Reklama

Opowieść z minionego świata. Róg Bismarckstrasse i to, czego już nie ma

27/03/2021 13:44

Nie sposób oddać słowami dawno minionego świata. I choć rozpoznajemy drobne szczegóły, współczesnym jawi się już jako miejsce nieznane. Wpatrzeni w obiektyw przechodnie to już tylko cienie dawno nieżyjących mieszkańców. Zagubione pośród podmokłych lasów i jezior pomorskie miasteczko zanurzone jest w sennej atmosferze. Tutaj czas płynie wolniej, a rytm dnia wyznacza odbijany pomiędzy murami dźwięk ratuszowego zegara wydzwaniającego pełne godziny, a w niedziele i święta dzwon z nieodległej wieży św. Mikołaja.

Najważniejszą ulicą jest ta uwieczniona na  trzech pocztówkach pochodzących z ok. 1907 roku. To doskonałe świadectwo pryncypialnej Bismarckstrasse, która biegnie przez całą wschodnią część miasta. Co ważne, jej środkowy pas wyłożono obrobioną granitową kostką, ale już pobocza jezdni – jakby z oszczędności - jedynie polnym kamieniem. Za to chodnik - jest jak z nieznanej krainy. To oszlifowane jedynie od wierzchniej strony, wielkie płyty z szarego granitu. Otóż obdarowano nimi wiele niemieckich miast i miasteczek, a wszystko w ramach francuskiego odszkodowania za przegraną wojnę w 1871 r. Wojenne fundusze trafiły też i tutaj.

Płyty chodnikowe okazały się znacznie bardziej przydatne, niż dwie zdobyczne armaty ustawione w parku przy pomniku poległych mieszkańców.  Jak widać, jezdnia jest także doskonałym miejscem zabaw dla dzieci. Owszem, ruch jest nieco większy niż zwykle, ale tylko w dni targowe, kiedy na Rynek (pl. Wolności) podążają chłopskie furmanki. Kilka razy dziennie po kamiennym bruku rozlega się turkot przejeżdżającego dyliżansu. To taki tutejszy omnibus, który zabiera pasażerów z bagażami spod kolejowego dworca. Na swojej trasie ma jedynie kilka przystanków, wszystkie przy hotelach. jeden przy Hotelu Gehlersa  przy Bismarckstrasse (ul. Wyszyńskiego 24), dalej Preuβischer Hof (ul. Bartoszewskiego – SzOK) i Keun`s Hotel (ul. Boh. Warszawy 10). Któregoś dnia na środku skrzyżowania Forststrasse i Bismarckstrasse (dla orientacji, to dzisiejsza kard. Wyszyńskiego i ul. Armii Krajowej) pojawia się fotograf ze swoją niezwykłą, drewnianą skrzyneczką na trójnogu. Na pustej ulicy pojawił się właśnie omnibus, ale nie ma powodu, aby ustępować mu z drogi. Trzeba przyznać, że reakcja otoczenia jest natychmiastowa. Jego poczynaniom z ciekawością przygląda się cały skład osobowy pobliskiego sklepu, na balkonie drugiego piętra pojawili się nawet mieszkańcy. Incydent z fotografem wyraźnie wzbudza też ciekawość młodych mężczyzn i całkiem licznej gromadki okolicznej dzieciarni. Nic dziwnego, nareszcie coś się się dzieje... 


Wyobraźmy sobie w tym miejscu poranek. Właśnie do publicznej pompy stojącej tuż obok wejścia do sklepu ustawia się kolejka okolicznych mieszkańców. Ówczesnym sposobem wiadra z wodą noszone są na koromyśle – drewnianym nosidle nakładanym na ramiona. Aby skrócić czas oczekiwania na wodę, ktoś wpadał na pomysł, aby ustawić pod pompą rząd drewnianych beczek połączonych ze sobą rurą. Ponieważ w tym miejscu ul. Leśna (Forstrasse) biegnie pod górkę - woda z beczki stojącej wyżej, po jej napełnieniu może się przelewać do tej stojącej niżej. To taka lokalna namiastka wodociągu. Miejska sieć wodociągowa i kanalizacyjna pojawi się dopiero w 1912 roku. Na razie woda pitna dostępna jest z 22 dwóch publicznych pomp (studni). Znacznie gorzej z praniem -trzeba iść aż nad jeziorny brzeg, albo skorzystać z leniwego nurtu Niezdobnej. Nowoczesność przedziera się wprawdzie powoli, ale dość skutecznie. Jej synonimem jest rząd drewnianych słupów. Z dużą dozą prawdopodobieństwa możemy określić, że mamy do czynienia z napowietrzną siecią telefoniczną. W 1898 r. w mieście było 31 telefonicznych abonentów, a dwa lata później 49. Nowością są także gazowe latarnie. Tego typu oświetlenie pojawiało się wprawdzie już w 1878 roku, ale początkowo ograniczało się tylko do terenów kolejowych. Na budowę miejskiej gazowni przy ul. Kanałowej, władze zdecydowały się dopiero w 1895 roku. Gazu początkowo używano głównie do celów bytowych, a latarnie stawiano przy skrzyżowaniach najważniejszych ulic. Intrygujące jest to, że gazowe latarnie mogły jeszcze działać po ponownym uruchomieniu gazowni na przełomie 1946/1947 r. a ponieważ zabrakło do nich części zamiennych - zrezygnowano z ich eksploatacji. Jedna z gazowych latarni została uwieczniona na zdjęciu. Stała ona po przeciwnej stronie skrzyżowania, w miejscu dzisiejszego skrzyżowania z ul. Pileckiego. W tamtym czasie, w tym miejscu zaczynała się - biegnąca w dół do jeziora i zamku - polna droga. Parterowy dom szachulcowy niebawem znikł. Tuż obok pojawiła się wielkomiejska kamienica z narożną wieżyczką, a za nią wyrosły kolejne tworzące malowniczą pierzeję nowej – Victoriastrasse (dz. ul. Pileckiego). To właśnie tędy latem 1910 roku przejdzie pochód mieszkańców przebranych w historyczne stroje, aby w ten sposób upamiętnić 600-lecie założenia miasta. 

Wróćmy jednak do głównego wątku naszej opowieści. Dwupiętrowa kamienica czynszowa pojawiła się w tym miejscu stosunkowo późno. Na szczegółowej, aktualizowanej w 1903 roku mapie miasta zaznaczono narożną nieruchomość jako teren niezabudowany. Tylko taki właśnie fragment pozostał  po niegdyś niezwykle rozległej działce ciągnącej się aż do dz. ul. Kochanowskiego, na której znajdował się tartak z placem składowym. Wybudowana na początku XX wieku kamienica, oprócz skomplikowanego planu (rzutu) dostosowanego do kształtu działki, miała jeszcze jedną cechę. To ciężkie, niesymetrycznie rozmieszczone balkony. Jej budowniczy musiał się nieźle natrudzić, aby układ pomieszczeń uczynić w miarę funkcjonalny, ale elewacja do udanych raczej nie należała. Płaski dach i niezwykle skromny wystrój elewacji świadczył, że jej właściciel do krezusów raczej nie należał. Przez dziesiątki ostatnich lat narożną, już mocno zniszczoną kamienicę wyróżniał... zapach. Dlaczego?

Bo to właśnie na jej podwórzu oddzielonym od ulicy wysokim, ceglanym murem znajdowała się piekarnia z  piętrową dobudówką, pełniącą rolę magazynu. Piekarnia, od najdawniejszych powojennych czasów, była własnością państwa Nesterowiczów. Pieczony tu chleb miał charakterystyczny, nigdzie indziej niespotykany smak i wygląd – ciemnobrązową chrupiącą skórkę i gruby spód pieczony na otrębowej posypce. Czasem, przez otwartą bramę można było zobaczyć wyładunek przywiezionych worków z mąką. Tutaj też, już niezwykle dawno temu, ulokowany był sklepik i warsztat rymarski. Tuż za ścianą, w części narożnej, prosperował sklep z tkaninami, potem spożywczak, a w ostatnim czasie - gospodarstwa domowego i sklep odzieżowy.  Narożny dom okazał się zawalidrogą podczas przebudowy 2010 roku ul. Wyszyńskiego. Już na etapie projektu zadecydowano poszerzyć jezdnię o dodatkowy pas ruchu dla skręcających w lewo lub jadących na wprost. Bardzo szybko okazało się to niewypałem, ponieważ mieści się tam - i to z  wiekiem trudem - co najwyżej jeden samochód. Mimo zainstalowanej sygnalizacji świetlnej i wolnego terenu po wyburzonej kamienicy skrzyżowanie – przynajmniej dla tych, którzy chcą przeciąć główną arterię  - jest nieudane. A przecież to nie tak miało być.


Jerzy Gasiul 
 

 

zdjęcia dzięki uprzejmości Muzeum Regionalnego w Szczecinku

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Magdalena - niezalogowany 2021-03-28 23:25:35

    I stoją te kamienice tyle lat....

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do