
Podróże kształcą, ale z przyswajaniem wiedzy bywa różnie. Jedni szybko się uczą, inni w tej kwestii są nieprzemakalni, niczym perkozy na Niezdobnej.
W pradawnych czasach z reguły tak bywało, że z podróży, wycieczek i wyjazdów wysyłało się znajomym i rodzinie widokówkę. Dzisiaj obyczaj ów uległ głębokiej modyfikacji. Pocztówek nikt już nie kupuje, zostały wyparte przez własnoręcznie robione słit focie. Komórę teraz ma każdy. Jeśli nie w kieszeni lub torbie, to najczęściej cały czas nosi w ręku. Nic też dziwnego, że niemalże każdy krok może być natychmiast dokumentowany. Przy tym obowiązuje następująca reguła: na pierwszym planie powinna być własna facjata, a obiekt do którego z niemałym trudem dotarliśmy gdzieś tam w tle.
Prawda jest taka, że tego rodzaju pamiątkami z obcych landów trudno nawet zainteresować najbliższą rodzinę, a co dopiero kogoś z zewnątrz. Oprócz zdjęć, ważnym elementem są nabywane na miejscu tzw. suweniry. Mogą to być pierniki z Torunia, oscypki prosto od góralki, czy choćby wędzony węgorz z Węgorzewa. Przy ich kupnie należy być nieco ostrożnym. Bardzo często natykamy się na kiepskie podróbki. Mogą to być oscypki z kołobrzeskiej plaży lub szczecineckie obwarzanki z Krakowa.
Innego rodzaju pamiątką „z pobytu” może być coś bardziej trwałego - jakiś gadżet bardziej trwały jak choćby magnes na lodówkę. A co przyjezdni mogą wywieźć z naszej leśnej polany i jej najbliższych okolic?
Oprócz słit foci, kubek z herbem miasta, na którym jesiotra zastąpiono śledziem, nalepkę ze spreparowanymi w komputerowym programie esami floresami mającymi symbolizować miejsce pomiędzy dwoma jeziorami i kilka jeszcze innych drobiazgów. Magnes też.
Owszem, można jeszcze posmakować tutejszych specjałów tyle, są to wyłącznie takie w wydaniu międzynarodowym. Jest ich całkiem sporo: pyszna baranina z licznych tureckich, a więc tutejszych kebabów, irish beer z irlandzkiej knajpy, włoska pizza, a nawet lody, kaczka po pekińsku – czemu nie? Wielką popularnością cieszy się MacDonald serwujący niezwykle „syte” zestawy. Byłbym przeoczył, są też ruskie pierogi. Nie tylko przysmaków z Antarktydy. Co z miejscowymi?
Owszem, zdarza się chleb gwdowski, ale tylko podczas jarmarków, rynków i dożynek. Do przeszłości należą już wileńskie obwarzanki. Wileńskie, ponieważ właściciel piekarni pochodził właśnie z tego miasta. Tam też powstała ich oryginalna, zastrzeżona receptura. Obwarzanki były kupowane nie tylko we wtorki i piątki na targowisku, ale także wprost w okienku piekarni na podwórzu kamienicy przy ul. Kościuszki. Były takie całkiem maluśkie, rzecz jasna nanizane na papierowy sznurek oraz nieco większe, jak również takie wielkie, które można było przekroić nożem i niczym bułkę posmarować masłem. A jaki to był smak, jaki zapach...
A kto pamięta o szczecineckich krówkach? Produkowała je fabryka założona jeszcze w latach pięćdziesiątych. Za nic mając wieloletnią tradycją w produkcji znakomitych wyrobów, ani nawet ludzi tam pracujących, fabrykę sprzedano jakiemuś rekinowi. Ten, jak na żarłacza przystało, skonsumował ją w zawrotnym tempie.
Dzisiaj po opuszczonych halach produkcyjnych ganiają szczury. Kto nie wierzy niech zajrzy na rumowisko od strony ul. Lelewela. Krówki, ale też i ciastka zwane markizami, cieszyły się powodzeniem nawet w takich dla nas egzotycznych miejscach jak Arabia Saudyjska. Fabryka, której przyszłość była zagwarantowana w okresie istnienia PRL, a dyrekcja nie musiała się martwić o tzw. rynki zbytu, potem stała się poligonem doświadczalnym domorosłych managerów. To, co teraz można kupić w sklepach sieciowych (inne praktycznie przestały istnieć) nie ma nic wspólnego z rozpływającą się w ustach wyborną szczecinecką krówką o różnych smakach.
A kto pamięta o sztandarowym wyrobie mleczarni przy ul. Pilskiej jaką była śmietana szczecinecka? Uznana była nie tylko przez miejscowych. Natknąłem się nawet na nią w Bydgoszczy, bo tam też doceniano jej smakowe walory. Nie jest przypadkiem, że po likwidacji zakładu nadal ją produkowano właśnie pod taką samą nazwą(!) w Czarnkowie. Podobnie jak „Słowianka” a także „Elmilk” (wcześniej Gryfmilk) specjalizujące się w doskonałych wyrobach, stanowiły łakomy kąsek dla speców od nieokreślonych powiązań i ciemnych interesów.
Już Kopernik Mikołaj twierdził, że gorszy pieniądz wypiera lepszy. Po co komu na rynku konkurent, skoro można go wykupić, ludzi zwolnić, a wyposażanie zezłomować? W halach, w których całe nowoczesne wyposażenie w barbarzyński sposób wycięto palnikami, hula wiatr. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie zaakceptowano koncepcji, aby małymi pieniędzmi zrobić wielki biznes i miejsce to zamienić na składowisko odpadów.
Dlaczego o tym wspominam? Bo były lokalne produkty z lokalnych surowców. Takie autentyczne, bez urzędowego naginania, zadęcia i lipnej propagandy. Mogły tworzyć oryginalną, regionalną ofertę. Mogły być utożsamiane, tak jak dzisiaj toruńskie pierniki z miejscem ich produkcji.
Nie są, ponieważ nie mieściły się w zestawie zadań, do których są zobowiązane samorządy. Nie było też żadnych programów choć wszędzie, niczym grzyby po deszczu, powstały urzędowe działy a nawet agencje od promocji, wizerunku i reklamy. Po czasie wiemy, że ich jedynym osiągnięciem, oprócz turystycznych gawęd w TV, jest kolejny wydany na kredowym papierze prospekt, breloczek lub magnes.
Morał jest z tego taki, że trzeba liczyć wyłącznie na siebie. Takim przykładem są dla nas górale z Zakopca. Oscypki i ciupagi robią chałupniczo, a więc własnymi rękoma. Mało tego, ich wyroby są cały czas dostępne i to od Bałtyku po gór szczyty. Szczecineckie obwarzanki, śmietana i krówki to już historia, zapomniano nawet o ich istnieniu. Ale przynajmniej teraz po latach jest co wspominać.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Święta racja Panie Jerzy. Płakać się chce na samą myśl, co ci dranie zrobili z Elmilkiem, Słowianką, czy restauracją Gryf, Pomorską.
Wolę jednak restauracje aktualnie działające od Gryfa i innych z dawnych czasów…
Chlebek Gadowski we wtorki i piątki na szczecineckim targowisku można kupić. Śmietana szczecineckim miała bardzo dobra sprzedaż nawet w Warszawie. Upadek Słowianki uważam za dziwny upadek. Bo produkt finalny mieli na najwyższym poziomie.
W szczecinku jest mnóstwo dostępnych wyrobów z lokalnych wytwórni. Mają znakomitą jakość, świetny smak, ale tez wyższe ceny. Nie każdego na nie stać, nie każdy docenia. Jest wolność wyboru.
SŁOWIANKA ZOSTAŁA ZLIKWIDOWANA. JA KUPOWAŁAM PRODUKTY ZE SŁOWIANKI W ANGLII.ILE LUDZI KTÓRZY SĄ INWALIDAMI MIAŁO TAM PRACĘ. MLECZARNIĘ ZLIKWIDOWANO POMIMO ŻE PRODUKTY BYŁY BARDZO DOBRE, TELKOM-TELZAS RÓWNIEŻ ZLIKWIDOWANO POMIMO ŻE MIAŁ BYĆ PROMOCJĄ NASZEGO MIASTA, PRODUKOWANO TAM NA EKSPORT KOMPUTERY,DLA WOJSKA,SZKOŁA BUDOWLANA,SZKOŁA PIELĘGNIARSKA RÓWNIEŻ ZLIKWIDOWANA.MIESZKAŃ RÓWNIEŻ NIE BUDUJE MIASTO I GMINA TYLKO DEWELOPERZY. PO PROSTU SZCZECINEK, WKRÓTCE BĘDZIE TYLKO MIASTEM EMERYTÓW I RENCISTÓW.
Racja. Swego nie znacie, a cudze chwalicie, i to od pokoleń! Tu nie żadnej tożsamości ani regionalizmu. Mieszanina społeczna i kulturowa. Brak dziedzictwa. Brak drzewa, które sadził pradziadek. Mamy za to zapatrzenie na obce wzorce, naśladownictwo. Szukanie i małpowanie obcej inspiracji. Czyli jedzie "światowiec" ze Szczecinka widzi coś zazwyczaj na tzw. zachodzie i wprowadza tu - bo widział. Albo przegląda zbiory pomysłów tzw. think tanków i dalej wprowadzać pomysły. Pamiętacie koncepcję "shared space", czyli współdzieloną przestrzeń publiczną? Albo działki na Świątkach i innych takich miejscach - kosmiczne budownictwo new age osadzone w wiejskim krajobrazie, a tuż obok domy z drewnianych bali. Kompletne pomieszanie ładu. Za czym tu tęsknić, skoro tu nie ma nijakiej tożsamości? Tylko podpatrzone i zmałpowane inspiracje. Zapomniałam, jest przecież piwo szczecineckie - chociaż tu nie ma browaru :)
Ach zal mowic! Powiem brzydko i wprost- Szczecinek " dziadzieje" pod kazdym wzgledem . kiedys blyszczal w regionie. Wszyscy podziwiali. Niestety teraz inne miasta nabraly wygladu . bylam ostatnio w Chojnicach i podziwialam zmiany. Lza sie w oku kreci.
Miasto z wizją.
A my mamy murale.
.....miasto lumpeksów i chwilówek!!!
Nikt Słowianki nie zlikwidował ! Po prostu wraz z komuną skończyła się ochrona państwa i trzeba było szukać miejsca na rynku ! Od początku "nowych " czasów była źle zarządzana i stale zadłużała się , mimo dotacji: zwolnienie z podatków i ZUS, oraz dotacje do inwestycji i WYPŁATY ! Ostatnia inwestycja zamiast zainwestować w nowe wyroby to zainwestowano w drogie mury na które nie było ich stać ! Co robiła Rada Nadzorcza, Delegaci na Walne Zgromadzenie ???