
W tym miejscu kończył się świat. Świat znany mieszczuchom: z brukowaną lub asfaltową jezdnią, domkami i ogródkami.
Granicę wyznaczał domek pod czternastką przy ul. Grunwaldzkiej, a przy ul. Polnej pod numerem 102. Dalej aż do Lasku Zachodniego i stojącym na jego straży zdruzgotanym bunkrem, rozciągały się „dzikie” pola.
[middle1]Dla twórców Wału Pomorskiego miało to być pole bezpośredniej obrony. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, w lutym 45 natarcie czerwonoarmistów poszło z innego kierunku i piętrowa konstrukcja żelbetowa, ani nawet czołgowa zapora w jezdni ul. Kościuszki stała się już do niczego nieprzydatna.
Pierwsi polscy mieszkańcy niechętnie osiedlali się na skraju miasta. Tak też było w przypadku moich rodziców.
Zrezygnowali z domku, kiedy którejś zimowej nocy obudziły ich serie z automatów. Nazajutrz przyjechali ubecy i zrobili rewizje okolicznych domków poszukując broni bądź karabinowych łusek. U rodziców na strychu znaleziono łuski tyle, że poniemieckie. Mimo to ojcu kazali się stawić do czerwonego domu przy ul. Kościuszki (siedziba PUBP).
Tego było za wiele i rodzice zrezygnowali i z domku i z ogródka. Woleli spokój przenosząc się do nory, którą Sowieci „zagospodarowali” na swój zakład szewski. Przed wprowadzaniem trzeba było wstawić okna, podłogi a także oczyścić dom z ze skórzanych obrzynków, w których grasowały szczury. Tym sposobem zamieszkali w spokojniej dzielnicy w centrum. To tyle prywaty.
Na przedłużeniu ul. Grunwaldzkiej znajdowało się w powojennych latach niewielkie, porośnięta krzakami wyrobisko. Okoliczni mieszkańcy wyrzucali tu śmieci, bo w tamych odległych czasach ich wywożeniem z domków jednorodzinnych nikt się nie zajmował.
Za śmietniskiem rozciągały się już pola. Cały obszar, łącznie z lasem ciągnącym się hen aż do torów kolejowych w kierunku Białogardu, przejęło we władanie wojsko urządzając sobie w tym miejscu poligon, a w późniejszym okresie autodrom.
Do dzisiaj pozostały po nich „pamiątki” w postaci rozsianych po polach i Lasku Zachodnim rowach strzeleckich i okopach. Zachowały się także resztki żelbetowego obiektu służącego jako stanowisko dowodzenia.
Rozległy teren pomiędzy ul. Polną a ul. Grunwaldzką i Kościuszki, nim wjechały tam koparki i spychacze rozpoczynając budowę osiedla Zachód, był idealnym miejscem nie tylko do zabawy (podchody) ale także nauki.
To tutaj w ramach przedmiotu „przysposobienie wojskowe” odbywały się marsze na azymut. Z tamtych odległych czasów od strony ul. Kościuszki – właściwie szosy w kierunku Trzesieki, zapamiętałem rosnące w tym miejscu długie szpalery drzewek morwowych. Kto i kiedy je posadził?- tego już nigdy się nie dowiemy.
W sporządzonych w latach siedemdziesiątych planach zagospodarowania przestrzennego przyszłego osiedla Zachód, obliczonego na 30 tys. mieszkańców, kościoła miało nie być. Owszem w pasie wzdłuż ul. Kościuszki planowano dom kultury, kino a nawet amfiteatr, boiska sportowe, ale nie kościół. Tego rodzaju inwestycja była nie do pomyślenia.
Wprawdzie sytuacja nieco się zmieniła po solidarnościowej wiośnie (1980-81), ale akurat w tym przypadku, budowa była możliwa dopiero w latach osiemdziesiątych.
Parafia pw. św. Rozalii została erygowana 1 stycznia 1983 roku, a pierwszym proboszczem został ks. Hubert Nokielski. Jeszcze tego samego roku 30 maja parafia stała się - w tym czasie istniała jeszcze taka forma własności - wieczystym użytkownikiem terenu, który jak na potrzeby kościoła parafialnego wyznaczono dość rozległy, ciągnący się od ul. Grunwaldzkiej aż do skrzyżowania z ul. Karlińską.
Stało się tak w wyniku pomyłki nie tylko geodety, ale też i Urzędu Miasta. Okazało się, że wydzielenie działki dokonano na mapie sporządzonej w dwukrotnie mniejszej skali.
...
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wszystko ok ale projekt tego kościoła jest jak by to ładnie powiedzieć spierniczony. Najbardziej to te kominy pod dachem wyglądają na jakąś prowizorkę która powstała na chwilę - straszy to tylko. Może należałoby owe "dziury" pod głównym dachem jakimś ażurem wypełnić...
cytat"Z tamtych odległych czasów od strony ul. Kościuszki – właściwie szosy w kierunku Trzesieki, zapamiętałem rosnące w tym miejscu długie szpalery drzewek morwowych. "Ciocia hodowala jedwabniki,wiec jezdzilem razem z nia zrywac liscie morwy,Oj nazrywalo sie tych lisci,bo larwy jedwabnika zarly je na potege.Jeden szum bylo slychac podczas jedzenia.Pozniej posadzono morwe takze przy PZZ,
Ciekawe kto zasiedlał poniemieckie domki, czy to byli ludzie z klucza partyjnego, czy z akcji Wisła, czy przypadkowi (choć to raczej mało prawdopodobne)?
Ile pieniędzy z szczecineckich zakładów pracy przeznaczono na budowę tego kościoła? Na pewno dużo ale czy zgodnie z prawem. Nie płacono ludziom pensji ale na kościół dawano ogromne sumy i tylko dlatego, żeby "zapewnić sobie drogę do nieba". Nic bardziej mylnego. Tylko prawdziwą i czysta wiarą w Pana naszego wyjdziesz jego drogą do nieba.
emerytowana funkcjonariusz SB?
Nie będzie kościołów i dzwonów, będziesz słuchać ałłakowania kilka razy dziennie.