
Historia budynku przy ul. Kościuszki w Szczecinku jest trochę jak opowieść pełna zwrotów. Obiekt, pamiętający jeszcze XIX wiek, przeżył pożar, odbudowę, bycie kinem, restauracją i lata świetności jako fabryka „Słowianka”. Dziś, opuszczony i zrujnowany, przypomina o czasach, gdy wyłącznie lokalna produkcja dawała pracę setkom osób.
Ta część ul. Kościuszki jeszcze do niedawna kojarzyła się przede wszystkim z zapachem pieczonych ciasteczek. To wszystko za przyczyną znajdującej się w wiekowych murach „słodkiej” fabryki Cukierniczej Spółdzielni Inwalidów „Słowianka”. Fabryka, łącznie z oddziałem przy ul. Harcerskiej, zatrudniała ok. 200 osób, w zdecydowanej większości niepełnosprawnych.
Niestety to już tylko historia. Jeden z najstarszych zakładów na terenie miasta, którego produkcja rozpoczęła się w 1959 roku, przez fatalne zrządzanie prowadzące do olbrzymiego zadłużenia zbankrutowała w 2017 roku. To wręcz podręcznikowy przykład jak zakład, znany ze znakomitych wyrobów eksportowanych daleko poza granice naszego kraju – nawet do Arabii Saudyjskiej (pyszne cukierki krówki i ciastka markizy!) można było bezkarnie unicestwić.
Dzisiaj, w wypatroszonych z wszelkiego wyposażenia ścianach, widać jedynie sterty śmieci a fabryczny dziedziniec porastają okazałe krzewy i zielsko.
To właśnie tutaj – jak wspomina Tadeusz Lewicki jeden z pierwszych polskich mieszkańców Szczecinka, został wyświetlony pierwszy po wojnie film pt. „Kołosowski”. Jak wspomina, był to obraz propagandowy o polskim oficerze w stopniu kapitana.
Jak długo w tym miejscu wyświetlano filmy, nie wiadomo. W każdym razie kilka lat potem w budynku wybuchł pożar. Potem, chyba nawet przez kilka lat, wypalone mury straszyły przechodniów pustymi oczodołami po oknach i drzwiach. Dopiero w 1954 roku obiekt odbudowano, a właściwie przebudowano, adaptując go do celów przemysłowych i tak już zostało do dzisiaj.
Wbrew temu, o czym wspominał T. Lewicki, w powszechnie dostępnych opracowaniach przyjmuje się, że pierwszy powojenny seans filmowy miał miejsce w kinie „Wolność” przy ul. Żukowa 15 (dz. Wyszyńskiego) 15 czerwca 1945 r. To tutaj mieścił się międzywojenny Union-Theater, którego właścicielami byli bracia Grützmacher. Kino powstało najprawdopodobniej wraz z końcem I wojny światowej. Do 1932 roku, a więc kiedy zaczęto wyświetlać w nim filmy dźwiękowe, kino zatrudniało trzech grajków. Kino przestało istnieć w 1953 r. Jego miejsce zajęło wybudowane niemalże od postaw kino „Przyjaźń” przy ul. Wyszyńskiego 65.
W okresie międzywojennym w mieście działy trzy kina. To najbardziej okazałe Union-Theater znajdowało się przy Bismarckstrasse 15, kilkanaście numerów dalej Palast-Lichtspiele oraz Kammer-Lichtspiele, które mieściło się właśnie w obiekcie niegdysiejszej „słodkiej” fabryki.
Na mapie pochodzącej z 1903 roku na działce przy ówczesnej Königsvorstadt 26 (Królewskie Przemieście) w tym miejscu widnieje budynek w kształcie litery „L”. To restauracja Gesellschaftshaus, której właścicielem w tym czasie był – sądząc po napisie na elewacji budynku– Th(eodor) Hense.
Nieruchomość powstała najprawdopodobniej w miejscu młyna prochowego. Dzisiejszy plac Jasny, do czasów budowy koszar przy dz. ul. Kościuszki, był miejscem ćwiczeń. Od strony jeziora znajdowała się nawet zlikwidowana dopiero w latach 60 strzelnica. Obiekt, mimo że położony na skraju miasta, musiał być znaczącą placówką, skoro zamieszczono o nim wzmiankę na kartach wydanego w 1905 r. przewodnika. Z tego też okresu pochodzi zdjęcie restauracji widzianej od strony dz. pl. Jasnego. Charakterystycznym elementem wyposażenia nieutwardzonego placu była drewniej konstrukcji solidna poręcz do uwiązywania koni.
Z tej też strony na pełnię prowadziło główne wejście do ulokowanej na zapleczu sali koncertowej ze sceną.
Wiadomo, że w 1918 roku jej właścicielem obiektu został Ernst Karsten, następnie na krótko przeszła w ręce zarządcy majątków ziemskich Heinricha Schäfera. Jego ostatnim właścicielem był Ernst Bauer.
Budynek od strony placu, ze względu na swoją wysokość i elewację przypominał fabryczną halę. Jego rodowód sięga połowy XIX wieku. Wprawdzie na pozbawionej okien budowli umieszczono liczne pilastry, ale mimo tego obiekt do atrakcyjnych architektonicznie od tej strony raczej nie należał. Znacznie lepiej przedstawiał się od strony ulicy. Jego klasycyzujący fronton na tle sąsiadującej z nim parterowej zabudowy robił całkiem dobre wrażenie. Dodam, że w tym czasie nie było jeszcze drugiego skrzydła od strony ul. Lelewela – najprawdopodobniej wykonano je już w latach dwudziestych. Na archiwalnym zdjęciu pochodzącym z 1925 roku skrzydło to już istnieje. Od strony ulicy przylegała do niego parterowa drewniana przybudówka – zapewne letnią porą pełniąca rolę dodatkowej sali restauracyjnej z letnim ogródkiem od strony wejścia.
Nie wiadomo kiedy po raz pierwszy do Szczecinka (Neustetin’a) trafił wynalazek braci Lumière. W każdym razie już po piętnastu latach w całej Europie jak grzyby po deszczu pojawiło się tysiące sal kinowych. W 1905 r. w całych Niemczech istniało 40 kin, a osiem lat później ponad 3 tysiące. W tym miejscu kino zostało uruchomione prawdopodobnie w 1913 roku.
W tamtym czasie seanse kinematograficzne odbywały w salach koncertowych oraz teatrzykach varietes, a takim właśnie była restauracja Gesellschaftshaus. To tutaj odbywały się koncerty, imprezy muzyczne, a na scenie prezentowano lekki rozrywkowy repertuar. Nieprzypadkowo pierwszy jej właściciel, Hense, był dyrygentem. Zresztą sam film traktowano bardziej jako rozrywkę, niż dzieło sztuki.
Na sali kinowej mieściło się ok. 250 osób, a seanse początkowo odbywały się w soboty, niedziele oraz poniedziałki. Potem już codziennie. Dodam, że kinowy repertuar zmieniano dwa razy w tygodniu.
Jerzy Gasiul
Zdjęcia archiwalne pochodzą ze zbiorów Muzeum Regionalnego w Szczecinku.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
PANIE REDAKTORZE GDYBY NIE PANA ARTYKUŁY KTÓRE SĄ WCIĄŻ BARDZO DOBRZE NAPISANE WIELE MŁODYCH LUDZI NIE WIEDZIELI BY W SZCZECINKU BYŁO KIEDYŚ TYLE ZAKŁADÓW PRACY. NAJBARDZIEJ SZKODA JEST SŁOWIANKI .PONIEWAŻ BYŁ TO ZAKŁAD DLA LUDZI NIEPEŁNOSPRAWNYCH KTÓRZY POTRAFILI ZROBIĆ NOWY ZAKŁAD Z NOWYMI MASZYNAMI.KTÓRY ZOSTAŁ NASTĘPNIE SPRZEDANY A PRACOWNICY NA BRUK. MIESZKAJĄC W ANGLII CZĘSTO KUPOWALIŚMY CUKIERKI I CIASTKA ZE SŁOWIANKI KTÓRE BYŁY BARDZO CHWALONE PRZEZ ANGLIKÓW. BARDZO DOBRZE ŻE PAN O TYM PISZE NIECH MŁODZI MIESZKAŃCY SZCZECINKA WIEDZĄ ŻE SZCZECINEKBYŁ MIASTEM GDZIE MOŻNA BYŁO ZNALEŹĆ PRACĘ BEZ PROBLEMU .W ZAKŁADACH PRACOWNICY OTRZYMYWALI NAGRODY I DYPLOMY ZA DOBRZE WYKONYWANĄ PRACĘ NA ŚWIĘTA OTRZYMYWALI PACZKI DLA DZIECI. TAK BYŁO KIEDYŚ: ????????????
Słowianka wygrała z 1989m wygrała z gospodarką rynkową, wygrała z konkurencją. Od środka zniszczył zakład spisek ludzi u góry, którzy za parę tysięcy przemarnowali majątek spółdzielni za kilkanaście milionów. osoby z władzy wycofały wkłacy w spółdzielni po 50 tysięcy, zwykły Kowalski zostal bez pracy i stracił 50 tysięcy wkładów!!! Słowiankę zniszczył prezes z Mazur, dgyby nie on, zakład pracowałby do dziś~!
Trzeba było nie obalać komuny i nadal byłoby wspaniale