
Czasy PRL minęły, ale mentalność pozostała - bo polscy politycy oczekują od ludzi coraz więcej, niczego nie dając w zamian. W ostatnim czasie coraz częściej rzucają sugestie, że Polacy muszą być chętni i gotowi do zbrojnej walki za Polskę. Tylko za co konkretnie mam walczyć i ginąć? Takie pytania pojawiają się coraz częściej, wraz z protestami przeciwko przymusowej służbie wojskowej.
Mam walczyć za Polskę, czyli za co? Za posady polityków, ich rodzin i kolegów? Za emerytury oficerów i zdegenerowane sądy? Za system administracyjny, gdzie w przeciwieństwie do krajów zachodnich, obywatel traktowany jest dalej jak śmieć? Za przywileje ciągle nienażartego Kościoła - który neguje moje fundamentalne prawa? Za wysokie bezrobocie, umowy śmieciowe i niskie płace - by politycy mogli robić prywatne interesy z zarządami zakładów przemysłowych? Za interesy Niemiec? Za dyskryminację mężczyzn - i to, żeby feministki mogły przy tym narzekać, jak to kobiety są dyskryminowane? A może powinienem ryzykować życie w imię bezpieczeństwa Ukraińców którzy uciekli do Polski, bo nie widzieli powodu by walczyć za swój kraj? Bądź za podsaharyjskich "inżynierów" oraz o ich świadczenia socjalne? Albo też za podzielone społeczeństwo, w którym największym wrogiem Polaka, jest inny Polak - w tym za ludzi, którzy życzą mi trafienia do komory gazowej, bo nie myślę tak samo jak oni? Za co mam tu walczyć i ryzykować życie?
Tutaj napinać się zaczną różnej maści sebiksy w dresach z husarią, oraz wąsate janusze - jak to oni by nie walczyli i jak to zniewieściali są ci co walczyć nie chcą. Ale takie wypowiedzi nie mają tutaj znaczenia. Istotny jest behawior, a nie deklaracje. A przykład, jak mocno się to rozbiega przy takich tematach, mieliśmy ostatnio na Ukrainie. Tam też spora część społeczeństwa chełpiła się swoim patriotyzmem i walecznością. A potem ci sami ludzie - nierzadko dalej w swoich "patriotycznych" ubraniach z flagami UPA - masowo przekraczali polską granicę w ucieczce przed poborem. Co też ciekawe - przeglądając wypowiedzi w internecie, można zauważyć, że najwięcej do powiedzenia o tym jak to powinienem walczyć i ginąć za Polskę - mają emeryci i kobiety, czyli osoby które nie zostaną objęte przymusem wojskowym, a które jednocześnie są silnie uprzywilejowane. To nie są więc ludzie którzy kierują się pobudkami patriotycznymi - oni jedynie potrzebują naiwnych, którzy staną w obronie ich wygody.
Ktoś powie, że walczyć mam w obronie swoich dzieci. Ale ja nie mam dzieci. Zresztą w przypadku osoby z rodziną, pobór i wysłanie na wojnę też nie jest niczym dobrym. Bo w jaki sposób ten ktoś obroni swoją rodzinę, ponosząc bezsensowną śmierć pod Warszawą, albo na Ukrainie? Kto będzie bronił tej rodziny po śmierci tego człowieka? Zwłaszcza, jeżeli będziemy mieli tu coraz więcej migrantów z Afryki, którzy gdy tylko wyczują wojenny chaos, mogą chwycić za maczety i zacząć brać to, co w ich mniemaniu im się należy?
Absurdem jest tak częste naciskanie w wypowiedziach polityków na walkę i waleczność. Polskie wojsko to system na wielu płaszczyznach patologiczny. Szkolenia wojskowe były od dawna fikcją - a teraz są jeszcze większą. Pieniędzy na amunicję nie ma, sprzęt i umundurowanie rozdano Ukrainie, szkolić nie ma kto. Ludzie którzy w ostatnim czasie byli wzywani na takie szkolenia, powtarzają to samo - że jest to głównie spędzanie czasu na bezczynności, a same szkolenia organizowane są najprawdopodobniej po to, by liczby na papierze lepiej wyglądały. I po takim "szkoleniu" ktoś miałby zostać wysłany do walki? A weźmy jeszcze pod uwagę, że w wojsku polskim dalej przewiduje się takie taktyki jak nastawione na wysokie straty, rozpoznanie bojem. Politycy polscy mówią więc o "walce", ale tak naprawdę domagają się by Polacy chcieli bezsensownie ginąć!
W kontekście roli polskiego żołnierza poborowego oraz poziomu jego wyszkolenia, absurdalny jest tym samym argument, że po przejściu szkolenia i po mobilizacji, będę mógł bronić siebie. Najlepszym sposobem na zapewnienie sobie bezpieczeństwa jest unikanie zagrożeń. Wojsko tymczasem jest głównym celem przeciwnika i jest kierowane w najniebezpieczniejsze rejony, takie jak linia frontu. Bycie żołnierzem - słabo wyszkolonym, kierowanym przez niekompetentnych dowódców i działającym w ramach armii, która w ogóle o swoich żołnierzy nie dba - radykalnie zwiększa szansę na śmierć. Na dodatek śmierć wyjątkowo bolesną, bo albo ostrzał zrobi z połowy twojego ciała mielonkę i będziesz umierał w męczarniach, albo złapią cię - a wtedy oskalpują z twarzy, wydłubią ci oczy, wykastrują i rozerwą pojazdami. Idąc na wojnę jako poborowy żołnierz - nie bronię więc siebie, tylko zwiększam swoje prawdopodobieństwo na śmierć w męczarniach.
Powoływanie się tutaj na kraje takie jak Szwajcaria, to przejaw oderwania od rzeczywistości, albo skrajnej obłudy. Szwajcarzy, Szwedzi, czy Finowie - mają czego bronić. Tam państwo traktuje obywatela jak człowieka - dostrzegając jego problemy i interesy. Sam zresztą Mannerheim powiedział: "Przed wydaniem ogromnych pieniędzy na obronę, trzeba stworzyć dla ludzi taki poziom życia, którego sami będą chcieli bronić". W Polsce tymczasem państwo robi sobie częściej z obywateli wrogów, niż zwolenników. Złudzenie propaństwowości i gotowości umierania za ten system tworzą tu głównie pseudopatrioci, dla których hasła o patriotyzmie są jedynie środkiem, by poczuć się lepiej - oraz ludzie ukształtowani w czasach PRL, którzy dali sobie wpoić myślenie idolatrystyczne, wedle którego celem obywatela jest bezrefleksyjne poświęcenie dla rządzących idoli.
Mogę walczyć o zmiany w Polsce - by stała się krajem wartym by go bronić. Ale nie będę ryzykował życia za ten patologiczny system. Fanatyczni zwolennicy Tuska, czy Kaczyńskiego lubią się uruchamiać, gdy ktoś stawia takie deklaracje. Zaczynają na przykład oskarżać takich ludzi o prorosyjskość. Ale to ich zachowanie jest zarówno prorosyjskie, jak i naznaczone charakterystyczną dla rosyjskiej narracji - mentalnością niewolniczą.
Jest naznaczone mentalnością niewolniczą - bo oczekuje się, że obywatel poświęci się dla państwa, nie licząc na nic w zamian. A prorosyjskie jest, ponieważ sabotuje potrzebne przemiany. To bowiem teraz, w czasie pokoju trzeba mówić o problemach i motywować polityków do zmian, przypominając im, że ludzie - co naturalne - nie będą ginąć za ich prywatne interesy. Jeżeli natomiast nic się nie zmieni, a przyjdzie czas wojny - to tak jak na Ukrainie, okaże się że większość nie chce za ten kraj walczyć. A wtedy na apele, prośby i nawet szczere obietnice poprawy będzie za późno.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo wiele prawdy .
Nie masz dzieci, nie masz żony - ile warte twoje życie. Podatków nie płacisz, bo nie pracujesz, co wiemy z poprzednich wpisach o bezrobociu. Oddychasz, CO2 produkujesz. Eutanazja jak nic. A może jednak są w życiu wartości, o które warto walczyć i poświęcać życie... Ja będę ginąć za Polskę i swoją rodzinę, na ustach mając: Jezu ufam Tobie...
... a ojciec Tadeo podwiezie Cię swoim majbachem na pierwszą linię i pożegna Cię radosnym: Alleluja i do przodu !!!
Wiadomo, że w pierwszej linii idzie kwiat młodzieży. Tchórze i pozerzy zostają w domu. Ja się nie boję, bo po tym życiu mam jeszcze życie wieczne. Mogę więc żyć pełną piersią, a nie uciekać z "plecakiem ucieczkowym". Inni z takim plecakiem to przez całe życie idą. Polecam zapoznać się z postacią ks. Ignacego Skorupki - polski ksiądz katolicki, kapelan Wojska Polskiego. Jego śmierć stała się jednym z symboli Bitwy Warszawskiej.
Gdybyś był w wojsku, tobyś wiedział, że żołnierz jest od wykonywania rozkazów, jak cyborg, i nic więcej. Teraz pytanie: czyich rozkazów ??? Anglosasów, Ukraińców, a może Niemców, wszak Polin kolonią jest.