To było czterdzieści cztery lata temu. W grudniową niedzielę, 13 grudnia 1981 roku powiedziano Polakom, że dla ich dobra wprowadza się w kraju stan wojenny. Na ulice wielkich miast wyjechały czołgi i wozy opancerzone. Największy w historii Polski ruch społeczny, jakim była Solidarność, został zniszczony. Część działaczy, którzy z różnych przyczyn uniknęli więzień, przeszła do podziemia. Inni, szczególnie w tak mało znaczących ośrodkach jak Szczecinek, zostali osamotnieni, poddani jakże właściwym komunistom, brutalnym represjom. Zmarły pięć lat temu Bolesław Stypa był w tym czasie przewodniczącym „S” w Wojewódzkim Przedsiębiorstwie Handlu Wewnętrznego, członkiem MKZ, a także szefem tutejszego PAX. To jego relacja.
tygodnik Temat nr 597 / 15 grudnia 2011
[Tekst w portalu ukazał się 13.12.2017].
Wybrano pod nieobecność
Solidarność reaktywowano w 1989 r. Umówiliśmy się wtedy na mszę św. w kościele Ducha Świętego, a potem na spotkanie, aby wyłonić nowe władze. Wcześniej spotkaliśmy się w koszalińskiej kurii biskupiej, do której przyjechali wtedy działacze z całego województwa. Pytano, kto z byłych działaczy odpowie się za działalnością związkową, a kto będzie udzielał się politycznie. To było, z tego co pamiętam, kilka dni przed oficjalnym reaktywowaniem Solidarności.
Po mszy przychodzimy do pomieszczenia, gdzie się miało odbyć spotkanie i... dowiadujemy się, że władze Solidarności są już wybrane. A przecież umawialiśmy się, że miało się to odbyć po mszy. Ale już się dokonało. Jechał was sęk...
Tak to było
Byliśmy bardzo dużą grupą. W ówczesnym WPHW pracowało ponad 400 pracowników. Oprócz dwóch osób wszyscy należeli do Solidarności. Całe koszalińskie WPHW liczyło wtedy ok. 2800 pracowników. Na zebraniu rady pracowniczej, a byłem jej przewodniczącym, złożyłem formalny wniosek o wyprowadzanie partii z zakładu. Sekretarz uprzejmie doniósł o tym do SB. To też było w mojej teczce.
Na przewodniczącego zostałem wybrany w zakładowych wyborach. Zostałem też członkiem prezydium Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego. Nie potrafię powiedzieć, jak duża w tym czasie była szczecinecka Solidarność. Wiem, że nie należały tylko jednostki. Nasz pierwszy lokal znajdował się na przeciwko kina przy ul. Żukowa (dzisiejsza ul. Wyszyńskiego) potem na 9 Maja. Potem naczelnik miasta przydzielił nam lokal przy ul. Zamkowej. Tam też zastał nas stan wojenny.
Związkowa kasa przepadła
Kiedy ogłoszono stan wojenny, postanowiliśmy wybrać z banku nasze związkowe pieniądze. Na koncie MKZ mieliśmy ok. 2 mln zł. Z tych pieniędzy wypłacaliśmy m. in. zasiłki. Upoważnienie do wybrania miało cztery, czy pięć osób. Część z nich została internowana. Ponieważ miałem upoważnienie, dlatego umówiłem się z koleżanką Teresą w banku PKO, aby pieniądze z konta wyjąć. Wprawdzie był już poniedziałek, a stan wojenny wprowadzono poprzedniego dnia, ale pieniądze by nam wypłacono. Skąd o tym wiem? Dyrektorem banku był mój kolega i jeszcze nie było żadnych oficjalnych zarządzeń. Niestety, koleżanka nie przyszła i związkowe pieniądze przepadły...
Nakazy wystawiano w Koszalinie
Internowano przewodniczącego Jana Zielińskiego, Józefa Wójtowicza, Tomka Czarnika - był adwokatem, Zygmunta Wanatowicza, który później wyjechał do Francji. Mnie nie aresztowano. W niedzielę o siódmej rano przyjechał do mnie mój kolega - pracownik WPHW. Mówi: „Panie kierowniku, nich pan się ukryje, bo są aresztowania.” Ubrałem się, wychodzę na ulicę. Cisza, spokój. Nic się nie dzieje. Potem dowiedziałem się, że aresztowania były przeprowadzane już wieczorem. Czarnika w nocy nie aresztowali, bo ich nie wpuścił do domu. Zwinęli go dopiero rano. Był prawnikiem więc wiedział, że nie mogą tego robić nocą. Pochodziłem po ulicy i poszedłem do siedziby PAX - tam mieliśmy różnego rodzaju bibułę, którą usunęliśmy.
Dlaczego mnie oszczędzono? Byłem przewodniczącym PAX i kierownikiem ZURT. Pewnie im jakoś nie pasowało. Kiedy przeglądałem swoje teczki w IPN w Koszalinie zobaczyłem, że na moje nazwisko była wystawiona bumaga o aresztowaniu. Zabrakło w niej jedynie podpisu naszego komendanta rejonowego milicji, Mazurkiewicza. Komendant mnie po prostu oszczędził. Pisma o internowaniu przychodziły do nas z Koszalina. Być może wpływ na to miała moja przynależność do PAX. Była to organizacja katolicka, ale propaństwowa.
W pierwszą w stanie wojennym wigilię Bożego Narodzenia z Mietkiem Niemcem - moim sąsiadem - obeszliśmy wszystkie domy osób internowanych i złożyliśmy życzenia ich rodzinom.

Zaczęli od krzyża
Nie wiem, kiedy to było. Któregoś dnia przychodzi do mnie dwóch panów z poleceniem, abym poszedł z nimi do ratusza. Wzywał mnie komendant. Przychodzę, a komendant pyta mnie, czy mam klucze od pomieszczeń MKZ. Mówię, że nie mam. Klucze miał Zieliński i Bronek Śliwiński. Pytają: „Gdzie jest Śliwiński”. Odpowiadam, że nie wiem. „To ja panu przykazuję, aby poszedł pan do jego domu po klucze od MKZ”. Kiedy? „Na jutro”.
Coś takiego to było. Komisja Urzędu Miejskiego spisała (data sporządzenia 15 grudnia 1981 r. - dop. red.) w MKZ wszystkie przedmioty. Byliśmy przy spisie. (Z protokołu wynika, że dokonano go w obecności Teresy Kłos, Bolesława Stypy i Alberta Sekowicza). Za kilka dni zostały podstawione dwie ciężarówki i z lokalu wszystko wybebeszyli. Pamiętam, że spis zaczęto... od krzyża na ścianie. Była to moja decyzja. Zapytano mnie: „Od czego zaczynamy?”. Mówię: „Od krzyża”.
Gdzie pieniądze?
Dokładnie też przeliczono i opróżniono stojącą w MKZ skarbonę. Stała od czasu zjazdu „S” w gdańskiej Oliwii. Ludzie przychodzili do nas i każdy coś do tej skarbonki wrzucał. Policzono jej zawartość. Było dokładnie 17594 zł, w tym m.in. 5 marek DDR, 5 rubli, 1 korona czechosłowacka, jeden bon towarowy.
Protokół zakończono o 12.30, pieniądze przekazano mnie, a lokal zamknięto i opieczętowano. Wziąłem te pieniądze i przyszedłem do pracy. Zastanawiałem się, co z nimi zrobić. To był bilon i sobie pomyślałem, że pójdę do sklepu i zamienię go na grubsze. I wtedy przychodzi do mnie pracownik skarbówki z pytaniem: „Panie Bolku, gdzie ma pan te pieniądze? Dostałem burę od szefów, jakim prawem wypłaciliśmy panu pieniądze. Proszę pana, niech pan natychmiast pójdzie do banku i całą sumę wpłaci na konto Urzędu Miasta”.
Jak widać, wszystko było robione na żywioł. Na odwrocie pokwitowania napisałem: „Pieniądze społeczne będące własnością NSZZ Solidarność Odział Szczecinek w depozycie Urzędu Miasta Szczecinek”. Stało się to 17 grudnia. Są na koncie urzędu do dzisiaj? Może i są.
Tych dwóch - na komendę
Co ciekawe, wtedy podczas opróżniania lokalu zostałem zatrzymany. Byliśmy tam z Bronkiem Śliwińskim. Wpadł szef tutejszego SB i zaczęliśmy z nim dyskutować. Po wymianie zdań, odzywa się: „Zamknąć to wszystko, a tych dwóch na komendę”.
Na komendzie kazano nam czekać w pokoju. Siedzimy z godzinę. Przychodzi ktoś i mówi: „Pan Stypa do komendanta”. Wchodzę, a komendant do mnie: „Mam tu takich pracowników, którzy za panem się ujmują, dlatego zwalniam pana. Mam tylko kategoryczne zastrzeżenie, aby panu do głowy nie przyszło, plakatować miasto. Wiem, że pana na to stać”.
Śliwińskiego od razu z pokoju zabrali do Wierzchowa.
Bolesław Stypa zmarł 9 marca 2020 r.
tygodnik Temat nr 597 / 15 grudnia 2011
[Tekst w portalu ukazał się 13.12.2017.]
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Panie Jerzy, jak najwięcej takich wspomnień. Dziękuję.