Takich domów jak ten mistrza malarskiego Freuer’a przy ul. Koszalińskiej, dzisiaj już nie ma.
Zdjęcie pochodzi prawdopodobne z pierwszych lat XX wieku i na nim uwieczniono skrzyżowanie ówczesnej Köslinerstraβe (ul. Koszalińska) z Königstraβe (ul. Boh. Warszawy).

Do końca XIX wieku w Szczecinku większość zabudowy stanowiły domy o szachulcowej konstrukcji, których charakterystyczną cechą była drewniana konstrukcja ścian składająca się z belek, słupów, oczepów, podwalin i zastrzałów. Pola pomiędzy tymi elementami wypełniano bardzo często przemieszaną z sieczka gliną na drewnianym ruszcie, a o wiele rzadziej cegłą. Nie wszystkie domy miały uwidoczniony na zewnątrz drewniany układ konstrukcyjny. Przeważnie ukrywano go pod tynkiem. Nawet w centrum miasteczka przeważała zabudowa parterowa. Z reguły domy miały strome, pokryte dachówką dachy i bardzo często, od szczytu na poddaszu miniaturowe mieszkania.
Szczecineckim zwyczajem domy sytuowano równolegle do ulicy. Układ wnętrza był prosty i logiczny. Najczęściej główne wejście znajdowało się na osi domu. Za nim krył się wąski korytarzyk prowadzący do umieszczonych po obu stronach mieszkań lub po prostu pokoi. Domy z powodu wysokiego poziomu wody gruntowej zazwyczaj nie były podpiwniczone. Sytuowano je na wykonanej z polnego kamienia podmurówce, zawsze co najmniej kilkanaście centymetrów nad ziemią i dlatego nieodzownym elementem było kilka schodków od strony ulicy. Owszem, zdarzały się również piwnice, najczęściej nie pod całym budynkiem. Z reguły były niezwykle niskie dostępne na zewnątrz albo po prostu z kuchni, poprzez umieszczoną na jej środku klapie w podłodze.
Korytarz prowadził wprost na podwórze szczelnie obstawione różnego rodzaju zabudową gospodarczą. Niewątpliwie jednymi z ważniejszych i zarazem najbardziej uciążliwych obiektów były ustępy, których konstrukcja wcale nie musiała być drewniana. Ponieważ kanalizacja oraz sieć wodociągowa w mieście pojawiła się dopiero na początku XX wieku, wcześniej budowane domy pozbawione były zarówno ubikacji jak i łazienek. W takich przypadkach szambo, a właściwie dół na nieczystości znajdował się pod ustępem na podwórzu.
Jeszcze na początku XX wieku, co widać doskonale na archiwalnym zdjęciu, wybrukowany polnym kamieniem chodnik właściwie był już częścią jezdni. Pomiędzy nimi znajdował się rynsztok, to takie niewielkie zagłębienie prowadzące wzdłuż ulicy służące nie tylko do odprowadzania wód opadowych ale przede wszystkim do mniej zanieczyszczonych ścieków. Wygląd ulicy zmanił się w latach trzydziestych. To właśnie wówczas pojawiły się po obu stronach chodniki a jezdnię wyłożono kostką bitumiczną.

Zazwyczaj do ściany ubikacji przylegał kurnik lub chlewik, a nawet obora. Tak, tak. Jeszcze w pierwszych powojennych latach zdarzało się, że nawet mieszkańcy „śródmiejskich” ulic (Koszalińskiej, Zielonej, Kaszubskiej, Lipowej…) hodowali krówki, które rano i wieczorem prowadzano środkiem jezdni. Do połowy lat 60. zabudowa kończyła się przy dzisiejszym skrzyżowaniu ul. Koszalińskiej i Myśliwskiej. Dalej były już tylko służące do wypasania krów podmokłe łąki. Bardzo często na zapleczach domów znajdowały się warsztaty, a także niewielkie ogródki i sady. Tak też to wyglądało w trójkącie wyznaczonym ul. Koszalińską, Jeziorną i Kościuszki. Jak w latach pięćdziesiątych(?) prezentowało się skrzyżowanie ul. Koszalińskiej i Boh. Warszawy (nieco wcześniej – Stalina) widać na zdjęciu nieznanego autora. To wówczas w tym miejscu pojawił się drewniany kiosk spożywczy.

To właśnie w roku 1961-62 roku, po uprzednim wyburzeniu całej starej zabudowy rozpoczęto budowę pierwszego po wojnie osiedla mieszkaniowego. Zmiany były szokujące. Z dawnej zabudowy pozostawiono tylko piętrową kamieniczkę przy ul. Koszalińskiej 10 (sklep rowerowy) i trzy budynki przy ul. Kościuszki pod numerem 5,7 i 9.
W miejscu parterowej zabudowy od ul. Koszalińskiej wybudowano cztery, pięciokondygnacyjne bloki, jeden ale znacznie od nich większy od strony ul. Jeziornej (tam też powstała biblioteka dziecięca) i jeden przy ul. Kościuszki. W tym ostatnim na parterze ulokowała się kawiarnia „Jubilatka”. Nie licząc „Kolorowej” przy ul. Powstańców Wlkp. obie zaliczano do najnowocześniejszych w mieście lokali gastronomicznych. Mimo że w blokach przeważały małe, pozbawione balkonów i loggii mieszkanka – z dzisiejszego punktu widzenia to dość niski standard – w tamtym czasie uchodził za luksus i dla większości był jedynie marzeniem.
Co ważne, osiedle Kościuszkowskie – bo taką przyjęto nazwę, składało się wyłącznie z mieszkań komunalnych. Tak przynajmniej było na pierwszym etapie budowy. Potem kolejne osiedlowe bloki powstawały pomiędzy ul. Jeziorną. Koszalińską, Mierosławskiego i Kościuszki. Tu tutaj w środku osiedla ulokowano kotłownię i przedszkole.
Ważnym zdarzeniem, które na zawsze wryło się w pamięć mieszkańców był ok. 1964 roku pożar wypełnionej stodoły. Ten nietypowy, jak na dzisiejsze czasy obiekt znajdował się gdzieś w miejscu dzisiejszego przedszkola. Pożar wybuchł późnym wieczorem, a kilkumetrowej wysokości płomienie oświetliły cały, przyległy teren. O ile pamiętam obeszło się wtedy bez większych strat.

Dzisiaj (listopad 2022) na skrzyżowaniu Koszalińskiej i Boh. Warszawy trwają prace drogowe nad przebudową, które rozpoczęły się już kilka miesięcy temu. Jezdnia zostanie zawężona do jednego pasa ruchu. Wzdłuż niej pojawią się stanowiska postojowe, a także chodniki ze ścieżką rowerową.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie