
To była jedna z najważniejszych ulic. Można nawet powiedzieć, że bez niej nie byłoby Szczecinka. Prapoczątki dzisiejszego deptaka – ul. W. Bartoszewskiego, a do końca ostatniej wojny Preussischer Strasse (ul. Pruska), giną gdzieś w pomroce dziejów.
Dlaczego ulica Pruska? Ponieważ leżała na solnym szlaku handlowym i prowadziła w kierunku przejścia granicznego na Gwdzie i dalej do ziemi zakonu krzyżackiego i Prusom. Szlak solny od Kołobrzegu poprzez Szczecinek i dalej w kierunku Lędyczka. W pobliskiej Żółtnicy znajdowała się stacja przeładunkowa soli – stąd najprawdopodobniej wywodzi się jej niemiecka nazwa Soltnitz.
[middle1]Współczesny deptak jest niczym rzymska Via Appia – królową szczecineckich dróg. Teraz to tylko deptak, ale jeszcze półwieczem jednokierunkowa i wyłożona obrobioną kostką granitową, była ważną arterią komunikacyjną. Choć niezwykle wąska, to tędy przeciskały się nawet miejskie autobusy. Nie mniej ważnym można nawet powiedzieć, wręcz strategicznym obiektem był praktycznie niezauważalny most na Niezdobnej. Dzisiaj podążając deptakiem, gdyby nie jego południowa strona, skąd roztacza się uliczna perspektywa z wieżą kościoła Mariackiego, można go nawet przeoczyć.
Rzeczka przeciska się pomiędzy kamienicami w wąwozie wytyczonym przez wysokie kamienne i betonowe ściany. Warto dodać, że historyczna nazwa ma słowiański źródłosłów i swoistym skandalem są próby zastępowania jej wymyśloną na poczekaniu „Nizicą”.
Współczesna linia brzegowa Trzesiecka oddalona jest o ok. 70-100 metrów od tej sprzed wieków. W okresie średniowiecza nieporównanie bliżej było też do Wielimia. Pisano nawet w dokumentach, że miasto położone było nad tym właśnie jeziorem. Jego brzegi sięgały współczesnej ul. Jana Pawła II. Północne przedmieście Szczecinka - Chyże (Kiecz) po prostu było jeziorną wysepką, a może nawet osadą na palach. Kiedy w 1310 roku Warcisław IV zakładał w tym miejscu miasto, przesmyk pomiędzy Wielimiem a Trzesieckiem miał max. 300 metrów szerokości a podczas wiosennych roztopów przestawał nawet istnieć. Nadmiar wody sprawił, że na terenie miasta domy budowano na palach a ulice i rynek (dz. pl. Wolności) wyłożone były dranicami (drewnianymi belkami).
Mostek na Niezdobnej od najdawniejszych czasów spełniał rolę niemalże strategiczną. Dziś kompletnie stracił na znaczeniu i jeśli dobrze policzyłem, jest jednym z trzynastu różnego rodzaju kładek, mniej lub bardziej okazałych mostów. Przed wiekami zdarzało się i tak, że wraz z wiosennymi roztopami przejazd przez Niezdobną, a tym samym przez wąski przesmyk między jeziorami, stawał się niemożliwy do przebycia. Wraz z falą powodziową znikał również rachityczny mostek. Musiano go odbudowywać na tyle często, że w końcu zdecydowano się, aby w tym miejscu założyć miasto. Wszystko po to, aby pieczę nad przeprawą przez rzeczkę na stałe przejęli jego obywatele.
Oczywiście to tylko legenda. Prawdziwa w tej historii jest to, że właśnie w tym miejscu znajdowała się przeprawa na Niezdobnej. Jedynie miejsce, gdzie można było pokonać przesmyk pomiędzy otoczony bagnistymi terenami jez. Wielimie i Trzesieko. I to jest jedyny fakt nie do podważenia. Tak już jest, że tam, gdzie nie ma dokumentów, wkracza legenda, choć jak mówią znawcy: „w każdej legendzie jest ziarenko prawdy”.
Latem, a także o tej porze roku, wyłożona przed kilku laty płytami kamiennymi i betonem szaro-bura uliczka sprawia przygnębiające wrażenie. Przed jej ostatnią przebudową pozbyto się pięknie rozrośniętych iglaków przy kolorowych elewacjach starych kamienic, przydających ulicy specyficzny klimat. Teraz jest to tylko przejście dla pieszych upstrzone niezwykle pokracznymi ławkami, na których bez bólu kręgosłupa nie da się nawet przycupnąć choćby na chwilę.
Na archiwalnych zdjęciach pochodzącym z pierwszym lat XX wieku ukazujących ul. Pruską od strony Rynku z trudnością rozpoznajemy nieistniejący już od dawna świat. Mostek na Niezdobnej gdzieś się chowa pomiędzy głębokim wąwozem z kamienic. Widać jedynie jego drewnianą(?) balustradę.
Przenieśmy się zatem w tamte odległe dla nas czasy. Najstarsza pocztówka wydana w tutejszej oficynie wydawniczej pochodzi z 1901 roku. Naszą uwagę przyciągają przyglądająca się fotografowi a może nawet pozująca do zdjęcia, kilkunastoosobowa(!) grupa dzieci w wieku szkolnym. Na obficie upstrzonej końskimi odchodami brukowanej jezdni gdzieś tam w dali widać powoli oddalającą się chłopską furmankę.
Na kolejnym zdjęciu wykonanym zaledwie trzy lata później obecność fotografia już nie wzbudza większego zainteresowania. Jego czynnościami zainteresowały się jedynie trzy dziewczynki. Jedna z nich trzyma na ręku pewnie swoją siostrę – braciszka. Tuż za nimi powoli, spacerowym krokiem, środkiem jezdni kroczy matka a może raczej niania z dziecięcym wózkiem. Zdjęcie doskonale obrazuje senną atmosferę głównej ulicy małego miasteczka.
...
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie