
Gdzieś tam w Kraju Warty (Wartheland) lub Generalnej Guberni (Generalgouvernement) dzielni żołnierze Wermachtu wspólnie z Waffen SS trudzą się, aby zaprowadzać niemieckie porządki. Tymczasem zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od granicy dzień jak co dzień.
Letni poranek, a środkiem brukowanej jezdni, w cieniu rozłożystych drzew, powoli, noga za nogą nadjeżdżają dwie konne furmanki. Być może wracają z pobliskiej mleczarni na Bismarckstrasse (dz. kard. Wyszyńskiego) gdzie codziennie okoliczni bauerzy dostarczają obowiązkowy kontyngent. Furmanki próbuje wyprzedzić taksówka, przed nią jeszcze para rowerzystów, więc wypada poczekać. Przed chwilą swoje podwoje otworzył właśnie salon fryzjerski. Przy witrynie z napisem „fryzjer męski” klienci postawili swoje rowery.
Miejscowy wydawca, którego oficyna mieściła się na dz. ul. Rzemieślniczej umiejętnie oddał senną atmosferę ówczesnej Bahnhofstrasse (dz. Warcisława IV). W ten to sposób walory ówczesnego „kurortu na Pojezierzu Pomorskim” - jak głosi podpis, a więc takie jak spokój, cisza, świeże leśne powietrze, dodatkowo podkreśla uwieczniona uliczna scenka. Ponieważ pocztówka została wysłana w kwietniu 1940 roku, musiała powstać co najmniej rok przed rozpoczęciem działań wojennych. Ten sam fragment dzisiaj – przechodniów jak na lekarstwo, za to każde wolne miejsce zajęte przez zaparkowane pojazdy.
Dzisiejsza ul. Marszałka J. Piłsudskiego to przedwojenna Bromberggerstrasse, czyli Bydgoska. W tamtym czasie Niemcy rościli sobie pretensje praktycznie do całej Wielkopolski i Pomorza.
To samo skrzyżowanie Bahnhofstrasse z Brombergerstrasse widziane od strony dworca kolejowego. Rzadko się to zdarza, ale akurat ten fragment, lecz z drugiej strony ulicy został uwieczniony na kolejnej pocztówce z tego okresu.
Pierwszą po wojnie przechrzczono na ul. Kolejową. Potem kilkadziesiąt lat upamiętniała dzień zdobycia miasta przez Armię Czerwoną, a w ostatnich latach jej patronem został książę Warcisław IV.
W Szczecinku uwieczniono nazwami polskich miast kilka powstałych w tamtym czasie nowych ulic. W ten sposób na mapie miasta pojawił się plac Poznański (dz. Zesłańców Sybiru) a także ul. Toruńska, Chełmińska oraz Bydgoska. Niektóre nazwy przetrwały do dzisiaj. Jakoś tak w połowie lat 60. znikł jedynie plac Poznański. Ponieważ na środku stał pomnik z czerwoną gwiazdą, jego nazwa najwyraźniej komuś zaczęła się niewłaściwie kojarzyć. Bardzo szybko Poznań wymieniono na Przyjaźń, zmienioną potem na Zesłańców Sybiru. Tak też się stało z Brombergerstrasse, która przez kilka lat powojennych była ul. Bydgoską. Zanim otrzymała dzisiejszą nazwę - długo patronował jej komunistyczny renegat Jan Krasicki. Ulica, a konkretnie szeroka, wyłożona bitumiczną cegłą jezdnia i chodniki (tylko po jednej stronie) z drobnej kostki granitowej została wybudowana ok. 1930 roku i na archiwalnym zdjęciu lśni jeszcze nowością.
Kolejowa, a potem 28 Lutego, była dziwną ulicą. Pamiętam ją jeszcze z lat 60. Niby główna, ale na wysokości dworca nagle skręcała ostro w lewo. W linii prostej można było dojść do wiaduktu , ale właśnie od tego miejsca rozpoczynała się już ul. Raciborska. Dlaczego taka dziwna nazwa? No bo prowadziła w kierunku Raciborza (niem. Ratzebuhr). Myliłby się ten kto sądzi, że chodzi o Racibórz na Śląsku. Krótko po wojnie tak właśnie nazywał się Okonek. To po prostu jego historyczna nazwa.
Jezdnia z kocich łbów miała trzy pasy. Ten środkowy, na szerokość samochodu był z obrobionej kostki granitowej, w miarę gładki i z tego powodu kierowcy starali się jechać środkiem. Boczne pasy były z polnego, nieregularnego kamienia i do jazdy zupełnie się nie nadawały. Jazda w takich warunkach była udręką.
To prawda, choć od zawsze była ulicą tranzytową (trasa w kierunku Piły i Poznania) ruch był niewielki. Z pewnością niewiele większy niż ten utrwalony na obu zdjęciach archiwalnych. To tędy, we wtorki i piątki, na targowisko na pl. Winnicznym podążały chłopskie furmanki. W tamtym czasie zdecydowana ich większość miała drewniane, szprychowe koła osadzone na stalowych obręczach. Dzień targowy kojarzył się więc z turkotem po bruku konnych wozów. Dostojnie i świeżo prezentuje się za to piętrowy półokrąglak z trójkątnymi wykuszami i dalej dwupiętrowa kamienica z rzędem sklepów. Najnowsze i zarazem ostanie domy, jakie zbudowano przy tej ulicy, pochodzą jeszcze z lat 20.
Od 1956 roku początkowo co godzinę przejeżdżała tędy „jedynka” z przystankiem przy poczcie, a pętla znajdowała się przy dworcu kolejowym. Za wiadukt nie było po co jechać. W tamtym czasie, oprócz sowieckiej bazy paliw, POM i składnicy KPPD rozciągały się jedynie pola, a gdzieś tam w dali rząd domków na Raciborkach.
Latem od zawsze ulicę ocieniały egzotyczne, przynajmniej na naszej szerokości geograficznej, drzewa zwane nie wiedzieć dlaczego turecką leszczyną. Połowa z nich ze względu na zanieczyszczone powietrze, a także bezrozumnie prowadzoną wycinkę konarów i gałęzi - chorowała. Część drzew po prostu uschła częściowo z powodu notorycznie prowadzonych wykopów pod sieć podziemną.
W 2017 praktycznie wszystkie zostały wycięte i jeśli się zachowały, to tylko pojedyncze sztuki.
Kocie łby przy ul. 28 Lutego przykryto warstwą asfaltu w latach 60. W 2006 roku ulica, przy walnym wsparciu funduszy unijnych, została przez powiat gruntownie przebudowana i to w tak znacznym stopniu, że dzisiaj nawet układ jezdni i chodników w niczym nie przypomina tych sprzed lat.
Jerzy Gasiul
Zdjęcia z okresu międzywojennego ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Szczecinku.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Tylko orzechów żal.
Po co wspominać te hitlerowskie czasy
... i świeże powietrze.