Reklama

Pachnące lipy, jaskółki i chrabąszcze. I wielki korek

Konia z rzędem temu, kto poprawnie wymówi patrona (nazwę) ronda u zbiegu ul. Sikorskiego, Słowiańskiej i Armii Krajowej. Od razu wyjaśniam, że Söderhamn to szwedzkie miasto, którego władze przed laty podpisały odpowiedni dokument z władzami Szczecinka o wzajemnej współpracy. Od tego czasu papiery z podpisami zdążyły pożółknąć, a upływ czasu sprawił, że dzisiaj chyba już mało kto o tym wie, a na pamiątkę tamtego wiekopomnego wydarzenia została nazwa ronda.

Jeszcze przed jego budową skrzyżowanie miało tradycyjny układ. Tranzyt w kierunku Piły lub Koszalina sprawiał, że niekoniecznie tylko w weekendy ul. Słowiańska i Sikorskiego korkowały się prawie na całej długości.

Ponieważ ul. Armii Krajowej była przyporządkowana, przejechać lub tylko wjechać w linię ul. Słowiańskiej i Sikorskiego niejednokrotnie było nie lada wyzwaniem.

Rondo powstało całkiem „niedawno”. Jak przed laty zanotowałem, dokładnie 9 sierpnia 2010 drogowcy przystąpili do przebudowy dotychczasowego skrzyżowania.

Pierwotnie rozważano budowę ronda z niezależnymi prawoskrętami z czterech kierunków. Ostatecznie z projektu zrezygnowano, ponieważ należałoby wykupić… kilkanaście metrów kwadratowych terenu leżącego już poza pasem drogowym. GDDKiA zdecydowała się więc na wersję minimalistyczną.

Po wybudowaniu obwodnicy S11 natężenie ruchu tylko nieznacznie się zmniejszyło. Nic w tym dziwnego, wszakże dla miejscowych to najdogodniejsza trasa wschód – zachód, aby uniknąć zatłoczonych uliczek centrum. 

Jak widać, dawniej też było w tym miejscu całkiem ładnie.  Widoczek ów został utrwalony na kolorowym slajdzie.

W tamtym czasie, a było to w 1976 r., najnowsze technologie barwnej fotografii były niedostępne. Korzystaliśmy w większości tylko z materiałów polskich lub enerdowskiej firmy ORWO. Ta ostatnia cieszyła się wprawdzie dobrą renomą, ale kupić film ORWO łatwo nie było.

To były czasy „rozruchu” obwodnicy, której budowa została podzielona na kilka etapów i trwała kilka lat. Jako pierwszy (początki w 1968 r.) powstał odcinek od pomiędzy ul. 28 Lutego i ul. Armii Krajowej (wtedy gen. K. Świerczewskiego). Następnym odcinkiem była ul. Cieślaka - wówczas ul. Różana. W trzecim etapie ok. 1974-1975 roku wybudowano ul. Narutowicza, ale tylko do skrzyżowania z ul. Koszalińską. W kierunku Koszalina jechało się jeszcze starą trasą poprzez wiadukt prowadzący dzisiaj jedynie na Bugno. Nie licząc oddanej w 2012 roku do użytku obwodnicy Trzesieki, a potem S11, była to jak do tej pory, największa inwestycja drogowa w mieście.

Ruch na ówczesnej obwodnicy, oceniając to w dzisiejszych kategoriach, był raczej niewielki. Owszem, latem zdarzało się widzieć kawalkady małych i dużych fiatów, trabantów i skód, a nawet wartburgów, ale o tym, że na ul. Słowiańskiej mogą być z tego powodu korki? Co to, to nie. 

Na trasie istniało tylko jedno rondo – to przy cmentarzu. Jak widać na zdjęciu, skrzyżowanie w kształcie łezki, z szerokimi dojazdami oraz wysepką wykonano z rozmachem. Za to jakość prac, ujmując to najłagodniej, była mało zadawalająca. Krawężników łukowych wtedy nie produkowano. Łuk układano więc z przyciętych prostych krawężników, łącząc wyszczerbione spoiny betonem. A jeśli na trasie trafiła się studzienka kanalizacyjna… to wchodziła na jezdnię, co doskonale dokumentuje stare zdjęcie. Tak naprawdę - efektowny jest jedynie piękny i zadbany klomb.

Przez czterdzieści lat lipy znacznie podrosły. Te niegdysiejsze miały jeszcze typowe dla tego gatunku kształty. Nikomu się nie śniło, żeby je podcinać na wzór włoskiego kopru. W okresie kwitnienia nad ulicą unosił się czarujący zapach, szczególnie podczas pogodnych letnich wieczorów. Owszem, dymiły parowozy, a i Zakłady Płyt Wiórowych czasem dawały się we znaki, ale gdzie im było do dzisiejszych, które nie dość, że smrodzą, to jeszcze hałasują dniem i nocą.

Do późnej nocy, na przyległym trawniku zamienionym na boisko, dzieci polowały na chrabąszcze. Były ich chmary – mowa o owadach. Chrabąszcze, podobnie jak wszędobylskie wróble i kołujące tuż nad ziemią przed deszczem jaskółki (jerzyki?) po prostu znikły. Najlepszą zabawą było brodzenie w ciepłej wodzie po letniej burzy. W tamtym czasie brukowany ok. 100 metrowy odcinek ul. Słowiańskiej stale zalewała woda deszczowa. To był nasz basen…

Jakoś tak na początku lat 70. postanowiono trawnik przed blokami „uporządkować”. Stało się to którejś… niedzieli. Tutejszy komitet powiatowy PZPR ogłosił właśnie niedzielę dniem czynu partyjnego. Na miejsce z łopatami i grabiami zjawił się partyjny aktyw w liczbie kilkudziesięciu osób i… trawnik zasypano łąkową ziemią i posiano trawę. Trawa nie chciała na tym rosnąć. Zamiast niej pięknie rozkrzewiły dorodne chwasty. Innym razem, też w ramach czynu, przydomowe ogródki obramowano pomalowanymi na pstrokate kolory betonowymi płytami.

Dziwne było, że właściwie przez ten czas nikomu do głowy nie przyszło, aby remontować poniemieckie bloki. Z roku na rok były coraz bardziej szare. Tutejsi nazywali je blokami, choć dla współczesnych może być to trochę mylące. Cztery dwuklatkowe domy ze stromymi dachami, pod którymi kryły się wielkie strychy, powstały ok. 1935-1936 r. Zbudowano je równocześnie z kompleksem koszarowym przy ul. Słowiańskiej, a wtedy Deutschestrasse.

Trzeba dodać, że jak na ówczesne czasy miały bardzo wysoki standard. Każde z dużą kuchnią, spiżarnią i łazienką wyposażoną w przepływowy piec gazowy do ciepłej wody. Przy każdym wejściu od strony ulicy stały pergole z wijącymi się pnączami. W każdym bloku w piwnicy była nawet pralnia z wielkim, ocynkowanym kotłem do gotowania bielizny i paleniskiem na węgiel oraz dużą, betonową kadzią. W trzech budynkach były mieszkania trzypokojowe, a w jednym dwupokojowe.

Takie same bliźniacze budynki, w tym samym czasie, stanęły na drugim krańcu miasta przy ul. Kosińskiego, Myśliwskiej i Krętej. W tym przypadku bloki ustawiono w łuku. Łukiem też biegła jezdnia wytyczając przed oknami szeroki pas zieleni z podwójnym rzędem lip.

Po zdobyciu miasta, budynki trafiły najpierw w ręce Rosjan. Jak na ówczesne stosunki szybko przekazano je Polakom, mocno ograniczając do tej pory niedostępną zonę. Udostępniono też Polakom do tej pory zamkniętą ul. Artyleryjską (część domów została w rękach rosyjskich aż do 1992 r.) oraz Słowiańską. Przez co najmniej 20 lat, wzdłuż ul. Słowiańskiej istniał tor ćwiczeń ciągnący się od skrzyżowania z dz. Armii Krajowej do ul. Pomorskiej. 

Na szczycie ostatniego budynku, na wysokości poddasza, przez kilka dziesięcioleci widać było zamurowaną wyrwę w murze po uderzeniu pocisku artyleryjskiego. Ostatni ślad wojenny znikł dopiero podczas ocieplania elewacji.

Co, oprócz wspomnień z dzieciństwa, pozostało z tamtych lat? Część starych lip i niewielki kawałek dawnego trawnika.

Jerzy Gasiul

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 13/10/2024 19:01
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Kierowca bezpartyjny. - niezalogowany 2024-10-15 12:57:14

    TO RONDO JEST WIELKIM SYFEM TAM WYSTARCZYŁABY ZIELONA TRAWKA KRÓTKO OBCIĘTA NIE KRZACZYSKA WIELKIE.GDYBY TO RONDO BYŁO BY MNIEJSZE TO I ŚAMOCHODY MOGŁYBY SIĘ SZYBCIEJ PORUSZAĆ.MIAŁO NIE BYĆ NA TYCH ULICACH TŁUMÓW SAMOCHODÓW CIĘŻAROWYCH A JEDNAK SĄ.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do