
To na lata 60. przypada intensywny rozwój budownictwa mieszkaniowego, a także apogeum rozbiórek starej zabudowy. Zaczęły powstawać najczęściej pięciokondygnacyjne, typowe bloki mieszkalne, których architektura nie miała żadnego znaczenia. Prawdziwy charakter miasta musiał ustępować.
To mało doskonałe zdjęcie ma bezcenną wartość dokumentacyjną. Powstało najprawdopodobniej w 1960 r. a jego autorem jest ówczesny architekt powiatowy Zdzisław Naja. To właśnie on w tym czasie wykonał całą serię zdjęć dokumentujących śródmiejską zabudowę. Zdjęcia stanowiły materiał, którym posługiwano się przy tworzeniu planu zagospodarowania przestrzennego. Ubolewać należy, że nie sporządzono tak, tak jak to zdarzało się w innych miastach: inwentaryzacji architektonicznej i urbanistycznej.
To na lata 60. przypada intensywny rozwój budownictwa mieszkaniowego, a także apogeum rozbiórek starej zabudowy, nie licząc się z uwarunkowaniami historycznymi. Zaczęły powstawać najczęściej pięciokondygnacyjne, typowe bloki mieszkalne, których architektura nie miała żadnego znaczenia i dlatego stawiano je gdzie tylko było to możliwe bez względu na otoczenie. Kształtowaną przez wieki zabudową nadająca niepowtarzalny, specyficzny charakter każdego miejsca i miasta, a nawet jego historyczną siatkę uliczną - wyburzano na niemal masową skalę. W Szczecinku i to tylko w jego centrum, do lat 80. rozebrano ok. 80 budynków.
Owszem, były również opracowania konserwatorskie i wytyczne dotyczące kształtowania układu przestrzennego starego miasta, ale z reguły tego nie przestrzegano. Szczecinek w tym względzie nie był odosobniony. W imię szczytnych sloganów o zielonych „słonecznych” osiedlach, zacierano namacalne ślady historii. W ten też sposób realizowano politykę państwa dotyczącą tożsamości tzw. Ziem Odzyskanych.
Szczecinek w ciągu swoich dziejów nigdy nie był miastem zamożnym. Dlatego też najstarsza XVIII i XIX wieczna zabudowa składała się wyłącznie z budynków o konstrukcji ryglowej, pospolicie zwanej pruskim murem. Drewniana konstrukcja często była uwydatniona na elewacji, tworząc dekoracyjną kratę składającą się z podwalin, oczepów, słupków i zastrzałów.
W Szczecinku, w zdecydowanej większości tego typu konstrukcje ukrywano pod tynkiem. Bogaty wystrój elewacji, które wykonywano w całości z cegieł miały jedynie kamienice przy głównych ulicach i tylko od strony ulicy. Do ich budowy najczęściej używano najtańszych i przy tym nietrwałych materiałów. Przez niemalże dziesiątki lat niekonserwowane i nieremontowane od wielu lat domy, były w tak fatalnym stanie technicznym, że remont był już nieopłacalny. Poza tym, zdecydowana większość uważała, że prawdziwy luksus zapewnia jedynie mieszkanie w bloku.
Zabudowa kwartału pomiędzy ul. Boh. Warszawy, ul. Drzymały, Junackiej i ks. Elżbiety to był doskonały przykład właśnie takiego odchodzącego w przeszłość budownictwa. Na zdjęciu wykonanym w 1960 roku uwieczniono rozpadający się ze starości spichlerz przy skrzyżowaniu ul. Ks. Elżbiety z ul. Drzymały o szachulcowej konstrukcji.
Niezwykle wąska uliczka pogrożona jest w głębokim cieniu potęgowanym także przez rosnące drzewa przy wieży św. Mikołaja. W tle możemy dostrzec oficynę z bogato zdobionym szczytem od strony ul. Boh. Warszawy, której budowniczy z pewnością był zafascynowany gdańską (niderlandzkiej proweniencji) architekturą renesansową.
Zdjęcie z 1958 roku przestawia ostatni moment przed rozbiórką. Po zabitych deskami oknach widać, że w tym czasie budynek był już nieużytkowany.
Już tylko najstarsi mieszkańcy pamiętają, że to tutaj, za rozsuwaną kratą mieścił się (państwowy) zakład naprawy odbiorników radiowych. Zaznaczam „państwowy” ponieważ tuż obok prosperował prywatny, o którym za chwilę.
Po wyburzeniu, przez kilkanaście następnych lat w tym miejscu znajdował się jedynie wyasfaltowany hotelowy parking. Na początku lat 90. od strony ulicy pojawiły się drewniane kioski pospolicie nazwane „gasiulówkami”. Z czasem sieciowe markety niezwykle skutecznie wyeliminowały wszystkie sklepiki, a kioski przede wszystkim. Póżniej, w tym miejscu przez wiele lat ślimaczyła się budowa, której charakterystycznym elementem był obskurny płot.
Efektem jest piętrowy koszmarek w różowym kolorze.
Wróćmy do lat 60. Oto znajdujemy się już na ul. Boh. Warszawy. Fotograf ujął w kadrze całą pierzeję pomiędzy ul. Ks. Elżbiety a Drzymały, której środek stanowił Hotel Pomorski. O jego dziejach napiszę innym razem.
Na pierwszym planie, do olbrzymiej ściany nieistniejącego już dzisiaj Hotelu Pomorskiego przylegała piętrowa kamieniczka z mieszkaniem na poddaszu i oficyną od strony ul. Junackiej. Od południa posesja przylegała do bezokiennej ściany spichlerza. Środek tworzyło mikroskopijnej wielkości podwórze, do którego nigdy nie dochodziło światło słoneczne.
Pięknie prezentująca się na zdjęciu oficyna, ścianę szczytową na wysokości piętra i poddasza dekorowała nie przykryta tynkiem ściana „w kratę”. Drewnianą konstrukcję uwidoczniono także w niezwykle malowniczo wyglądającym budynku gospodarczym.
W budynku głównym mieścił się prywatny zakład naprawy radioodbiorników, którego właścicielem był p. Domagała. Pamiętam jako dziecko, że za dużą sklepową witryną stało duże radio lampowe (innych nie było).
Kilka lat potem cała zabudowa, z wyjątkiem równie starego XIX wiecznego spichlerza rozebrano. Na wolnej działce na wysokiej, betonowej podmurówce stanął przeszklony pawilon ze sklepem odzieżowym. Od samego początku zakładano, że jest to obiekt tymczasowy. Przetrwał aż do 1994 roku. Dzisiaj zostały po nim ściany fundamentowe oraz mocno wyszczerbiona… posadzka z płytek lastrykowych. Od tego czasu położona w samym sercu miasta nieruchomość jest niczym stajnia Augiasza, służąc jednocześnie za poligon doświadczalny amatorom mazania ścian sprayem.
W 2014 roku w ramach odbywającego się w mieście II Art Pikniku, na ścianie dawnego spichlerza, a obecnej siedziby firmy EP&M powstał pierwszy - raczej mało udany mural sporządzony na podstawie archiwalnej fotografii przedstawiającej dawną ul. Pruską – dz. Bartoszewskiego.
Na archiwalnym zdjęciu widzimy jedynie niewielki fragment XIX wiecznego spichlerza. Jakimś cudem budynek udało się uratować z pogromu. Może dlatego, że trafił na listę obiektów chronionych. Być może zadecydował jego dobry stan techniczny, ponieważ oprócz solidnych belkowych stropów zbudowano go w całości z cegły, a w podpiwniczeniu z kamienia polnego.
Póżniej przez dziesiątki lat stał zamknięty na kłódkę.
W latach osiemdziesiątych dyrekcja Muzeum Regionalnego, w porozumieniu z Urzędem Miasta zaproponowała, by wiekowy budynek zaadaptować na potrzeby wystawiennicze. Sporządzona została w tutejszym Budoprojekcie dokumentacja, ale na tym etapie inwestowanie zaprzestano. Wnętrze, z racji bardzo skromnej powierzchni raczej się do tego nie nadawało. Wprawdzie spichlerz miał aż cztery naziemne kondygnacje, ale za to niezwykle niskie. Wchodziło się na tam po drewnianych schodach. Zbudowano go z niezwykle solidnych i grubych ścian. Z pewnością najciekawszym pomieszczeniem była przesklepiona beczkowym stropem piwnica. Szeroka łukowa brama służyła niegdyś do wyładunku lub załadunku zboża z konnych platform, dlatego strop parteru znajdował się mocno powyżej wjazdu. Również charakterystycznym elementem były drzwi na każdym piętrze (na dachu zwieńczone nadbudówką) służące do podnoszenia worków ze zbożem, przy pomocy umocowanej na bloczku liny.
Szczęściem stary spichlerz w końcu znalazł swego nowego właściciela. I jest to doskonały przykład tego, jak wiekowy budynek można wykorzystać do współczesnych wymogów i to z poszanowaniem jego historycznej architektury.
Jerzy Gasiul
Zdjęcia autora, zdjęcia archiwalne z zasobów Archiwum Państwowego
oraz Muzeum Regionalnego w Szczecinku.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Dobry artykuł, jednakże brak jest informacji i zdjęć co było na miejscu bloku przy ul. Ks. Elżbiety 5 i Junackiej
Działkę wyłozona lastriko ma powazny szczecinecki przedsiębiorca, dawniej radny, może by łaskawie posprzątał ten teren? Dochód z billbordów jest, to może pare złotych na zaprowadzenie ładu na tym terenie???