
Dobór pracowników wyłącznie na podstawie znajomości, podobnie jak korzystniejsze traktowanie znajomych w różnego rodzaju urzędowych rozstrzygnięciach, jest szkodliwe dla społeczeństwa. W krajach zachodniej Europy jest to zrozumiałe, a zjawiska prowadzące w takim kierunku uznawane są za patologię. W Polsce są z tym duże problemy - i dotyczy to tak samo przeciwników UE jak i polityków, którzy chętnie wycierają sobie gęby "europejskimi wartościami". Szczecinek zaś, nie dość że jest przesiąknięty taką patologią, to jeszcze stronnicy lokalnych władz potrafią bronić tego zjawiska sugerując, że jest to wręcz korzystne dla miasta i mieszkańców.
Patologia jaką jest kumoterstwo, wrosła się w polską kulturę. Jest to zjawisko powszechne w przypadku publicznych posad, szczególnie w małych miastach z dużym bezrobociem - takich jak Szczecinek. To, że na stanowiskach w instytucjach pionu miasta, powiatu i gminy, zatrudnia się niemal wyłącznie po znajomości - wiedzą chyba wszyscy. Negują istnienie takiej patologii, zwykle tylko beneficjenci tego stanu rzeczy - którzy sami, bądź których rodziny i bliscy znajomi zatrudnieni są dzięki znajomościom - oraz nieubodzy emeryci wychowani w czasach PRL, których problemy reszty społeczeństwa nie dotykają, a którzy dali się nabrać na puste hasła o demokratyzmie i praworządności.
Problem jaki spotkać można w Szczecinku jest jednak głębszy niż samo tylko kumoterstwo w miejscach publicznych. Po pierwsze - bliskość władz samorządowych z wybranymi prywatnymi firmami i kierowanie lokalnej polityki pod wyłącznie ich interes, skutkuje pogłębianiem problemu bezrobocia i niskich płac - co z kolei prowokuje do rozszerzania się kumoterstwa na całym lokalnym rynku pracy. Po drugie - w Szczecinku często zauważyć da się próby usprawiedliwiania kumoterstwa przez jego beneficjentów lub zwolenników obecnych władz. Jednym z argumentów broniących tego zjawiska, ma być to, że nie stanowi ono patologii, a przeciwnie - przynosi to korzyści. Tutaj skupmy się na tej właśnie kwestii.
Obrońcy lokalnego kumoterstwa twierdzą, że zatrudnianie po znajomości jest dobrą praktyką, ponieważ sprawia iż pracownicy odpowiedzialni za nabór, kierując się osobistą znajomością kandydatów, mogą wybrać tylko tych najlepszych, odpowiednio wykształconych i najbardziej odpowiedzialnych. Takie stawianie sprawy to wymówka tak naiwna, że chyba nawet ludzie nią operujący w nią nie wierzą. Pracownicy odpowiedzialni za nabór, mogąc kierować się znajomościami przy wyborze kandydatów, zawsze będą bowiem wybierać znajomych - bo są znajomymi - a nie tych merytorycznie lepszych. Zwłaszcza jeżeli mogą dowolnie ustalać wymagania początkowe - tak by blokować innym kandydaturę, przez co innych kandydatów nie poznają w nawet szczątkowym stopniu.
Na czym polega takie blokowanie i dlaczego widać wyraźnie, że jest to zjawisko patologiczne, a nie "chęć zapewnienia odpowiedniej jakości kadr" - jak to sugerują wspomniani obrońcy lokalnego kumoterstwa? Oferty naboru obostrzone są mocno ograniczającymi wymaganiami - jak np. kilkuletnie doświadczenie na takim samym stanowisku pracy. Jeżeli kandydat ich nie spełnia, jego wniosek nawet nie jest przyjmowany. Kiedy jednak pojawia się osoba znajoma, instytucja od tych wymagań odstępuje i ostatecznie ktoś taki zostaje zatrudniony, pomimo niespełniania początkowych wymagań. Instytucja zaś usprawiedliwia się tym, że "nie było kandydatów, a trzeba było kogoś zatrudnić", albo stwierdza, że "to wymaganie to w zasadzie było tylko dodatkowe". W ten sposób nie mogą zostać wyłonieni najlepsi, ponieważ potencjalnie dobrzy pracownicy i tak są odrzucani na wstępie, po to by na siłę wcisnąć kolegę, koleżankę, sąsiada, czy inną kuzynkę.
Fakt, że kumoterstwo nie działa korzystnie, potwierdza jakość pracy instytucji samorządowych w Szczecinku. Przepełnione są one niechlujnymi specjalistami od mieszania kawy i zniechęcania petenta - by odpuścił sobie zajmowanie się daną sprawą. W Europie Zachodniej, instytucje publiczne są dla obywatela. W Szczecinku widać wyraźnie, że jest odwrotnie. Kumoterstwo sprawia, że pracownicy samorządowi czują się głównym celem istnienia samorządu. To ludzie są dla nich, więc petent najlepiej jakby im nie zawracał głowy i nie przeszkadzał w plotkowaniu. Spotkać tam można nawet osoby, które mają problem z podstawami kulturalnego zachowania. To są właśnie prawdziwe skutki zatrudniania po znajomości. Nie ma rzetelności, bo nie ma konsekwencji. Konsekwencji zaś nie ma i nie będzie - bo nie po to wciska się gdzieś kolegę lub koleżankę, żeby potem mieć wobec tej osoby jakieś wymagania.
W przemyśle krajów rozwiniętych spotkać można pojęcie "daremności". Kryją się pod nim różne zjawiska obniżające efektywność - a tym samym i konkurencyjność przedsiębiorstwa. Obok takich spraw jak nadmierne magazynowanie, zbędny ruch pracowników w trakcie pracy, czy zbędny transport materiałów w fabryce - jest też niewykorzystanie potencjału pracowników. Składają się na to takie rzeczy jak niewykorzystanie umiejętności i kreatywności zatrudnionych, czy marnowanie możliwości wynikających z danego stanowiska pracy - co przejawia się w zatrudnianiu ludzi poniżej ich kwalifikacji oraz zatrudnianie na wyższych stanowiskach osób niekompetentnych. Tym co natomiast wprowadza takie patologie do systemu produkcji, jest właśnie kumoterstwo.
Jeżeli głównym kryterium wyboru pracownika są znajomości, to oczywistym jest, że nie będą to jego umiejętności, efektywność, czy odpowiedzialność. Jeżeli tacy pracownicy nie będą czuli się zagrożeni zwolnieniem i konkurencją - bo mają pracę dzięki znajomościom, to oczywistym jest że nie będą zmotywowani do należytego wykonywania obowiązków, rzetelnego traktowania petentów, czy choćby przestrzegania zasad kultury. Jeżeli zaś animuje się takie patologiczne praktyki na całym rynku pracy, to bezpośrednią konsekwencją będzie odrzucenie przez instytucje i firmy, wielu wykształconych i efektywnych kandydatów oraz zmuszanie ich do pracy poniżej kwalifikacji - jako, że gdzieś pracować muszą. Ludzie jednak nie kończą studiów, by w imię dobrego samopoczucia burmistrza, czy starosty, pracować potem przy łopacie, czy koszeniu trawników. Nie powinno więc dziwić, że kto ma możliwości, chętnie to miasto opuszcza.
Poza wmawianiem, że kumoterstwo jest zjawiskiem pozytywnym, pojawiają się też inne próby usprawiedliwienia takiego stanu rzeczy. Na przykład próby zdyskredytowania osób krytykujących tego rodzaju patologie, poprzez zarzucanie im, że to oni są "nieudacznikami" lub "malkontentami", bo załatwianie po znajomości też świadczy o umiejętnościach. O jakich umiejętnościach świadczy więc bycie synem, kuzynką, albo sąsiadem kogoś obsadzonego w publicznej? Znajomości i odpowiednie koneksje rodzinne to kwestia przypadku, a nie zdolności. Stosowanie takiej argumentacji świadczy tylko o poziomie tych, którzy ją stosują. To unikanie uczciwej konkurencyjności w ramach konkursów, świadczy o byciu nieudacznikiem - ponieważ ktoś taki już na początku wie, że konfrontacji z innymi kandydatami wyszedłby słabo.
Równie bezczelne i oderwane od rzeczywistości są stwierdzenia, że obsadzanie znajomych w instytucjach publicznych to konieczność, ponieważ nie ma chętnych do pracy. Jeżeli ludziom posługującym się takim argumentem wskazuje się statystyki dotyczące bezrobocia, to rzucane są sugestie, że bezrobotni i tak nie chcą pracować, tylko żerować na świadczeniach socjalnych. Pytanie więc - skoro nie chcą pracować, to po co wielu z bezrobotnych kończy studia, idzie do pracy poniżej kwalifikacji, albo wyjeżdża do innego miasta lub za granicę? No i skoro jest taki popyt na pracownika, to dlaczego instytucje publiczne jeszcze dodatkowo blokują możliwość ubiegania się o pracę w opisany wcześniej sposób? Na takie pytania obrońcy lokalnych władz już nie chcą odpowiedzieć.
Równie absurdalną metodą obrony kumoterstwa - w tym wypadku w instytucjach miejskich, kontrolowanych przez Platformę Obywatelską - jest odwracanie uwagi od problemu, przez lamenty nad kumoterstwem po stronie PiS. Taka argumentacja jest niczym innym jak popisem skrajnej hipokryzji - i pośrednim przyznaniem się do winy, przez stosowanie nieudolnej dystrakcji. Wszystkie argumenty broniące kumoterstwa organizowanego przez władze z PO, mogą bowiem równie dobrze bronić kumoterstwa po stronie PiS. I w drugą stronę - wszystkie argumenty członków i zwolenników PO, mówiące o szkodliwości kumoterstwa po stronie PiS - w równym stopniu odnoszą się do skutków rządów PO. Innymi słowy, ludzie związani z PO straszą jakie to złe jest PiS - bo obsadza ludzi po znajomościach, samemu wyszukując usprawiedliwienia - aby móc robić dokładnie to samo.
Tak więc nie dość, że w Szczecinku kumoterstwo jest czymś powszechnym, to jeszcze ci którzy są jego krytykami na szczeblu rządowym, są jednocześnie najgorliwszymi jego obrońcami na szczeblu lokalnym. Argumenty o tym, że takie metody pozwalają dobierać lepszych pracowników i że ci co obsadzają się po znajomości to są ci "zdolni" - nie dość, że nie wytrzymują zetknięcia z rzeczywistością, to jeszcze idą w kierunku znieważania mieszkańców Szczecinka, poprzez odgórne, masowe pomawianie ich o brak wykształcenia i temu podobne.
W rezultacie mamy w Szczecinku to co mamy - niską jakość pracy, aspołeczność działań instytucji publicznych (to nie instytucja jest dla mieszkańców, ale mieszkańcy dla instytucji), nierzetelność, brak kultury osobistej oraz duże bezrobocie i niskie płace (ze względu na brak konkurencyjności wśród kandydatów oraz animowanie patologii samorządowych na rynku prywatnym) - czego konsekwencją jest wyludnianie się i obumieranie Szczecinka.
Foto: PIxabay.com
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
O ile zgadzam się z artykułami pana Serafińskiego w kwestiach zbytniego panoszenia się kk w naszym kraju, o tyle trudno mi się zgodzić bezkrytycznie z innymi tezami. W wielu miastach, rządzonych przez różne opcje polityczne, spotykałam urzędników pomocnych, jak i niechętnych petentom. Znam sporo osób po studiach, narzekających na brak odpowiedniej pracy, ale studia były z gatunku „wyższa szkoła lansu” lub kierunków zupełnie nieprzydatnych w małym mieście. Argument o wspieraniu przez urzędy miejskie firm prywatnych- jakich konkretnie? Oskarżenia można rzucać, może coś się przylepi? proszę przedstawić konkrety. A może po prostu przemawia przez pana Serafińskiego frustracja, gdyż inaczej sobie swoje życie wyobrażał?
Ton powyższego komentarza nasuwa tylko jeden wniosek. Taki, że sfrustrowani jesteście wy, ludzie obsadzani po znajomości. Wyobrażaliście sobie że nikt tego nie zauważy i wszyscy będą tylko popadać w zachwyt jacy wy wspaniali. A tu się okazuje że ludzie tego nie łyknęli. Że im się to nie podoba i chcą zmian. A co najgorsze dla was, po którychś kolejnych wyborach ktoś może zrobić porządek z Rakiem i Lisem i tacy jak ty skończą na kasie w Biedronce.
Jeżeli przez ludzi przemawia frustracja z powodu patologii obecnych w samorządzie, to znaczy że to rządzący są tu problemem.
Mieszkańcu, każdy zna frustratów, którzy sukcesy innych przypisują machlojkom, a nie większej pracowitości lub talentowi. Dlaczego? Gdyż nie jest łatwo przyznać, że inni mają więcej inteligencji i są bardziej pracowici. I nie strasz pracą w biedronce. Po pierwsze żadna praca nie hańbi. Po drugie, jak widać, zakładasz, że inni komentatorzy nie mają równie słabe wykształcenie jak ty. A mogą mieć lepsze.
Pytanie do Gość: jak to tacy utalentowani to dlaczego wszystko w tym mieście jest ustawiane? Zapomniałeś jak Rak i jego koledzy tłumaczyli się w TVN? Utalentowani nie boją się rywalizacji i nie muszą produkować kolejnych afer żeby coś osiągnąć. Prezesi miejskich spółek z samą maturą to śliczne świadectwo tego jak dla was liczy się wykształcenie.
Jeżeli miejskich spółek mają tylko maturę to oczywiście patologia. Nie znam wykształcenia prezesów spółek miejskich, jeżeli masz wiedzę, pisz dokładnie kto ma braki w wykształceniu. Ogólniki to nie argumenty. Ale...PiS powołuje na członków rad nadzorczych wielkich firm państwowych osoby, które nawet z maturą były na bakier. Brak odpowiednich, określonych przepisami wymagań jest problemem.
Gość - niezalogowany 2021-10-30 00:02:31 ~~Mieszkańcu, każdy zna frustratów, którzy sukcesy innych przypisują machlojkom, a nie większej pracowitości lub talentowi. Dlaczego? Gdyż nie jest łatwo przyznać, że inni mają więcej inteligencji i są bardziej pracowici.~~ Na podstawie czego twierdzisz, że ludzie obsadzani w urzędzie miasta, powiecie i spółkach mają większą pracowitość i talent? Chętnych bez znajmości w ogóle nie dopuszcza się do startowania o pracę, więc jak sprawdzono ich kwalifikacje? Może to ludziom którzy tam pracują trudno się przyznać, że wszystko zawdzięczają znajomościom i dlatego wyzywają innych od frustratów?
...a kiedy ówczesnemu burmistrzowi radni wręczyli plakat z Obywatelem Włapko, burmistrz się obraził...
Kolejny grafomański popis sfrustrowanego eksperta od wszystkiego. Banalne oczywistości przyobleczone w pozór naukowej analizy. Zabrakło mi jednak tym razem druzgocącej krytyki kościoła katolickiego i jego niereformowalnych wyznawców! Wszak w instytucjach miejskich, gminnych i powiatowych zasiadają w 80% katolicy i to oni odpowiedzialni są za kumoterstwo, brak profesjonalizmu i w ogóle! Towarzyszu Serafiński - tracicie czujność klasową! Historia wam tego nie wybaczy!
Statystyka nie potwierdza, ze 80 procent obywateli to katolicy. Znacznie mniej się zdeklarowało, mniej bywa na mszach w kościele, wiec skąd takie dane? Danych najświeższych, ile osób deklaruje się jako praktykujący i wierzący katolicy, z ostatniego spisu powszechnego na razie nie widac, nie wiadomo czy przy niekorzystnych wynikach episkopat nie zażąda ukrycia tych danych statystycznych.
Kumoterstwo generalnie nie jest korzystnym zjawiskiem bo po prostu zakłada wspieranie znajomych ponizej kwalifikacji na dane stanowisko. Z drugiej strony wspieranie osób niekompetentych, nieprofesjonalnych jest ryzykowne dla kierownika danej firmy i w konsekwencji może tez zagrozić jego pozycji. Natomiast jeżeli na dane stanowisko startuja dwie osoby o podobnych kwalifikacjach, to całkiem normalne jest, ze wybierze sie osobę znajoma lub polecana przez innych pracowników - tak jest na całym świecie (tzw networking się klania)
W jaki sposób zagrożona może być pozycja prezesa spółi jeżeli obsadził go w ten sam sposób burmistrz? Szczecinecka klika PO poklepuje się tylko po plecach. Nikt tam nikomu nic nie zrobi, bo od góry do dołu obsadzają się po znajomości.
Przyklad idzie z gory,czyli rzadzacej kasty pisowskiej.
i pamiętnej kasy POwskiej oraz jej poprzedników począwszy od powojnia a też od po 1989 ....
Oj ubóstwo intelektualne ????
Obsadzanie UM i spółek po znajomości ma miejsce w Szczecinku od czasów rządu PO. Jak więc przykład idzie z góry to znaczy że szedł tutaj od Tuska.
Za czasów PO aby zasiadać w radzie nadzorczej trzeba było mieć wymagane przepisami uprawnienia. PiS zniósł te wymogi, ich kadry żądne popłatnych stanowisk nie były w stanie przejść przez egzaminacyjne sita.
Sporo racji, ale ten zachwyt "zachodem" to już przesada ;)
Serafiński czasem musi, bo inaczej się udusi!
Jak to mawiają Uderz w stół... Mnie ciekawi kto w tych w komentarzach najbardziej wylewa swoje frustracje? Kumple Raka czy kumple Lisa?
Umiesz dzielić tylko na pół..... A nie uważasz, że są ludzie którzy brzydzą się tym do czego doprowadzają "oboje" i ich nadzorcy w tym teatrzyku kukiełek?
Opisał Pan mechanizm, który funkcjonuje bez względu na to kto w danym mieście rządzi. To przykre ale Ameryki Pan nie odkrył.
KAŻDY RZĄD KIEDYŚ SIĘ ZAKOŃCZY, ALE WAŻNE JEST TO CZY BĘDZIESZ MIAŁ ODWAGĘ ŻEBY PÓŹNIEJ WYJŚĆ NA ULICĘ I SPOJRZEĆ MIESZKAŃCOM W OCZY. BO TO JEST WAŻNE ILE ZROBIŁEŚ DLA SWOICH MIESZKAŃCÓW DZIĘKI KTÓRYM JESTEŚ TU GDZIE JESTEŚ. NIE DLA SWOJEJ PARTII KTÓRA BĘDZIE MIAŁA CIEBIE GDZIEŚ JAK SPADNIESZ NA DÓŁ BO Z GÓRY SIĘ SZYBKO SPADA.DLATEGO TRZEBA PAMIĘTAĆ O TYCH KTÓRZY CIĘ WYBRALI. ILU TAKICH CWANIAKÓW BYŁO KIMŚ A TERAZ SĄ NIKIM????
Nie rozumiem Serafińskiego. Pracy jest mnóstwo. Każda firma budowlana szuka fachowców. Firmy transportowe szukają kierowców. Kolej szuka maszynistów. Poszukiwani są nauczyciele. To jakie w końcu ma wykształcenie ze żadna praca nie pasuje i narzeka? Może musi się przekwalifikować, w takim szczecinku absolwentów filozofii nie potrzeba zbyt wielu... Ja się przekwalifikowałam i zarabiam b dobrze.
Kumoterstwo to rynsztok, ale mozna z tym zyc. Autor i stereotypy nie wspominaja jednak o przemilczanej i bolesnej stronie tej patologii - o odczuciach tych co pracuja miedzy kolesiami. Bywa im ciezko miedzy "swymi", a ludzie spoza kregow przeciez takze znajduja czasami zatrudnienie. Np. czlowiek bez znajomosci musi pracowac z grupa ludzi "po znajomoscjach". Jaka jest jest jego pozycja pracownicza, rowna?