
W styczniu trochę sypnęło i to w każdej dziedzinie. Nie mam na myśli jedynie śniegu, który jak to bywa u nas o tej porze roku raz jest, raz go nie ma.
Nie trzeba dodawać, że jest znacznie lepiej gdy go nie ma. Nie dość, że człek nie musi patrzeć pod nogi, to na dodatek machać łopatą, aby uprzątnąć to, co spadło. Z tym uprzątaniem jest tak, że owszem, większość do tego obowiązku się poczuwa, ale czują się wystrychnięci na dudków, kiedy jezdnią przejedzie pług i zwali to, co uprzątnęli z powrotem na chodnik.
Ponieważ na naszych osiedlach, jezdnie są równie wąskie jak chodniki, trwa więc nierówna walka kto kogo. I jak to na wojnie, zazwyczaj kończy się kapitulacją słabszej strony czyli tej, machającej łopatą.
Wraz z początkiem roku skończyły się resursy ogrodowych wodomierzy. Dlaczego z końcem roku? Bo tak. Rzecz jasna dotyczy to wyłącznie właścicieli domków jednorodzinnych. Ci, aby nie płacić za to czego nie ma czyli za ścieki, zakładają osobne liczniki na podlewanie ogródków. Z bliżej nieznanych przyczyn dostawca wypiął się na tych co mu płacą comiesięczny haracz i zażądał ich wymiany na nowe i co najważniejsze na własny koszt.
Trzeba se go kupić i rzecz jasna zamontować finansując owe przedsięwzięcie ze swojej kieszeni, ale nie w tym problem. Ma być taki a nie inny typ jaki oni – czyli dostawca sobie życzy. Dlaczego akurat ten model, a nie żaden inny? Bo tak i nie ma nawet po co pytać.
Nieważne, że są inne także z odpowiednimi certyfikatami i równie znakomite. Każdy ma swoje preferencje, dlatego musi być tylko ten. W tym miejscu jak ulał pasuje powiedzenie Henia Forda, że „każdy klient może kupić samochód pomalowany na dowolny kolor, pod warunkiem, że będzie to czarny”.
Tak jest i w tym przypadku. A jak już płatnik spełni wszystkie warunki to wówczas oni przyjdą, sprawdzą, zaplombują i do podlewania trawy i kwiatków ścieki już nie będą wliczane. Trzeba dodać, że dostawca traktuje klienta niezwykle poważnie a nawet z należytą troską. Aby nieborak nie szlajał się po wszystkich sklepach, marketach i hurtowniach szukając preferowanego przez dostawcę modelu, jakby mimochodem otrzymuje informację, że nabyć go można... i w tym miejscu pada nazwa ulicy z dokładnym adresem.
Na tym świecie już tak jest, że często różne firmy ściśle ze sobą współpracują. Zgodnie z zasadą ty mnie, ja tobie - no trzeba być człowiekiem. Nie twierdzę, że mamy do czynienia z tego typu przypadkiem. Wprost przeciwnie, z pewnością tak nie jest. Przecież to jest firma poważna, a nie jakiś dzierżawca straganu na targowisku handlującym kapustą i burakami.
W eleganckim świecie biznesu a przecież do takiego zalicza się i sklep i dostawca - z pewnością tego nie ma. Powtórzę, zdecydowanie się od takiej insynuacji odcinam. Robię to na wypadek, gdyby tego typu enuncjacje – zresztą godne co najmniej sądu okręgowego, uznano za pomówienie, oszczerstwo i po prostu za grandę.
Zupełnie drugorzędną sprawą jest i to, że w owym sklepie zalecanego urządzenia nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. Zupełnie jak kiedyś w sklepach GS-u. Aby zaoszczędzić niepotrzebnego dreptania pomiędzy domem a miejscem zakupu, sklep przyjmuje zapisy. Jednym słowem idą klientowi na rękę.
Nie powiem, że z tej całej kołomyi wszystkie strony są w pełni ukontentowane. Zazwyczaj klienci stwierdzają z rozrzewnieniem, że oto czas się dla nich jakby się cofnął – bardzo często nie tylko do młodości, ale nawet niemowlęctwa. To właśnie wtedy, w epoce rozwiniętego socjalizmu też zapisywano, no może nie na wodomierze bo tym akurat się zajmował magazynier spółdzielni mieszkaniowej, ale na pralkę i lodówkę, bądź segment to i owszem tak.
A kiedy po wielu tygodniach oczekiwania na towar a potem zabiegach związanych z instalacją, odbiorem itp. będzie można odkręcić kran, aby podleć trawkę nie płacąc przy tym za ścieki, nadejdzie chwila radości. Strzeli w górę korek od szampana. Bo tak już w życiu jest, że najbardziej cieszy niby drobnostka, ale jakże trudna do wykonania.
Zacząłem od tego, że coś tam sypnęło. Oto w tych dniach zupełnie niespodziewanie i na naszej leśnej polanie sypnęło większymi emeryturami dla tych, którym one przysługują. W „reżimowej telewizji” mówią, że to wszystko w związku z Nowym Ładem. Za to w „wolnych mediach” milczą lub wspominają stare dobre czasy kiedy „piniędzy” na to nie było. Tutejszym, poza kilkoma stałymi bywalcami wszelkiego rodzaju „wolnościowych protestów” najzupełniej to obojętne. Znaczy, podwyżki akceptują i to bardzo.
Z tego też powodu na naszej leśnej polanie w jakże licznych aptekach, jak również spożywczych marketach najwyraźniej przybyło klientów. Bynajmniej nie dlatego, że zamiast pięciu kas zwyczajowo czynne są dwie a czasem tylko jedna.
Wzrosła także poczytność darmowej prasy. Niestety, jedynie tej kolorowej. Może dlatego, że jest tam tylko sucha informacja. Nie ma odredakcyjnych komentarzy i nie daj Boże publicystyki. Tylko zdjęcie z ceną. Krótko, rzeczowo, oczy się nie zmęczą czytaniem. Przyznajmy, zjawisko niezwykle pozytywne. Ludzie bardzo chętnie to biorą do ręki, patrzą, a nawet analizują.
Akurat to ostatnie jest konieczne. Czy aby na pewno opłaca się po tańszy o złotówkę serek jechać wprawdzie darmowym autobusem, ale nieraz całkiem spory kawał drogi? Nieco inaczej zjawisko owe przebiega pośród właścicieli aut. Oni mogą dojechać w każdy zakątek. Nawet różnica jednogroszowa sprawia, że pod dystrybutorami ustawia się kolejka.
Dodatkowym wabikiem na klientów jest odgrzewana przez cały tydzień kiełbaska. Na tą ostatnią decydują się głównie zawodowcy. Jak taki napełni paliwem 200 litrowy zbiornik to ma do przodu tyle, że stać go nawet na bułkę.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie