Reklama

Kamienną ostro pod górkę

14/01/2023 11:22

Tak na dobrą sprawę, to nawet nie wiadomo, dlaczego ulicę tak nazwano. Za „polskich” czasów nigdy kamienną – dokładniej, wyłożoną kamiennym brukiem nie była. Zawsze była tu jezdnia asfaltowa.

Archiwalne zdjęcie pochodzące ze zbiorów nieżyjącego już Wacława Relskiego udostępnił w 2014 r.  Mirosław Korkus 

Wprawdzie jest zima, ale śniegu „ni ma”. Tak też zdarzało się dawniej, choć nikt wtedy nie mówił o klimatycznym ociepleniu. Po prostu, w tej części Pomorza zimy są takie, a nie inne. To było zapewne jedno z takich dni, kiedy wcześniej spadł śnieg, ale kilka godzin później nadeszła odwilż i zachował się on już tylko w miejscach zacienionych.

Tak na dobrą sprawę, to nawet nie wiadomo, dlaczego ulicę tak nazwano. Za „polskich” czasów nigdy kamienną – dokładniej, wyłożoną kamiennym brukiem nie była. Zawsze była tu jezdnia asfaltowa.

Z całą pewnością jest to jedna najbardziej stromych uliczek w Szczecinku. Liczy sobie nieco ponad 200 metrów długości, za to różnica poziomów wynosi aż ok. 7 metrów. Jak na nasze nizinne położenie to całkiem spora wysokość. Jeszcze większa stromizna jest jedynie na przedłużeniu ul. Poniatowskiego w kierunku przedszkola i Rynkowej Górki.

Ponieważ było gładko i stromo, z tego powodu ulica cieszyła się dużą popularnością pośród miejscowej dzieciarni. Zimą można było tędy zjeżdżać na sankach i łyżwach - takich z „płaścinkami” umocowanymi w obcasie. Letnią porą zjeżdżano na… wózkach drewnianej konstrukcji,  które miast kółek miały stare, wysłużone łożyska. Jadąc z górki, wózek kierowało się nogami. Ponieważ jezdnia była gładka niczym stół, pojazd bardzo szybko nabierał całkiem sporej prędkości. W ten sposób dawało się zjechać aż do ul. Żukowa (dz. Wyszyńskiego), a nawet ul.Nowotki. Rzecz jasna, było to w latach, kiedy ruch samochodowy w dzisiejszym pojęciu praktycznie nie istniał. Co najwyżej można było się natknąć na furmankę, a i to tylko w dni targowe.

Ulicę Kamienna - niem. Steinstrasse stąd też jej polski odpowiednik, wybudowano dopiero na początku XX wieku. Wcześniej w tym miejscu rozciągały się łąki i pola. Jako jedna z niewielu już w latach 30. wyłożona została kostką bitumiczną zwaną też „twardą cegłą”, którą  produkowano w masowych ilościach w tutejszej wytwórni przy dz. ul. Waryńskiego.

Wróćmy jednak do archiwalnej fotografii wykonanej najprawdopodobniej na przełomie lat 50 i 60.  Na środku ul. Kamiennej fotografowi pozują dwie młode kobiety z dziecięcym wózkiem. Na takich jak ta bocznych uliczkach ruch kołowy praktycznie nie istniał, dlatego można było bez obawy stać nawet na środku jezdni.

Uwiecznione na zdjęciu dwie panie ubrane są zgodnie z ówczesną nie tyle modą, co raczej stylem. Ich długie płaszcze podbite są futrem. Głowy zdobią kapelusiki. Jedna z nich, zamiast rękawic ma futrzaną mufkę. Trzymająca wózek, zapewne mama dziecka, założyła tego dnia gumowe obuwie na obcasie. Zza puchowego becika widać główkę dziecka. Zarówno ubiór kobiet, jak i wózek świadczą o materialnym, powszechnym zjawisku niedostatku w powojennych czasach.

Uwagę zwraca niezwykły wygląd dziecięcego wózka, które dzieliły się na „głębokie” przeznaczone dla niemowląt w pozycji leżącej. Gondola wykonana była ze sklejki na drewnianym stelażu, a charakterystycznym elementem była budka, w której oprócz dużego okienka od strony rączki miała boczne szybki. Letnią porą używano, ale już dla większych dzieci „spacerówek”obitych ceratą drewnianych gondol ze składanym daszkiem.

Po lewej stronie widać, nieistniejącą od co najmniej 30 lat, piętrową kamieniczkę pod czwórką. Ta pod dwójką (na archiwalnym zdjęciu poza kadrem) przetrwała do dzisiaj. Kilka lat temu została gruntowanie wyremontowana i prezentuje się teraz znakomicie. To tutaj, z wejściem ulokowanym w narożniku budynku, mieścił się sklep mleczarski powszechnie nazywany… mleczarnią. Można tam było kupić mleko nalewane prosto z ocynkowanej 50-litrowej kany, śmietanę, ser oraz masło. Wszystkie te wyroby pochodziły z Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej znajdującej się kilka kroków obok, po drugiej stronie ul. Żukowa. 

Co ważne, sprzedawano tam także wytwarzaną z jabłek marmoladę z fabryczki przy skrzyżowaniu ul. Przemysłowej z Warszawską. Ekspedientka ubrana w biały fartuch wybierała porcję do ważenia wprost z drewnianych, podłużnych skrzynek.

 Za kamieniczkami rozciągły się ogródki. W tym też miejscu w 2014 roku miejscowy przedsiębiorca rozpoczął budowę bloku mieszkalnego.

Mimo hucznej reklamy, inwestycja po wykonaniu specjalnego fundamentowania zatrzymała się na poziomie parteru. Przez ten czas ściany pokryły się już zielonym nalotem. 

Tak jak przed laty do dzisiaj, tyle że ze zmienionym dachem przy skrzyżowaniu z ul. Kochanowskiego jest parterowy dom jednorodzinny. Jeszcze do niedawna posesja ta przylegała bezpośrednio do Zakładu Jajczarskiego z bramą od strony ul. Kochanowskiego. Dalej, pod górkę, już za skrzyżowaniem rozciągały się jedynie ogródki i podwórka. Tutaj też do pewnego czasu istniała mała oficyna mieszkalna.

Na archiwalnej fotografii daleko w tle widać mury ówczesnej siedziby Związku Zawodowego Kolejarzy. Dzisiaj przesłania go blok mieszkalny.

Na scenie sali na I piętrze wystawiono pierwsze po wojnie sztuki sceniczne miejscowego teatru amatorskiego. W 1953 roku w budynku ulokowała się Szkoła Podstawowa nr 3, która po rozbudowie w latach 80. została z czasem przekształcona na oświatowy kombinat. Potem, przez kilka lat mieściło się tutaj Gimnazjum nr 1 im. Zjednoczonej Europy a teraz, ale tylko w części nowej — Szkoła Podstawowa nr 6. Kilka lat temu w starych murach, po generalnym remoncie, przeniesiono tu z ul. Bartoszewskiego siedziby różnych miejscowych organizacji.

Po prawej stronie, zanim powstały pierwsze bloki osiedla Warszawsko-Chełmińskiego, w miejscu dwuklatkowego bloku pod „trójką”, przez długi czas prosperował zakład wulkanizacyjny, którego znakiem szczególnym był kopcący czarnym dymem komin, skład zużytych opon na podwórzu oraz unoszący się wokół zapach palonej gumy.

W tle, już za skrzyżowaniem z ul. Chełmińską, odgrodzone od ulicy drewnianym płotem, widać na zdjęciu zarysy drewnianych mieszkalnych baraków. O ile dobrze pamiętam, w miejscu dzisiejszego bloku oznaczonego numerem 9-11 oraz osiedlowego parkingu, znajdowały się dwa tego rodzaju parterowe domy. Każdy z nich posadowiony był na ceglanej podmurówce. Barak składał się z trzech, a może i czterech segmentów. Do każdego też wiodło wprost z podwórka lub ulicy, niezależne wejście. Mocno zniszczone szaro-bure drewniane baraki przetrwały do końca lat 60.

Jerzy Gasiul

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do