
Drewniana promenada nad Jeziorem Trzesiecko, retuszowane łabędzie i „doklejony” statek. Tak się kiedyś robiło skuteczną promocję nie za miliony.
Czarująca pocztówka z ok. 1915 r. promować miała estetyczne walory parku, a w szczególności nadjeziornej promenady nad Trzesieckiem. Aby ubogacić jeszcze bardziej krajobrazowe walory, posunięto się do małego oszustwa. Oto na pierwszym planie, fotograf i zarazem rysownik, „dokleił” na wodnej tafli trzy łabędzie, a w tle stateczek „Hedwig” co po naszemu „Jadwiga” znaczy.
Pełne gracji ptaszyska, z nieco nienaturalnymi pozami i śnieżno-białym upierzeniem, zapraszają widza do odwiedzenia baśniowej i tajemniczej krainy, jakim w tamtym czasie reklamowano Lufkurort Neustettin. Dzisiaj, ze względu na uciążliwy przemysł, nie jest to już ani „Luft”, ani tym bardziej „Kurort”. Wprawdzie ptaszyska wyglądają niczym fragment ze scenografii do „Jeziora Łabędziego”, ale efekt promocyjno-propagandowy z pewnością osiągnięto. Tak po prawdzie, nie chodzi o oddanie rzeczywistości, ale zachęcenie do odwiedzenia tego miejsca – na tym właśnie polega promocja.
Pierwsze łabędzie w Szczecinku pojawiły się dopiero w 1905 roku. Zostały przywiezione z dalekiego Hamburga jako dar od tamtejszych mieszkańców. Dzisiejsza ich populacja jest na tyle znaczna, że moglibyśmy obdzielić niejedno miasto.
Drugim, nie mniej ważnym atrybutem ówczesnego jeziora, był statek. Dokładniej była to łódź motorowa, którą podczas wojny – rzecz jasna tej pierwszej – przez jakiś czas unieruchomiono z powodu braku paliwa. Wprawdzie i w tym przypadku również została na zdjęciu „wklejona” ale jej istnienie nie podlega dyskusji. Otóż z dużym prawdopodobieństwem tak właśnie prezentował się pierwszy szczecinecki tramwaj wodny.
Owa łódź motorowa pojawiła się na Trzesiecku ok. 1900 roku. Nosiła zaszczytną nazwę niezwykle zasłużonej pani na szczecineckim zamku, którą była księżna Jadwiga.
W 1908 roku na jeziorze pojawiła się kolejna, znacznie większa i bardziej okazała jednostka – stateczek ”Neustettin”. Swym wyglądem bardzo mocno przypominał wodny tramwaj z podwójnym rzędem drewnianych siedzisk na pokładzie, a już w latach trzydziestych zmieniono mu nazwę na bardziej słuszną – nazwisko wodza III Rzeszy.
Stateczek przetrwał II wojnę i do lat siedemdziesiątych pływał najpierw jako „Westerplatte” a potem „Danusia”.
Skończył fatalnie – zesłano go na złom. To były lata 70. i już żadna stocznia nie chciała go remontować a to dlatego, że kadłub w całości był wykonany z blach łączonych na nity. Miasta w tamtym czasie, kiedy pieniądze dzielono centralnie, nie stać byłoby na spory wydatek. Wielka szkoda, mógłby do dzisiaj służyć, choćby jak eksponat w Centrum Edukacji Ekologicznej. W Gdyni mają okręt muzeum „Burza”, my mogliśmy mieć „Neustettin” vel „Danusia”.
Ostatnie zdjęcia jakie udało mi się go utrwalić, pochodzi ze śnieżnej zimy 1979 roku. Jego stan wówczas był już katastrofalny. Stara łajba uziemiona na międzyszkolnej przystani przy zamku, niezabezpieczona przed warunkami atmosferycznymi już dogorywała.
Wróćmy do starej fotografii. W 1912 roku, oprócz przystani widocznej na zdjęciu, wybudowano kolejny pomost na wysokości dz. ul. Pileckiego. W tym czasie istniał także pomost na Mysiej Wyspie. Miasto mogło inwestować powoli w budowę wodnej infrastruktury dopiero po 1903 roku. Do tego bowiem czasu jezioro, wchodząc w skład domeny w Marientronie (dwór znajdował się przy ul. Staszica) należało do skarbu państwa. Miasto zostało właścicielem jeziora dokładnie 26 czerwca 1903. Wodną nieruchomość wyceniono na sumę 102 tys. marek. Zaciągnięty z tej okazji kredyt miał być spłacony do… 1962 roku. Po wojnie jezioro stało się znowu własnością skarbu państwa, tym razem państwa polskiego.
Na starym zdjęciu na pierwszym planie widać umocniony faszyną, wijący się zakolami brzeg. Aż do czasów powojennych, tuż przed przystanią, na małym, obrośniętym trzcinami cypelku, znajdowała się altana wsparta na pięciu drewnianych słupach.
Znajdowała się ona dokładnie w miejscu mocno pochylonego i pogrążającego się w wodzie starego drzewa. Konstrukcja altany bardziej nawiązywała do dzisiejszych obiektów na śródleśnych parkingach i do okazałych, godnych tego miejsca trudno byłoby ją zaliczyć. Charakterystycznym elementem był pokryty trzciną stożkowy dach. Altanę uwieczniono na dziesiątkach zdjęć.
W tle widać białe ściany hangaru i pomostów. Przystań w tym miejscu pojawiła się po ostatnim obniżeniu wód jeziornych w XIX w. Ulokowano ją w miejscu zasypanego ujścia dawnego rowu (der Kietz Graben) chroniącego miejskie wały od zachodniej strony. Na zdjęciu nie ma jeszcze drewnianej, krytej strzechą chatki, w której mieściła się kasa i magazynek żeglarski.
Daleko w tle majaczy zarys miejskiego kąpieliska. Nowoczesne kąpielisko – to dzisiejsza plaża przy ul. Mickiewicza - została wybudowana dopiero ok. 1934 roku, a do tego czasu prosperowało właśnie takie ulokowane po wschodniej stronie Łabędziej Wyspy. Kabiny z pomostami służącymi do kąpieli znajdowały się kilkanaście metrów od brzegu. Kąpiących się, od parkowych spacerowiczów osłaniała wysoka drewniana ściana.
Dzisiejsza alejka niewiele przypomina tamtą sprzed stu laty.
Na przedłużeniu ul. Drzymały powstał w 2010 r. jeden z najpiękniejszych do tej pory pomostów (nie licząc tych na plaży)
Kilka lat temu klimatyczne zadaszenie na pomoście zmarnowano wyjątkowo tandetną budką z desek.
Jerzy Gasiul
Archiwalne zdjęcia pochodzą ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Szczecinku
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie