
Choć od tej tragedii minęło pół roku, Ośrodek Jeździecki Karolewko wciąż jeszcze nie podźwignął się ze zgliszcz pożaru. Na początku zewsząd napływała pomoc. Teraz właściciele próbują odbudować dorobek życia praktycznie sami. Czasu jest niewiele. Przed zimą trzeba położyć dach budynku i przygotować stajnie dla 56 koni. Znów potrzebne jest wsparcie.
Przypomnijmy. Tragiczny pożar, o którym mowa, miał miejsce 18 lutego nad ranem. W akcji gaszenia ognia uczestniczyło 14 jednostek straży pożarnej. Kiedy ogień udało się opanować, okazało się, że oprócz stajni, pomieszczeń gospodarczych, magazynu ze słomą, sprzętu i oporządzenia, które spłonęły doszczętnie, ucierpiały także zwierzęta. W płomieniach zginęło blisko 60 owiec (w tym jagnięta), 6 koni, kozy, koty… Mnóstwo zwierząt, przede wszystkim koni, zostało trwale okaleczonych.
- Za tydzień minie pół roku. Staramy się ciągle ratować co się da – mówi nam Danuta Tarnowska-Juneborg. - Spaliło się dosłownie wszystko. Cały nasz dorobek życia. Jesteśmy tu od 1992 roku, czyli 24 lata. To czas ciężkiej pracy. I to wszystko w ciągu paru godzin zniknęło.
- Pomoc napływała na początku, przez pierwsze tygodnie – opowiada dalej nasza rozmówczyni. Pomagali wszyscy. Przywozili co się da. Pomagały inne stadniny. Po kilku tygodniach zaczynało to przycichać. W sumie dzięki ludziom o wielkich sercach udało nam się uzbierać 80 tys. zł. To wystarczyło na początek. Straty szacujemy w milionach…
Jak wyjawiła właścicielka stadniny, strach o dobytek nie minął. Wciąż wracają koszmary. Nie wiadomo także, czy uda się odbudować stajnię przed zimą. – Mamy 56 koni, jest już 60 owiec – wylicza pani Danuta. – Gdzie mieszkają? O tam – pokazuje na pole. – Upał, deszcz, wilki… To nie jest dobry „dom” dla zwierząt. Zwłaszcza dla źrebaków. Te nie obronią się przed wilkami, dlatego chociaż źrebakom staramy się stworzyć jako takie warunki pod dachem.
Kilka dni temu zakupione zostały elementu konstrukcji dachu. – Musimy z tym zdążyć przed zimą. Ale czasu jest coraz mniej. A my nie mamy dźwigu. I pracowników. Jest nas tu dosłownie garstka, rodzina i znajomi. Co możemy, to robimy. Wychodzimy z założenia, że „never ever give up”.
Co się przyda pół roku po pożarze w Karolewku? Mówi Danuta Tarnowska-Jungeborg: - Znów odpowiem, że przyjmiemy każdą pomoc. W pierwszej kolejności – dźwig i ludzie, którzy chcieliby z nami popracować. Wszelkiego rodzaju materiały budowlane. Musimy odtworzyć pomieszczenie, w którym wcześniej przebywały owce, a nie mamy na to żadnych materiałów. Oprócz tego różnego rodzaju kable, gniazdka, puszki, włączniki i lampy. No i siano. Mieliśmy zapas 1200 belek. Teraz mężowi udało się zebrać 50. Potrzebujemy około tysiąca… To nam chyba najbardziej spędza sen z powiek. Przyda się także nawet najmniejsze wsparcie finansowe.
- No i zapraszamy do ośrodka. Ludzie cały czas myślą, że my już nie działamy, że trzeba nam dać czas na to, byśmy stanęli na nogi – dodaje na koniec pani Danuta. - A my nadal prowadzimy szkolenia i jeździmy na zawody. Staramy się też pomagać innym zwierzętom. Niedawno mieszkał z nami bocian. Ranny ptak został znaleziony w lesie. Miał nawet swoją zagrodę. Ale wydobrzał. I pewnego dnia nas opuścił. Myślę, że pewnego dnia my tez staniemy na nogi.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
A może by tak przypomnieć nr konta dla pomocy Karolewku Szanowna Redakcjo? dla ludzi dobrej woli to najszybsza reakcja.