Reklama

Profesor Jan Miodek: Starsi coraz częściej będą pytać młodszych. Wywiad

Profesor Jan Miodek, wybitny językoznawca, gościł w poniedziałek w Szczecinku. Wywiad z profesorem chcieliśmy przeprowadzić wszyscy, ale tak się akurat złożyło, że poprowadziła go Natalia Błachowska (którą serdecznie pozdrawiamy :) z Radia Eska. Co po spotkaniu z młodzieżą powiedział profesor?

Witamy Pana serdecznie w Szczecinku. Szczecineczczan, szczecinetczan czy szczecinczan?
- No ja bym powiedział Szczecinczan, ale usłyszałem, że to jednak częściej mówią szczecineczczanie, no bo chcą całą podstawę słuchotwórczą podtrzymać w derywacie.
To powiedziałem też sali, że to samo przeżywam w mieście po moich Tarnowskich Górach. No po Wrocławiu, w którym mieszkam, w Bolesławcu na Dolnym Śląsku, bo tam ślub brałem prawie 60 lat temu, oni też tam mają ochotę mówić bolesławiecczanin w tej chwili, chociaż żona z dzieciństwa jest przyzwyczajona do bolesławian, bolesławianie, bolesławianka, a młode pokolenie już chce tę całą podstawę słuchotwórczą, Bolesławiec, przemycić do derywatu, jeśli mogę tak powiedzieć. Ostatecznie tu decydują mieszkańcy i wygra ta forma, która się okaże zwycięska.

Powiedziałem też w sali, że w Tychach też się zmagają starsi "tyszanie" z młodszymi "tychowianami". Proszę zobaczyć, że jest to samo. "Tychowianin" zachowuje całą podstawę słuchotwórczą "Tychy" w stanie nienaruszonym. Natomiast w formie "tyszanin", że jest to alternacja "chy" do "szy", no i pewno cudzoziemiec nie musiałby zrozumieć, kto to jest "tyszanin". Jeśli on słyszy "tychowianin", czy nawet "Polak", no to on chyba łatwiej skojarzy to z miastem, które się nazywa Tychy.

No właśnie, do początku lat dwutysięcznych byliśmy szczecinetczanami przez "t", natomiast z tego co mi wiadomo, zostaliśmy szczecinecczanami na wniosek w ogóle samych mieszkańców Szczecinka. Ta sprawa obiła się także o Radę Języka Polskiego i ta zmiana nastąpiła na wniosek samych mieszkańców. Czy mógłby Pan Profesor wyjaśnić naszym słuchaczom i widzom także, skąd wynika ta alternacja Szczecinek - szczecinetczanin?
- No proszę Pani. "k" alternuje z "cz", prawda? No to jest najprostsza odpowiedź, bo jest "ręka-rączka", prawda? Ale to się czasem w historii języka, coś tu nie zgadza, bo ujawni się jakiś mechanizm inny. Proszę Państwa, jeśli mamy na przykład formy "chłeptać", "deptać", "plątać", to historycznie rzecz biorąc bardziej uzasadnione były postacie ja coś "chłepcę", "drepcę", "plączesz" mi się pod nogami, bo "T" wymienia się na "C". Jeszcze raz powtórzę, "ręka-rączka". A dlaczego dzisiaj "chłepcę", "drepcę", "szepcę" mówi, jeśli 5% to góra, a 95 albo 98% mówi "szepcze", "chłepcze", "drepcze"? Ponieważ w wielu gwarach słyszymy "syja", "zyto", "cysty", "zaba", to niektórzy myślą, że "chłepcę", "drepcę", "plącę", że to jest taka "syja", "zyto", "cysty", "zaba". Myślą, że lepsza jest postać "chłepcze", "drepcze", "plącze", "szepcze" i one wygrały. Choć widzi Pani, tu logiczności historyczno-językowej nie ma, mimo to ta forma wygrała.

Dzisiejsze spotkanie to było spotkanie z ludźmi młodymi, z uczniami szkół podstawowych i ponadpodstawowych, gdzie wiemy, mamy tę świadomość, że polszczyzna dąży do bardzo silnej ekonomizacji, do bardzo silnej anglicyzacji, ale także pojawia się wiele feminatywów. I o ile to jest bezpieczne w takiej potocznej polszczyźnie, o tyle w sytuacjach właśnie formalnych, bardzo często oficjalnych, dochodzi do tego, że młodzi ludzie dzisiaj popełniają te błędy językowe, gramatyczne, bardzo często także błędy ortograficzne. Chciałabym też wystosować do Pana Profesora taki apel, aby przekazać może za pośrednictwem nas, szczecineckich mediów, apel do młodzieży o to, aby posługiwać się tą poprawną polszczyzną i jednak dbać o tę higienę języka polskiego, ponieważ w poprawnej polszczyźnie tkwi wielka moc, no i też wielka sprawczość.
 - No to oczywiście, każde odchylenie od normy wzorcowej jednak ciągle jest jakimś zakłóceniem czegoś, co się w teorii komunikacji określa mianem "szczęścia komunikacyjnego". To takie pojęcie bardzo ludzkie, bardzo ciepłe, wydawać by się mogło, że dalekie od języka naukowego, a tymczasem w teorii komunikacji mówi się o "szczęściu komunikacyjnym". No właśnie, to szczęście komunikacyjne polega na tym, żeby się tak zachowywać językowo, żeby odbiorca Twojego komunikatu nie czuł takiego czy innego dyskomfortu psychicznego. I wie Pani, jeśli Pani tutaj przywołała problem feminatywu, to jest dzisiaj najżywotniejszy problem współczesnego języka. Właściwie nie ma spotkania, którego gospodarze by nie prosili, aby "koniecznie Pan coś powiedział o feminatywach". Trochę mnie to nudzi już, bo to są pytania już od paru lat się powtarzające. Tak jak tu wspominaliśmy kolegę Bralczyka, tośmy bardzo często wychodząc od dziennikarzy mówili, proszę Państwa, dziennikarze, tylko błagamy, nie proście nas o odpowiedzi na temat wulgaryzmów, bo to się zrobiło nudne. Wiemy, że w Polsce wszyscy przeklinają i co ja na to poradzę. Ubolewam, ale czy można po raz 555 o tym mówić...
No więc zachowując odpowiednie proporcje, trochę tak jest z feminatywami. Ja bym tu tylko właśnie prosił o jakąś wyrozumiałość i tolerancję. Powtarzam tu za Radą Języka Polskiego, do której od samego początku należę, bo Pani ją tu wywołała.
Nasze oświadczenie w tej sprawie było jednoznaczne. Nie ma rzeczownika osobowego, od którego nie można by stworzyć formy feminatywnej. Tylko są różne przeciwwskazania.
Chirurżka, pediatrka, adiunktka. Co to jest przeciwwskazanie? Dość trudna fonetyka, zwłaszcza adiunktka. Jeśli jej tak nie wypowiem, nienaturalnie, wolno, to zniekształcę.
Chirurżka jest prostsza. Pediatrka też. Najgorsza jest adiunktka.
Ale też trzeba pamiętać, że nie wszyscy muszą być zachwyceni marszałkinią Sejmu czy Senatu, gościnią, biskupinią. To są formy, których do tej pory nie używaliśmy. Niby wygrała oficjalna pani dyrektor, pani dziekan, pani rektor, ale przecież w polszczyźnie codziennej, potocznej mówiliśmy dziekanka, rektorka, dyrektorka, kierowniczka.
W związku z tym, jeśli by nawet znów w tej chwili wygrała dyrektorka z panią dyrektor, czy kierowniczka z panią kierownik, to one nie będą tak drażnić. Natomiast do marszałkini jeszcze się musimy przyzwyczajać. Do ministry jeszcze się musimy przyzwyczajać, bo one są młode, jeśli chodzi o staż w polszczyźnie. Chodzi akurat o ministra, co jest nawiązaniem do łaciny, bo w łacinie mógł być on premier, a ona premiera. On - minister, a ona ministra. On magister, a ona magistra.

Ale na razie nie wyobrażam sobie też "magistry "Kowalskiej w Polsce. Do "ministry" się powoli przyzwyczajam, bo większość mediów tak na ogół mówi o kobietach i pisze, które zasiadają w rządzie. Że to jest "pani ministra Kowalska". Natomiast nie wyobrażam sobie jeszcze swoich studentek, które skończą studia i one będą "panie magistry". Wszystko to zależy od osłuchania się.

Justyna Janus-Konacka, która prowadzi mój słownik polsko-polski, już właściwie z coraz większą śmiałością zwracam się do niej w oficjalnych rozmowach, kiedy są włączone mikrofony, kamery pani redaktorko. Bo tak mówiłem w dzieciństwie. Ale nigdy nie słyszałem, żeby ktoś jednak do lekarki zwrócił się z formułą pani doktorko.
Jednak będę chyba do śmierci do niej mówił pani doktor, choć pani redaktorka już jest coraz częstsza w moich ustach. To wszystko zależy od osłuchania.

Dzisiejszy postęp technologiczny niesie za sobą bardzo szybkie zmiany w polszczyźnie, którą posługują się młodzi ludzie. Młodzi mieszkańcy Szczecinka, młodzi szczecinecczanie. Czy ma Pan profesor może rady dla naszych rodziców, dla naszych wujków i dziadków, jak zrozumieć tego młodego człowieka, który jednak na co dzień posługuje się "sigmą", skrótowcami "XD", "bambikiem"? W jaki sposób dojść do porozumienia międzypokoleniowego?
- To jest trudne pytanie. Wie Pani, ja się sam uczę. Przecież kiedy przygotowuję się do nagrania czterech czy pięciu odcinków słownika polsko-polskiego, tam integralną częścią tego programu są sondy uliczne. Ja zawsze mówię reżyserowi: 

Witku, tak równoważ, niech tam będą takie słowa trochę mojego pokolenia, takie trochę inteligencko-archaiczne, ale niech będą te najmłodsze słowa.


Wyniki tej sondy ulicznej są znamienne, że ludzie w Pani wieku, młodsi, nie wiedzą, co znaczy jakieś słowo, które dla mnie jest tak oczywiste jak młotek, lampa, stół, filiżanka, wie Pani? I na odwrót, ludzie dużo ode mnie młodsi, ale mający już tam tych swoich, no niech będzie 40 lat, słysząc jakiś twór języka młodzieżowego, rozkładają bezradnie ręce, “O, ja już jestem za stary, żebym wiedział, co to jest XD na przykład”. Czy w jakim znaczeniu młodzi używają słowa melanż? Do głowy mi nie przyszło, że coś, co jest skrzyżowaniem czegoś z czymś, pomieszanie, że można tak nazywać, no takie towarzyskie spotkanie, na ogół zakrapiane alkoholem. No ale wymyślili coś takiego, no bo taka ta nasza młodzież jest, bardzo jest pomysłowa, trzeba powiedzieć. Nie było jeszcze w dziejach polszczyzny okresu, w którym język młodzieżowy byłby tak ekspansywny. Przynajmniej ja w pewnym okresie, kiedy moja żona, a babcia troskliwa była przerażona szczupłością naszego wnuka, przygotowała codziennie zupki, mnie męża goniła do szkoły na długą przerwę, żebym temu wnusiowi tę zupkę w termosie przyniósł. On się nie buntował, zresztą koledzy, broń Boże, też się nie wyśmiewali, owszem on tę zupę z termosu jadł, ja czekałem na pusty termos, a wokół niego gromadzili się koledzy.
I proszę Pani, ja to wspominam do dziś. On już jest dziś stary chłop student, ale wtedy, to była szósta, siódma klasa, ja po latach mogę powiedzieć, że wiem, że mówili po polsku. Ale o czym oni mówili, to ja też nie wiedziałem. Więc to tak jest dzisiaj z tymi barierami. Proszę zobaczyć, że to jest też rewolucja komunikacyjno-mentalna, że to kiedyś młodzi ludzie prosili starszych, żeby im coś wytłumaczyli. Dzisiaj jest absolutnie na odwrót. To ja dzwonię czasem do syna: Synu, bo mi się w komputerze coś zrobiło, musiałem opacznie nacisnąć, ratuj, co ja mam teraz zrobić? Syn mi mówi, drugi z prawej, a potem trzeci z lewej, no nic, nie działa. No to tata, spróbuj teraz tak. Ja znów próbuję i nic. Ja mówię, synu, dalej nic.
A on wtedy woła swojego, Wiktor, chodź, bo dziadek coś tu marudzi, ja nie wiem, o co mu chodzi. A jego syn, a mój wnuk mówi, dziadek, to trzeba jednocześnie, pierwszy z prawej i drugi z lewej, spróbuj. Chwyciło.
Czyli mój syn już wydaje mi się, że jest genialny, ale nie był mi w stanie podpowiedzieć rozwiązania, a ten szczeniak kilkunastoletni, mówię to z największą czułością, trafił od razu. Więc tak to dziś wygląda z naszymi sprawnościami, że się odwróciło. To my, starsi, będziemy coraz częściej pytać tych młodszych, bo dla nich jest to czymś takim, czym dla mnie był młotek, widelec, łyżka, to jest dla nich codzienność. Tak to wygląda.

Jeszcze na koniec, tak żebyśmy mieli wszyscy to nagrane na taśmie i na kamerze. Czy mógłby Pan, profesor, potwierdzić, obie formy są poprawne?
- Obie formy są poprawne. Ja się podparłem tymi bolesławianami, bolesławiecczanami, no bo widzę to w swoim województwie, że to rywalizuje. Tyszanie, tychowianie, też rywalizacja.

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Aktualizacja: 09/04/2025 10:50
Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    IPN - niezalogowany 2025-04-08 20:49:59

    Donosił na przyjaciół do SB, a teraz śmie się uśmiechać przed kamerami. Dziwny naród Polski, zdrajca odbiera zaszczyty.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do