
Plac targowy przy ul. Cieślaka (początkowo nazwano ją ul. Różaną) powstał niemalże w tym samym czasie co ulica będąca fragmentem przyszłej obwodnicy. Został przeniesiony właśnie w to miejsce po likwidacji targowiska na pl. Winnicznym. Dzisiaj to już niezwykle odległa historia. Jak na ówczesne możliwości finansowe miasta wybudowano je z rozmachem, przy czym jego funkcję dostosowano do ówczesnych warunków.
Przypomnę, że w tamtym czasie głównymi dostawcami ziemiopłodów byli okoliczni rolnicy. Rynkowy handel odbywał się zatem bezpośrednio z chłopskich (to już niemodne słowo) furmanek. Nic też dziwnego, że znaczną część targowiska stanowił po prostu nieutwardzony plac. Nic też dziwnego, że podczas złej pogody targowisko tonęło w błocie.
Jego południową część zajmowały zgrupowane w rzędy murowane stoiska – kioski. Każde z niezależnym wejściem i witryną okienną zamykaną okiennicami. Bardzo szybko okazały się mało przydatne.
Dlatego też zdecydowana ich większość przez cały okres swego istnienia była stale zamknięta. Powodzeniem cieszyły się jedynie te usytuowane wzdłuż głównej wyłożonej trylinką rynkowej drogi łączącej bramę przy ul. Cielska z bramą od strony ul. Winnicznej.
Być może wynikało to z wyższych opłat, a może po prostu najbardziej przyznane okazały się stoły – drewniane blaty na stalowym stelażu? Te o wyższym standardzie miały nawet zadaszenia.
Targowisko pod koniec swego istnienia wyglądało rozpaczliwie. Okazja do jego przebudowy nadarzyła się dopiero po czterdziestu latach. Unijne fundusze w ramach programu „Mój rynek” spowodowały, że po kilku miesiącach od rozpoczęcia inwestycji, 8 lipca 2012 roku zmodernizowane od podstaw targowisko zostało otwarte. O ile pamiętam odbyło się bez przecinania wstęg i urzędowej pompy.
Oprócz parkingów betonowych, licznych betonowych stołów, pojawiła się publiczna toaleta i co najważniejsze, na środku teraz w całości utwardzonego betonową kostką placu o całkiem sporej kubaturze, stanęła hala targowa. W niezwykle dawnych czasach w wielu miastach tego rodzaju obiekty cieszyły się olbrzymim powodzeniem. W szczecineckim przypadku już od samego początku stał się przedmiotem powszechnej dezaprobaty. Z tego powodu nazwano ją „stajnią”.
Oto się okazało, że potężna stalowa konstrukcja przykryta ocieplanym(!) dachem jest kompletnie bezużyteczna. Zimą są tam przeciągi takie, że głowę urywa, latem ziąb niczym grudniową porą. Na nic zadała się rozbiórka drewnianych przepierzeń, które niezwykle skutecznie izolowały wnętrze nie tylko od otoczenia, ale przede wszystkim od światła dziennego.
Hala wykorzystywana jest co najwyżej jako miejsce do zaparkowania dostawczaka lub przyczepki z towarem.
W dniach, kiedy targowisko jest nieczynne, stanowi bazę dla dziecięco-młodzieżowych środowisk spędzających w tych dość niezwykłych warunkach swój wolny czas od zajęć szkolnych.
Zarządca targowiska od samego początku próbował wydzielić stanowiska dla produktów rolnych, przemysłowych, spożywczych itp. ale bez powodzenia. Dzisiaj zarówno sprzedający, jak i kupujący idąc „na rynek” z góry wiedzą gdzie i co można kupić. Stoiska i miejsca są przemieszane. Proza życia okazała się silniejsze od urzędowych ustaleń i wytycznych.
Z góry wiadomo, gdzie można kupić wędlinę, rybę (tylko z samochodów), produkty mleczarskie, owoce (nie tylko na stoiskach), miody, kwiaty, artykuły przemysłowe, obuwie, odzież – jednym słowem wszystko co komu przydatne. Handlowa galeria pod chmurką, choć ceny tu są wcale nie mniejsze niż w marketach, największym powodzeniem z bliżej nieznanych powodów cieszy się w piątki. Zgodnie z miejscową tradycją, targowe wtorki są mniej ludne. Są jeszcze handlowe niedziele, wówczas targowisko zamienia się w jarmark staroci, ale tak się dzieje tylko w jeden dzień w miesiącu.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jeden wielki niewypał. Fatalna wiata, stoły katafalki na wolnym powietrzu (na słońcu, deszczu, śniegu). Parking dla kupujących na terenie targowiska i pojazdy sprzedających to kolejna katastrofa. Po raz kolejny odsyłam zarządzających targowiskiem po naukę do Bornego Sulinowa. Tam pomyślano o sprzedających i kupujących . Podam tylko dwa przykłady: większość stołów i ciągów komunikacyjnych zadaszonych , i co najważniejsze parkingi wokół ogrodzenia , a nie na terenie targowiska, handlowcy po wypakowaniu towaru opuszczają targowisko nie parkują przy stołach.
Wiata powinna byc rozebrana. Jaka jest jej funkcja, skoro nikt pod nią nie handluje? Swoją drogą to niezłe studium dla studentów architektury - jak wybudować coś co nie spełnia swojej funkcji. Warto odesłać do architekta i do wytycznych, które dostał przed projektem. Ktoś to przecież wymyślił i zaakceptował. Parkują tam teraz pojedyncze samochody, mogąc co najwyżej uszkodzić konstrukcję. A dzieciaki demolują resztę po poludniach. Plac utwardzony plus stoly i wystarczy. W deszczu i tak rynek jest slaby. Po co ta wiata? Inna sprawa, że tak dlugo czekaliśmy w PL na wolny rynek, że ludzie powinni handlować tak jak chcą, a nie tak jak im się każe.
Rozebrana na koszt ówczesnych władz PGK!!!
Ja kupuję tam co tydzień. Nie mam zastrzeżeń do zadaszenia itp. Najważniejsz, że mogę kupić tam prawdziwe jedzenie od lokalnych rolników. Zapamiętajcie wlasna waluta i własne rolnictwo to PODSTAWA Wolności.
TO ZNACZY ŻE TO JEST TYLKO DLA EMERYTÓW I RENCISTÓW BO JEST CZYNNE W CIĄGU DNIA KIEDY LUDZIE SĄ W PRACY. NO I OCZYWIŚCIE DLA TYCH WSZYSTKICH SIEDZĄCYCH W BIURZE KTÓRZY MAJĄ OKAZJĘ NA WYRWANIE SIĘ SAMOCHODEM SŁUŻBOWYM.RESZTĘ TO MUSZĄ BYĆ W PRACY I POMYŚLEĆ I PRZYPOMNIEĆ SOBIE JAK KIEDYŚ BYŁO BYŁO ŻE NA TARGOWISKO MOŻNA BYŁO IŚĆ OD RANA DO 19 LATEM CO DZIENNIE. OJEJ BYŁY TO DOBRE CZASY.????
Przecież to jest twór obecnego burmistrza. Zrobił wiatę z desek którą po trochę rozebrali. W tamtym czasie zgłaszano HD zeby rynek zrobić całoroczny ale HD nie bo ludzie nie będą kupować w marketach.
To by się zgadzało. Widocznie w tych zgłoszeniach był koszmarny błąd. Faktycznie rynek całoroczny nie ma żadnego sensu. Ludzie kupują w marketach, a na folklor niby rodzimych kartofli wystarczą dwa dni - wtorek i czwartek. Też mi towary regionalne.