Niemca, podpisywał się jako Emil Hutschkowsky – i jak to ujął protokolant - obecnie jest „prezesem PUR Szczecinek”.
Jak widać w powojennym pobojowisku ludzie nie tylko zmieniali nazwiska i imiona, ale wyrzekali się nawet swojej tożsamości. Z innych dokumentów wynika, że Dobromił przejechał do syna dopiero w 1950 roku. Wszystko to jest tak zagmatwane, że dzisiaj, po 70 latach nie sposób tego rozwikłać.
Znana jest mi historia innego pracownika szczecineckiego PUR, pełniącego przez jakiś okres obowiązki zastępcy kierownika, który do Szczecinka przyjechał na papierach Józefa Alksnina – brata mojej babci Heleny. Nazwisko odnotowano nawet w księdze meldunkowej repatriantów PUR Szczecinek pod numerem 1454. Prawdziwy Alksnin (ur. 1897 .r) został „za Bugiem” nie chcąc porzucać swej ojcowizny.
Niezwykle krytycznie o dr Zbroisławie Huczkowskim miał także ks. Anatol Sałaga – pierwszy szczecinecki proboszcz. Oto fragment protokołu z jego zeznań z 21 lipca 1945 r.:
Dr H. poznałem w PUR w Szczecinku 25 maja 1945 przed wieczorem. Leżał chory w Izbie dla repatriantów. Gdym się dowiedział zaprosiłem go na odpoczynek i uporządkowanie się do plebanii przy ul. Roonstarsse 10 (dz. ul. E. Plater – dop. red.).
Powodowałem się tym, że jest to wyższy urzędnik doktor i starszy (chory) człowiek. Dnia 26 V 45 wyjechał do Łodzi. Po 10 daniach powrócił. Wrócił sprowadzając syna z synową i jedną panienkę, która jak mówił, ukrywa się przed wojskiem. Na moje liczne prośby, aby zakończył korzystanie z mej gościnności, oświadczył mi, że się nie wyprowadzi, dom przeznaczony na plebanię rekwiruje i przekaże go według własnego uznania komu chce i radzi szybko plebanię opuszczać.
Na moją uwagę, ze dom jest przydzielony katolickiej parafii w Szczecinku przez Tymczasowy Zarząd Miasta (…) oświadczył mi, że tymi dokumentami można wytrzeć sobie ….
W międzyczasie zgłosił się na plebanię dr Kurek lekarz wet. 4 pułku gospodarczego chcąc zabrać swoje rzeczy, które u mnie zostawił na przechowanie (…) Dr H. tych rzeczy oddać nie chciał twierdząc, że on jeden tylko ma prawo rozporządzać się własnością poniemiecką, a rzeczy dr Kurka pochodzą z szabru. (…)
Do dr H. który okupował podstępnie całe piętro, przyjechały auta ciężarowe i osobowe. Z aut tych wynoszono opony, rowery, dywany, (nieczytelnie) w workach itp. Po pewnym czasie jak słyszałem rzeczy te odchodziły do Łodzi (…)
Częste odjeżdżanie i przejeżdżanie samochodów spod plebanii, gdzie wiadomo są napisy stwierdzające, kto ten dom zamieszkuje na publiczność robi to wrażenie, że proboszcz uprawia szabrownictwo na wielką skalę. (…)
Przekonałem się z rozmowy z dr H. że jest to człowiek bez śladu etyki, ogromnie ultymatywny, nie uznający niczyjej racji prócz swoich powołuje się na protekcje najwyższych czynników państwo. Mnie księdzu zapewniał, że sam miał być księdzem. Przed wojskowymi mówił, że jest starym wojakiem. O urzędnikach swoich wyrażał się do mnie: szabrownicy, łobuzy, złodzieje.(…)
Z protokołu zeznania z 21 lipca 1945 r. świadka ppłk Kazimierza Pruszkowskiego:
W oddziale Szczecinek są dwa samochody osobowe PUR. Jeden z nich kupiony przez dr H. od żołnierzy sowieckich za spirytus (…) Poza tym jest samochód ciężarowy przydzielony przez woj. Koszalin dla przewozu osiedleńców i żywności. Wiadome mi jest, że samochód ten przewoził do mieszkania dr H. z okolicy różne meble między innymi pianina. (…)
Dr H. zabrał szoferowi Wiśniewskiemu zamontowany przez niego samochodzik DKW i sprzedał oficerom armii sowieckiej za 100 litrów spirytusu. Byłem świadkiem, jak rozżalony szofer Wiśniewski płakał, ponieważ dzięki jego pracy samochód DKW był zmontowany ze zbieranych przez niego części i odebrany za rzekomo zgodne z zarządzeniem centrali PUR.
Zastanawiające jest i to, że śledztwo wobec dr Huczkowskiego o czym świadczą protokoły z zeznań świadków rozpoczęto już latem 1945 r. a więc jeszcze w okresie jego urzędowania jako kierownika i lekarza PUR. Na dobrą sprawię dzisiaj nie wiemy jaki wyrok zapadł i kogo dotyczył. Okazuje się, że w przypadku Dobromila Huczkowskiego ur. w 1882 r. a więc ojca, wyrok brzmiał: 5 lat więzienia i przepadek mienia, a co ze Zbroisławem?
Co zatem skłoniło Dyonizego Boniewicza, aby poręczyć za dr Zbroisława Huczkowskiego? Efektem takiej postawy było wykreślenie Boniewicza z listy członków miejscowego PPS. Z pisma do Wojewódzkiego Komitetu PPS w Szczecinie:
W związku ze skreśleniem mnie z listy członków PPS składam w tej sprawie odwołanie. (…) Na Ziemiach Odzyskanych pracuję od lipca 1945 r. łącząc się z tymi, którzy przystąpili do odbudowy Państwa pod zniszczeniach wojennych. Do PPS wstąpiłem w styczniu 1947 r. Na terenie PUR w którym pracuję od 45 r. jako naczelnik urzędu, zorganizowałem Koło PPS składające się z 10 członków, urządziłem świetlicę i wykonywałem wszelkie polecenia Partji. (…)
W grudniu 48, a więc już po dwóch dniach nadeszła odpowiedź: Po rozpatrzeniu odwołania (…) Koło tutejsze (…) stawia wniosek przed odnośnymi władzami partyjnymi o ponowne przyjęcie (…) nie zauważyliśmy nic uwłaszczającego godności partyjnej (…)
Jerzy Gasiul
Dziękuję Panu Dariuszowi Trawińskiemu za fotokopie archiwalnych dokumentów i konsultację.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Czytając ten artykuł pomimo że w opisanych czasach nie było mnie na świecie ale przypomniały mi się słyszane w dzieciństwie z opowiadań ojca nazwiska przewijające się w artykule i opisywane zdarzenia które były odzwierciedleniem tamtejszych czasów.