
Szczecinecki cmentarz komunalny zalicza się do jednego z najpiękniejszych na terenie Pomorza. Głównym jego atutem jest położenie i stare drzewa. Nekropolia rozpościera się na pięciu wzgórzach, z których najwyższy jest ten bezimienny, rozciągający się od ronda przy ul. Lipowej do Wilczego Kanału. Od strony ul. Lipowej na jego szczyt prowadzą wybudowane w latach 60. betonowe schody...
Niemieccy mieszkańcy wzgórze to nazwali Ritzig Berg. Taka też nazwa widnieje na planie miasta pochodzącym z połowy XIX wieku. Najwyższy jego punkt położony jest na wysokości 152,7 m n.p.m. Po przeciwnej stronie głównej alei znajduje się Wisielcza Góra, mająca w najwyższym punkcie 151,7 m n.p.m.
Pierwsze pochówki na cmentarzu przy ul. Lipowej rozpoczęto w 1842 roku. Jeszcze na początku XX wieku jego teren ograniczał się do szczytu Ritzig Berg (Zadraśnięta Góra?). W tej chwili, po tej dawnej nekropolii pozostał jedynie układ głównych alejek. W miejscu dzisiejszej głównej alei prowadziła niegdyś droga w kierunku cegielni (istniała do 1945 roku w miejscu dzisiejszego nowego cmentarza przy ul. Prusa), dalej można było dojechać do Godzimierza.
Po ostatniej wojnie, już w polskim Szczecinku, pochówki zaczęły się właśnie w najstarszej części cmentarza. Jeszcze do lat 60. najbardziej okazałe nagrobki i pomniki (pochodzące z lat międzywojennych), znajdowały się pomiędzy główną aleją, a stokiem wzgórza ze stacją przekaźnikową na Wisielczej Górze. Powszechne lastriko, wypierane w ostatnich latach przez granit, jeszcze nie istniało. Królował tzw. sztuczny kamień. Bardzo dużo grobów opasanych było żeliwnymi, bardzo dekoracyjnymi płotkami lub kutymi, mocowanymi do kamiennych słupków łańcuchami. Ponieważ nagrobki nie były tak stłoczone jak dzisiaj, całe połacie szczecineckiej nekropolii dosłownie tonęły w zieleni. Najbardziej popularną rośliną z pewnością były cyprysy oraz wszędobylski bluszcz.
Nieco inaczej wyglądała też kaplica. W jej ścianach na zewnątrz wmurowane były tablice epitafijne i płyty nagrobne, przeniesione tutaj z rozebranego w 1908 roku kościoła pw. św. Mikołaja. W latach sześćdziesiątych, te cenne dla przeszłości miasta, pamiątki zostały w barbarzyński sposób zniszczone.
Niestety nie wiemy, jak dużo mieszkańców znalazło tutaj swoje miejsce wiecznego odpoczynku. Cmentarne księgi zaczęto prowadzić dopiero od 1957 roku. Od tego czasu pochowanych zostało ok. 21 tys. osób. W tej chwili szczecinecka nekropolia zajmuje ok. 17 hektarów.
Cmentarz Wojenny
Nad żołnierską kwaterą wznosi się betonowy monument w kształcie rozerwanego łańcuchowego ogniwa. Pomnik został zaprojektowany przez Melchiora Zapolnika i Ryszarda Grodzkiego. Wzniesiono go w 1967 roku. Prawie jednocześnie z jego budową zakończono ekshumację prochów wszystkich żołnierzy polskich i sowieckich poległych na froncie w 1945 roku lub bezpośrednio po jego przejściu. W sumie miejsce wiecznego spoczynku znalazło tutaj 4427 żołnierzy Armii Czerwonej (a nie jak to podają urzędowe dane „armii radzieckiej”, ponieważ w tym czasie takowa nie istniała) i 39 żołnierzy z I Armii Wojska Polskiego. Poległych zwieziono ze 143 miejscowości ziemi szczecineckiej.
Wisielcza Góra
Od razu trzeba dodać, że ciesząca się ponurą sławą góra, znana była już od wieków. Było to miejsce straceń, gdzie karę śmieci wymierzano różnego rodzaju złoczyńcom i przestępcom. To tutaj w XVI wieku rozpalano stosy, na których straszliwą śmierć w męczarniach ponosili ludzie oskarżeni o uprawianie czarów. Warto przypomnieć, że apogeum palenia ludzi na stosach przypadło na lata 1581 - 1592. W tym czasie spalono w sumie dwadzieścia pięć kobiet i dwóch mężczyzn. Jak twierdzą historycy, w porównaniu z innymi pomorskimi miastami, Szczecinek pod tym względem zajmował czołową pozycję. Jedną z kobiet posądzonych o czary, znaną do dzisiaj z nazwiska i skazaną na spalenie, była niejaka Pyrschen - mieszkanka pobliskiej Gwdy. O konszachty z diabłem została posądzona nawet żona starosty szczecineckiego - Elżbieta von Dobersitz. Ponieważ była szlachcianką, dlatego dostąpiła „łaski” i przed spaleniem (w tym przypadku, w dalekim Szczecinie) najpierw skrócono ją o głowę.
Dla chorych i ubogich
Wzgórze św. Jerzego, na którym dzisiaj pozostał jedynie kikut po wieży wodociągowej, było miejscem, gdzie nie tylko budowano stodoły (stąd jego druga nazwa - Wzgórze Stodół), ale także miejscem wiecznego spoczynku mieszkańców. Wzgórze traktowano jako azyl przed największymi żywiołami: powodzią, zarazą oraz licznymi pożarami, które notorycznie nawiedzały Szczecinek. Było to najwyższe wzniesienie terenowe, położone w bezpośrednim sąsiedztwie miejskich wałów. Tuż obok znajdowała się Brama Pruska oraz trakt prowadzący w kierunku przejścia granicznego na Gwdzie.
Piaszczyste wzniesienie pełniło jeszcze jedną, a kto wie, może najważniejszą rolę. Otóż średniowieczny Nigen Stettin (Minori Stetin), podobnie jak inne miasta, miał to do siebie, że równie regularnie jak wiosenne powodzie, nawiedzała go także epidemia dżumy (mors nigra), zwana czarną śmiercią. Jedna z takich epidemii miała miejsce w 1348 roku, a więc niemalże u samego zarania dziejów grodu. Jej krwawe żniwo pochłonęło trzecią część mieszkańców i trwało ok. pięciu lat.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że właśnie w tym czasie na wzgórzu pojawił się szpital, któremu patronował św. Jerzy. Było to raczej hospicjum dla ludzi porażonych zakaźną chorobą, a także przytułek dla starców, niedołężnych, kalek i bezdomnych. Zarówno status, jak i choroba, wykluczały tych ludzi z lokalnej społeczności. Ponieważ szanse na wyleczenie z dżumy równe były zeru, więc swój ziemski żywot kończyli właśnie tutaj. Ich umęczone ciała grzebano potem na cmentarzyku znajdującym się pod murem szpitalnym.
Dodać należy, że pierwsze tego typu szpitale lokowane za miejskimi murami, pojawiały się na początku XIII w. Oblicza się, że w całej ówczesnej Europie powstało ich w sumie ok. 20 tysięcy.
Ponieważ tego typu „lecznicami” zajmowali się głównie mnisi, istnieje duże prawdopodobieństwo, że opiekę tu sprawowali augustianie z pobliskiego Marientronu.
Co jest bardzo prawdopodobne, na Wzgórzu św. Jerzego, oprócz ubogich i mieszkańców zmarłych na choroby zakaźne, chowano także mieszkańców pobliskiego Kiecza (Chyżego) - kaszubskiego przedmieścia Szczecinka. Wszystko wskazuje na to, że cmentarz użytkowany był aż do połowy dziewiętnastego wieku, tj. do chwili powstania nowej nekropolii przy ul. Lipowej. W 1814 roku istniejącą jeszcze kaplicę św. Jerzego zamieniono na magazyn prochu strzelniczego. Kres istnienia starego cmentarza oraz kaplicy położyła budowa w tym miejscu na początku XX w. wieży wodociągowej.
Kirkut był za stodołami
Żydzi w Szczecinku pojawili się w XVII wieku. Według szczecineckiego historyka prof. Karl`a Tümpel`a, w 1800 roku było ich tylko 39, w 1855 - 288, a w 1910 - 405. W 1829 roku gmina żydowska zakupiła na Wzgórzu św. Jerzego niewielką, położoną od strony północno-zachodniej działkę ze stodołą. W 1862 roku w jej miejscu stanął budynek - dom przedpogrzebowy z łukowo przesklepioną bramą wjazdową na karawan. Budynek użytkowany jest obecnie przez protestantów. Najstarszym, zachowanym zabytkiem kultury żydowskiej, jest płyta nagrobna - macewa pochodząca z 1756 roku. Macewa znajduje się na terenie muzealnego lapidarium.
Cmentarz francuski
W dobie wojen napoleońskich, tuż przy granicy z kirkutem pojawił się cmentarz żołnierski. Od grudnia 1812 roku do lutego1813 roku w szczecineckich lazaretach - jeden z nich znajdował się w murach Gimnazjum Księżnej Jadwigi (dz. ul. ks. Skargi), z chorób i wycieńczenia zmarło 119 żołnierzy Wielkiej Armii. Na miejsce pochówku w 10-15 osobowych mogiłach wybrano wolny teren między stodołami położony na południe od kirkutu. Niestety, w latach 70. przez dawny cmentarz poprowadzona została jezdnia ulicy Szafera. Pomnik, autorstwa Zygmunta Wujka, który upamiętnia zmarłych żołnierzy, ustawiony został już poza miejscem ich wiecznego spoczynku.
Najstarsza nekropolia
Z pewnością najstarszą szczecinecką nekropolią, której początki sięgają czasów założenia miasta, był cmentarz przy kościele św. Mikołaja. Jego powierzchnia była wręcz miniaturowa. Od południa tj. od strony ul. Kaznodziejskiej (dz. ul. Skargi) graniczył z przykościelną szkołą, a potem Gimnazjum Księżnej Jadwigi, zaś od północy z ul. Królewską (dz. Boh. Warszawy). W tym miejscu miał zaledwie kilka metrów szerokości i od śródmiejskiej ulicy oddzielał go jedynie szpaler drzew. Jak podają kroniki, to właśnie drzewa niejednokrotnie uchroniły kościół przed szalejącymi w mieście pożarami. Co ciekawe, drzewa w tym miejscu pozostawiono nawet po rozbiórce kościelnej nawy i likwidacji cmentarza. Trzy ostatnie rosły aż do 2008 roku...
Bogatych mieszczan zazwyczaj chowano przy kościelnych murach lub w krypcie. Przykościelny cmentarz został definitywnie zamknięty na początku XIX wieku. Jako ostatniego pochowano na nim Jana Kaulfussa - Polaka, zasłużonego dyrektora Gimnazjum ks. Jadwigi. Po likwidacji cmentarza pomnik najpierw przeniesiono przed wejście do szkoły, a potem, po wybudowaniu nowego gmachu nad jeziorem, ustawiono go w szkolnym ogrodzie.
Teren po starym cmentarzu aż do lat sześćdziesiątych XX w. był użytkowany jako plac i szkolne boisko. W latach 60. wybudowano tutaj pralnię chemiczną. Po jej rozbiórce w 2001 roku powstał gmach biurowo-handlowy. W 2009 r. w tym samym miejscu, ale już na znacznie większej powierzchni obejmującej teren całego cmentarza, a więc na kościach najstarszych mieszkańców miasta, powstała galeria handlowa.
Cmentarz mnichów
Praktycznie wiadomo o nim tylko tyle, że znajdował się na zachodnim stoku wzgórza, już poza klasztornymi murami Marientronu. Chowano na nim wyłącznie mnichów i świeckich braci.
Nowy cmentarz
Do głównej bramy od strony ul. Słupskiej prowadzi dość stromy, wyłożony betonową kostką podjazd. Na razie podjazd urywa się przy niewielkiej, metalowej bramie z podwójnymi słupami i pergolą. Budowę nowego cmentarza podzielono na etapy. W 2010 roku wykonano część infrastruktury, wygradzając jedynie niewielką część terenu na ok. 1600 miejsc grzebalnych. Powierzchnia cmentarza docelowo ma sięgać aż do osiedla domów jednorodzinnych na Marcelinie. Przy głównej bramie planowana jest budowa kaplicy, zaplecza administracyjnego i kolumbarium.
Cmentarz trzesiecki
Cmentarz położony jest na niewielkim wzniesieniu, przy skrzyżowaniu ul. Łowieckiej i Spacerowej. Sądząc po zachowanych nagrobnych napisach, ostatnie pochówki odbyły się na nim przed zakończeniem II wojny światowej. W sumie znajduje się tam ok. 50 grobów. Najwięcej pochodzi z lat międzywojennych. Cmentarz jest w tragicznym stanie. Na kilku grobach zachowały się jeszcze, choć mocno już uszkodzone, płyty, szczątki murków, obramowań oraz nagrobnych rzeźb najczęściej z roślinnymi motywami.
(jg)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Niesamowity jest ten bezimienny WZGÓRZ z temi betonowemi schodmi...
Na Górce Wodociągowej wiele razy bawiliśmy się kośćmi. Dzieci tak mają. A co do pralni chemicznej, która "została rozebrana", to każdy wie, kto ją spalił.
Na cmentarzu w Trzesiece są też pochówki powojenne m. in. polskich osadników zabitych przez czerwonoarmistów.
Miasto powinno zadbać o Marientron...a nie stawiać drzewka w donicach na placu ...
Może w końcu budżet (prawie) obywatelski zajmie się tym urokliwym miejscem i Wieżą Bismarcka też.
Przecież po to było betonowanie, żeby teraz kupować i stawiać donice. To jest "wizja z wizją" na poziomie szkoły specjalnej. dziwi tylko zacofanie mieszkańców tej kolonii Trzesieki.
Zlosliwcze, nie sugeruj, tego ze mozna usunac ze dwie plyty granitowe i po prostu posadzic drzewa na tym placu. Rozwiazanie z karlami zniewolonych drzew w tych paskudnych przesuwanych pojemnikach jest cool, trendy, and piss off them ;)