To nie był zwykły kot, to niemal miejska maskotka. Nie tylko przyczyny jego śmierci budzą pytania, ale i okoliczności. Dziś już wiadomo niemal wszystko.
Śmierć Campera, uwielbianego przez wszystkich kota od przynajmniej dziesięciu lat rezydującego na przystanku autobusowym przy ul. Jana Pawła II, cały czas porusza mieszkańców.
12 letni kot był nie tylko rozpieszczany, ale i bez przerwy otaczany prawdziwą opieką.
- Przez kilkanaście lat właściwie codziennie tam bywałam
– mówi nam, chcąca zachować anonimowość, mieszkanka Szczecinka.
– Dokarmiałam, porządkowałam, sprawdzałam, czy wszystko jest z nim ok.
1 stycznia zauważyłam, że dziwnie leży. Z budy wystawała tylko przewieszona dziwnie głowa… Nie mógł ustać na nogach. Byłam u niego tego wieczoru trzy razy.
Zaczęłam szukać pomocy, wydzwaniać po weterynarzach. To był 1 stycznia, po godzinie 18.00. Pomocy nigdzie. Telefony milczą, albo lekarz nieobecny na miejscu. Zrozumiałe, Sylwester. Pytałam straż miejską o jakiegoś weterynarza, który może z nimi współpracuje…
Żaden z weterynarzy nie odpowiadał. Dodzwoniłam się do doktora Nawrockiego, który zajmuje się zwierzętami w szczecineckim schronisku dla zwierząt. Powiedział, że wyjątkowo specjalnie pojawi się rano, umówiliśmy się w schronisku
– opisuje mieszkanka.
W międzyczasie kotem zainteresowała się straż miejska, która przewiozła go właśnie do schroniska, działając zupełnie niezależnie. Podobno zauważył go operator monitoringu.
- Rano przyjechałam po kota. Nie było go. Pytam, po co go zabrali do schroniska, skoro nie ma tam lekarza? Nie wiedzieli, że się umówiłam z doktorem.
Pojechaliśmy zobaczyć, czy to rzeczywiście on. Doktor już był na miejscu i przekazał nam wiadomość o śmierci Campera. Kot miał pokiereszowany pyszczek, usłyszeliśmy, że miał wypadek komunikacyjny. Mógł się wystraszyć petardy, wbiegł pod samochód...
Wróciliśmy ze schroniska, zajęliśmy się budką i kocami.
- To jest skandal, że na wszystko są pieniądze, a nie ma ich na opiekę nad zwierzętami w dni świąteczne! Może historia skończyłaby się inaczej. Ludzie ze Szczecinka ze zwierzętami muszą jeździć do Chojnic albo Piły. Tam to jest możliwe…
- Chcę podziękować ludziom za troskę i miłość do kota
– przekazuje kolejna z osób bardzo mocno związana ze zwierzęciem, ale chcąca zachować anonimowość.
- Nie mogę teraz spokojnie patrzyć w tamtą stronę. To, co się działo było tak wyjątkowe, że na pewno warto to upamiętnić niekoniecznie figurką kota, ale może tabliczką…
Zobacz także:
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
małe miasteczko w którym nie ma nic. Zwierzaki mogą cierpieć
Miasto powinno zadbać o całodobowe dyżury któregoś z gabinetów weterynaryjnych, jeżeli nie codzienne to chociaż weekendowe i świąteczne. A może to jedna z propozycji o dofinansowanie z budżetu obywatelskiego?
Wstyd i hańba dla " miasta " Szczecinka.
Proponujemy pomnik na cześć wszystkich zwierząt umierających z przerażenia po wybuchach petardami
Z moich obserwacji, czynnie Kotkiem zajmowały się dwie Panie, chyba niezależnie od siebie i za to im WIELKIE podziękowania. Ja jego nazywałem Konduktor, bo zawsze był, jak na peronie, przy odjeżdżającym autobusie.
Właśnie, całodobowy i świąteczny dyżur weterynarza w Szczecinku (nie w Bobolicach) jako propozycja do Budżetu Obywatelskiego - ale już za późno.
Całodobowa opieka weterynaryjna powinna być już dawno. Świat cywilizowany dba o zwierzęta i opiekuje się nimi. Prosimy władze miasta o zwrócenie uwagi na ten problem. Dopiero nieszczęście Kamerka uświadamia temat- żeby w schronisku nie było weterynarza miejscowego tylko przyjezdny? Absurd! Przecież tam trafiają zwierzęta po przejściach, wypadkach czy z interwencji. Żenada ????
A kto za to kuźwa zapłaci? W karetce nie ma lekarza, a będzie lekarz weterynarii w schronisku - bo wybory idą. Debile ci ludzie!
Proponuję w takim razie wprowadzić obowiązkowe składki zdrowotne dla zwierząt (coś a'la NFZ dla ludzi) - każdy właściciel zwierzaka ma mieć potrącaną składkę z pensji, za to w powiatowym mieście jest otwarta całodobowa lecznica weterynaryjna. Co na to? Bo jakoś zbyt dużo chętnych nie widzę... Ludzie - pomyślcie trochę. Ludzie umierają na ulicy bo nie dojechało pogotowie, a robicie raban o brak całodobowej opieki dla zwierząt? Lecznice weterynaryjne to prywatne podmioty gospodarcze, które mogą być czynne, a mogą nie być czynne - i nikt ich do tego nie zmusi... Składajcie się, na pewno weterynarz na godziwą stawkę, będzie dyżurował. Ale przed przyjęciem zwierzaka będzie sprawdzane, czy jest on ubezpieczony.
Wstyd że na tyle gabinetów weterynaryjnych żaden nie jest dostępny w nagłym przypadku. Albo nikt nie odbiera telefonu albo nie ma weterynarza na miejscu. A najgorsze jest to że jak się idzie w dzień do gabinetu to wszędzie mili lekarze którzy pięknie się uśmiechają i słony rachunek wystawiają. Wstyd. Zwierzę może umierać niekiedy w męczarni bo minęły godziny przyjmowania.
Były czasy kiedy w lecznicy dla zwierząt na Szczecińskiej dyżurowało się całodobowo-w każdy dzień powszedni i świąteczny.Pamiętacie?
Nikt nie dyżuruje, bo liczba klientów za mała, żeby opłacić lokal, media i pensje.
Miasto nie dba nawet o otwarcie tzw. ogrzewalni dla ludzi, a co dopiero dla zwierząt. Burmistrz jest zajęty za bardzo swoimi interesami.