
Wiadomością tygodnia z pewnością stało się ustawienie na pl. Wolności plastikowej choinki, której wygląd łudząco przypomina północnokoreańską rakietę kosmiczną. Tyle że ta ostatnia ma pięcioramienną gwiazdę w zupełnie innym miejscu. Być może w ten sposób nawiązuje do „magicznych świąt zimowych”.
Chwała tutejszym samorządom, że jak na razie nie wzorują się na swoich współbraciach w wierze z wielkich miast i nie ukrywają, że chodzi o święta Bożego Narodzenia. Ponieważ nowinki do naszej leśnej polany docierają z mocnym opóźnieniem, jest nadzieja, że z powodu cywilizacyjnego zapóźnienia jeszcze przez pewien czas wszystko będzie po staremu, czyli zgodne z naszą wielowiekową tradycją.
Z kompletnie irracjonalnych powodów część tubylców uważa, że Boże Narodzenie bez siarczystego mrozu i zasp na wysokość okapu to tak, jakby go nie było. Ów pogląd ma się nijak do naszego mikroklimatu. U nas zawsze było i jest na odwyrtkę. Jak tuż obok za lasem pada, to akurat nieco dalej słońce świeci. Nie przypadkowo właśnie z tego powodu w dawnych czasach przy ul. Konopnickiej istniała stacja meteorologiczna, ale ją diabli wzięli, kiedy zaczęto wszystko „reformować” – pracowników zwolniono, wyposażenie rozpirzono.
Teraz tu i tam powstają stacyjki pomiarowe rozsiane gdzieś po polach. Ponoć mają być pomocne tym co to sieją i zbierają. Dopiero na podstawie ich wyników rolnik może uprzejmie prosić o rekompensatę za to, że po suszy nie było co na polu zbierać.
W takich to okolicznościach przyrody śnieg u nas występuje rzadko, a jeśli już - to raczej w okolicach stycznia. Marzenia o tym, aby lepić bałwana i urządzać kuligi w grudniu są równie nierealne jak obietnice dokończenia budowy (na niwelację już za całkiem sporą sumkę wydano) wyciągu narciarskiego na Rynkowej Górce. Znaczy, ów wyciąg a jakże, miałby rację bytu, gdyby miast śniegu była równie śliska nawierzchnia. No dobrze, bez uszczypliwości, bo zaraz zostanę posądzony o malkontenctwo, ponuractwo a od tego już bardzo blisko do faszyzmu.
Na zewnętrzną zmianę temperatury powietrza, wbrew unijnym tłustym kotom wciskającym całemu ludowi kit, to my żadnego wpływu nie mamy i mieć nie będziemy. Nawet wtedy, gdy wykupimy całą produkcję niemieckich wiatraków i ruskiego gazu. Owszem, możemy polepszyć sobie komfort tyle, że tylko w swoich czterech ścianach. Tutejsi korzystają z różnego rodzaju dotacji związanych z wymianą kopciuchów na inny system ogrzewania. Wprawdzie tak do końca nie wiadomo, czy jest to bardziej ekologiczne, ale z pewnością znacznie droższej.
Sąsiad z ulicy pluje sobie w brodę. Akurat skończył taką zalecaną wymianę w swoim domku a na tym interesie wyszedł jak Zabłocki na mydle. Właśnie ruszyła gazowa lawina i cena poszybowała w kosmos. Sąsiad rozpacza. A przecież nie ma powodu, bo zezłomowaną, niepotrzebną już instalację sprzeda korzystnie na skupie złomu. Uzyskane środki przeznaczy na pierwszą ratę zaciągniętego akurat „na niezwykle korzystnych warunkach” kredytu.
Mówi się trudno. Zimową porą dodatnia temperatura jest towarem deficytowym i za to trzeba płacić. Tymczasem w gazetach pojawiły się wielkie tytuły – „zima zaatakowała”. Brzmi to jak frontowy komunikat. Jeśli tak, mamy do czynienia z pełną mobilizacją „sił i środków”. Oczyma wyobraźni widzimy odpalane nocą silniki setek odśnieżarek, solarek, spychaczy, a kto wie może nawet koparek.
Nic z tych rzeczy. Co się okazuje? Przysypało na wysokość obcasa i już larum grają! Kolejne tytuły: „drogowców zaskoczyła zima”. Ciekawe, że do tej pory jeszcze nigdy nie czytaliśmy o ataku wiosny, że o lecie nie wspomnę.
Początek zimy od czterdziestu lat kojarzy się z wprowadzeniem stanu wojennego. Dla wielu to już historia niczym świat z dinozaurami. Tamten dzień 13 grudnia u nas niczym szczególnym się nie wyróżniał, no może tylko niezwykłą śnieżną zawieją. Nocną porą internowano najważniejszych działaczy Solidarności, a dwa dni później wybebeszono ich siedzibę przy ul. Zamkowej.
Wygląd ulic się nie zmienił. Tak jak przedtem, w witrynach sklepowych, z powodu braku towarów, wisiały hasła ostrzegające przed solidarnościową ekstremą. Nie wliczając dość znacznej ilości tutejszych wielbicieli generała, pozostałym raczej nie było do śmiechu i to nie tylko z powodu odcięcia połączeń telefonicznych i wprowadzenia godziny milicyjnej.
Trzeba przyznać, że od owego dnia przez całą zimę w blokach jak nigdy przedtem, grzejniki zawsze były gorące. Gdyby nie katastrofa gospodarcza państwa, stan wojenny w naszym przypadku wyglądałby nieco inaczej.
Na przełomie czerwca i lipca do biura projektów, w którym pracowałem przyszedł pewien pan z plikiem papierów i geodezyjnymi podkładami pod pachą. Zlecenie z napisem „poufne”zawierało wykonanie projektu, jak to określono – „obozu dla doleżowanych”. To było takie słowo – wytrych. Chodziło o zespół drewnianych baraków mieszkalnych otoczonych płotem z kolczastego drutu składający się z ok. 10 baraków (dokładnie już nie pamiętam), który miał powstać na łące za dzisiejszym rondem rozdzielającym ul. Kołobrzeską z obwodnicą trzesiecką. Drugi, znacznie większy na ok. 18 baraków - w Boblicach.
Projektowanie zostało przerwane już w lipcu. Zlecenie wycofano. To taki zupełnie nieznany lokalny epizod z wojny wytoczonej Polakom przez sowieckich namiestników. Tamtego pamiętnego roku zima zaczęła się więc już latem. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ wszystko to się zdarzyło na początku zimy.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
W tym roku na przełomie jesieni i zimy wprowadzają prawo ograniczające wolność słowa. Być może niedługo będzie lexTEMAT (lub lexiszczecinek, lex MZW) , jeśli nie zaczniecie PiSać po linii partyjnej, jedynej słusznej.
Lex temat to już jest. Wprowadzili go ci, którzy działają na zasadzie lex MZW. Różnica między "lexami" polega na tym, że w pierwszym przypadku chodzi o knebel, a w drugim o koryto.
Cytat moim zdaniem najważniejszy: "Gdyby nie katastrofa gospodarcza państwa, stan wojenny w naszym przypadku wyglądałby nieco inaczej." Coś w tym jest, że właśnie w tej krainie katastrofy gospodarcze są historyczne, teraźniejsze i zapewne przyszłe. Ile jeszcze pokoleń Polaków będzie tułało się po świecie i ile zmarnowanych dziesiątek lat zarządzania nastąpi? Może różnice polityczne, różnice poglądów, zdań, a także religii jednak nie sprzyjają rozwojowi?