
Po 76 latach ruszył, skrzący się złocistym kolorem, zegar na wieży Mariackiej. Co godzinę rozlega się bicie dzwonów, a przesuwające się pomiędzy rzymskimi cyframi wskazówki miarowo i nieubłaganie, symbolizują przemijanie. Trwający przez kilka pokoleń jego bezruch, nie miał jednak na ich życie żadnego wpływu. Przez te lata pozostała nam jedynie pamięć. Tylko ona jest w naszej mocy. Bo tak naprawdę czas należy do Boga. Zegarowy mechanizm, zatrzymał się 43 lata od chwili jego uruchomienia. Obecnie wieżowe zegary ożyły niemalże dokładnie tego samego wrześniowego dnia, kiedy świątynia została z rąk sowieckich przejęta przez Polaków.
Czas jest też pojęciem umownym. Dobitnie o tym świadczy choćby i to, że wskazówki na tarczy wschodniej są nieco szybsze od tych z tarczy południowej. Rozbieżność rozstrzyga, niczym sędzia podczas meczu, mocno stonowany dźwięk dzwonów. Bardzo często praktycznie niesłyszalny, ginący gdzieś w ulicznym hałasie. W południe, na bicie dzwonów nakłada się teraz hejnał z wieży ratuszowej. Dźwięk dzwonów od wieków, był i jest, nieodłącznym elementem polskich miast. Powtórzę, od wieków to jeden z naszych kulturowych znaków .
W tym kontekście dziwnie brzmi „zatroskanie” (nawet takie w formie sądowej) o ich uciążliwy dźwięk, szczególnie dla tych co za dnia się śpią, bo są po „nocnej zmianie”. Ponoć natężenie dźwięku jest zawsze subiektywne i jak twierdzą fachowcy, zależne od indywidualnego zmysłu słuchu.
I pomyśleć, że są na świecie takie miejscowości jako chociażby Londyn – nie mylić z Lądkiem Zdrój - gdzie co godzinę „śpiących po nocnej zmianie” budzi Big Ben. A w takim Krakowie też jest wieża Mariacka i to prawie takiej samej wysokości(!). Tam, to nawet co godzinę i to przez całą dobę (nie uwzględniają nocnej ciszy!) jakiś umundurowany funkcjonariusz dmie ile sił w płucach na cztery strony świata budząc przy tym nie tylko dzieci, niemowlęta a także tych co „po nocnej zmianie”, już o gołębiach nie wspominając. Nie przypadkowo tamtejsi nazywają ją hejnalicą a nawet budzielnią. Nie wiadomo czy zdarzały się już i tam procesy o budzenie przed czasem tych co „po nocnej zmianie”.
A tak na poważnie, to wielu z nas – mam na myśli mieszkańców wschodniej części naszej leśnej polany, marzy o tym, żeby choćby nocną porą (szczególnie w letnie dni z soboty na niedzielę) wyciszyć (nie milczące o tej porze dzwony), ale łoskot dobiegający zza torów kolejowych. I żeby nie było wątpliwości, nie chodzi ani o hałas pociągów, ani pojazdów na obwodnicy jak to jakiś czas temu próbował wciskać tubylcom jeden z tutejszych tłustych kotów.
Akurat w tej kwestii jak do tej pory nie znalazła się żadna dbająca o dobrostan tubylców troskliwa dusza, nawet taka z mandatem poselskim, a nawet ministerialnym. Nie trzeba sięgać do tabel i statystki aby unaocznić, że jest ich znacznie więcej niż tych co „po nocnej zmianie”.
Odgłos dzwonów przypomina o mijającym czasie. Uczy, że o teraźniejszości decyduje przeszłość. Mówiąc inaczej, nie znając przeszłości nie możemy budować teraźniejszości bez narażenia się, jeśli już nie na bolesną powtórkę, to w najlepszym wypadku na ośmieszenie. Mam na myśli rewolucję a właściwie „lewolucję” obyczajową. Zanim tak jak w każdej rewolucji przemówi towarzysz Brauning, najpierw walkę rozpoczynają harcownicy zwani też pożytecznymi idiotami.
Oto w tych dniach młode lwy partii postępu i kolorowej przyszłości, zaapelowały do burmistrza o umieszczenie na terenie miasta różowych skrzynek zaopatrzonych w... tampony i podpaski. W zamyśle pomysłodawców (pomysłodawczyń) to sposób, jak to sformułowano „przeciwdziałania ubóstwu menstruacyjnemu nastolatek”.
W samorządach już tak jest, że „ubóstwem” z urzędu zajmują się MOPS-y. Czy podejmą się tego niezwykle ważnego dla członków zadania? Przyznajmy nie będzie to łatwe, bo konkurencja w tym temacie jest niezwykle ostra, jako że tego typu środki oferuje kilkanaście tutejszych marketów, nie licząc sklepów specjalistycznych i aptek.
Jeśli już jesteśmy przy środkach higieny osobistej to zastawiam się, a co z wykluczeniem innych grup społecznych np. tych, którzy muszą korzystać z papieru toaletowego czy innych środków higienicznych - przykładowo chusteczek do nosa?
Owszem, kiedyś kiedy jeszcze dzisiejsza młoda lewica co najwyżej nosiła pampersy, dane nam było zasmakować efektów rządów lewicy geriatrycznej (kto pamięta Breżniewa, ten wie o co chodzi). To właśnie wtedy z braku papieru toaletowego ludziska korzystali z „Trybuny Ludu” albo „Żołnierza Wolności”- to głównie ci skoszarowani.
Pojawia się też przy tego rodzaju kwestii inny problem, co z zużytymi środkami higieny osobistej? Czy wzorem tych na psie odchody pojawią się specjalne kosze? Jeśli tak, zachowane zostaną odpowiednie zasady związane z ochroną środowiska oraz ociepleniem klimatu?
Jeszcze nie tak dawno wykluczenie wiązało się z utratą - zgubieniem kluczy do domu. Taki delikwent stojąc przed zamkniętymi drzwiami, przeszukujący po raz dziesiąty wszystkie zakamarki swoich kieszeni, dowiadywał się, że jednak został nieodwołanie wykluczony. Teraz się okazuje, że tego rodzaju przypadłość może dotyczyć również „ubóstwa menstruacyjnego”.
To kolejny dowód na to, że istniejąca rzeczywistość nie ma nic wspólnego z tą, którą sobie wyobrażamy. Właśnie głównie o tym przypomina bijący dzwon. „Komu bije dzwon?”
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
cytat"Obecnie wieżowe zegary ożyły niemalże dokładnie tego samego wrześniowego dnia, kiedy świątynia została z rąk sowieckich przejęta przez Polaków. "Kosciol byl ewangelicki,a nie ruski.To katolicy przejeli od ewngelikow kosciol.