
felieton ukazał się w 780 wydaniu Tematu Szczecineckiego
Plac Wolności ma się zmienić. Kroi nam się wersja 2.0. W związku z tym na razie pojawiły się komputerowe wizje, które mają to do siebie, że z reguły wyglądają lepiej niż w realu. Prace mają się rozpocząć jeszcze w tym roku, o czym zresztą pisaliśmy w poprzednim wydaniu.
Na początek - wyjaśnienie. Wcale nie zamarzam czepiać się tej najnowszej, śródmiejskiej inwestycji. Nie wiem, czy dotychczasowy plac nieco się zestarzał, choć niedawno stuknęła mu zaledwie dwudziestka. Został ukształtowany w czasach, kiedy każdą złotówkę przed jej wydaniem, ówczesny burmistrz oglądał kilka razy. Taki po prostu miał zwyczaj. Musiał się wtedy zdecydować. Miał do wyboru albo zmianę dotychczasowej funkcji, albo uczynienie z niego dużego asfaltowanego(!) parkingu z rzędem drzew wzdłuż wszystkich czterech boków. Tak właśnie miało to być, bo było już pozwolenie na budowę. Taką wizję mieli projektanci spółdzielczego bloku, tworzącego nową wschodnią i południową pierzeję placu. Projektanci byli z Koszalina i obojętne im było co powstanie. Liczył się przerób i wynikająca z tego kwartalna kasa. Kto pracował w biurze projektów, ten wie o czym piszę.
Wspomniałem o nowej funkcji, ponieważ w tamtym czasie zamknięcie placu dla ruchu kołowego, a wraz z nim ul. Zamkowej i 1 Maja wydawało się niczym nieuzasadnionym dziwactwem. A co z dojazdami do sklepów? A jak dojedzie straż pożarna? Wątpliwości i uwag była cała litania, dlatego nie będę ich wymieniać. Gdyby w tamtym czasie przebudowano plac zgodnie z zatwierdzonym już projektem, dzisiaj wielu by uważało, że tak być powinno, bo miejsca parkingowe są przecież bardzo potrzebne. Dzisiaj co najwyżej by rozważano, jak wyrugować (a może i nie) ruch z tego miejsca i czy w cieniu 20-letnich już drzew urządzić zielony śródmiejski skwer. I nie byłby to zupełnie odosobniony pomysł. W Polsce jest bardzo dużo miast, w których na niegdysiejszych rynkach i ryneczkach posadzono rzędy drzew, a następnie trawę. Najbliższym przykładem jest... plac Wolności w Okonku.
Dobrze pamiętam, że największymi przeciwnikami zmiany funkcji, byli ratuszowi urzędnicy, co z pewnością dzisiaj woleliby wymazać z pamięci. W tamtym czasie za stosunkowo małe pieniądze (bo miasta nie było stać) trzeba było zaprojektować w miarę przystającą do współczesności nawierzchnię. Dlatego zdecydowano się na betonową kolorową kostkę. Dlaczego taką a nie inną? Bo tylko taką wtedy produkowano. O granicie sudeckim ze zrozumiałych względów mowy być nie mogło. Placowy ornament bardzo szybko stał się szary i dziurawy. Ale też o jego stan nikt nie dbał. Nie było praktycznie żadnej większej imprezy, oprócz występów cyrkowych, które w minionym dwudziestoleciu tutaj by się nie odbywały. Na dodatek w ostatnim czasie przeszło tędy prawdziwe tornado w postaci koparek ryjących rowy pod gazrurę.
Placowa fontanna miała być dopełnieniem. Początkowo sugerowano montaż tzw. posadzkowej, ale w tamtym czasie pomysł wydał się z racji materiałowej nie do wykonania. Ostatecznie inspiracją stała się ta z brukselskiego parku przy Atomium. Niestety, skończyło się tylko na donicach. Reszta to materiałowa łatanina, nie ujęta w miejskim budżecie, o której ówcześni radni nie mieli bladego pojęcia. Z tego właśnie powodu słowo fontanna zastąpiono „wodnym elementem”, który i tak w ostatecznym rozliczeniu okazał się dość kosztowny, wywołując wiele hałasu i zamieszania.
Nie kryję, mam do placu stosunek emocjonalny. Projekt powstawał w miejscowym Budoprojekcie, a ja jako najmita wraz z innymi ów projekt wykonałem. Nawierzchnia przetrzymała ten czas. Postanowiono zmienić ją na inną, godną wielkości miejskiego budżetu. Bo kto bogatemu zabroni? Na nowym – dodajmy ze względu na mikrą powierzchnię, bardzo kameralnym placu - pojawią się dwie fontanny, w tym jedna tzw. posadzkowa, a druga ulokowana wzdłuż ratuszowych murów. Będą nowoczesne siedziska i eklektyczne latarnie „gazowe”. Pojawią się również drzewka, ale tylko do pierwszej akcji związanej z odśnieżaniem z udziałem buldożerów i wywrotek. w
Przez pierwsze lata nawierzchnia z płyt granitowych będzie w szaro-brązowej tonacji. Potem, mając na względzie skład chemiczny szczecineckiego powietrza, kolory staną się jeszcze bardziej szare.
I tylko jedno mnie trapi. Jak sobie poradzą urzędnicy, którzy wpatrzeni w ustawy, ministerialne rozporządzenia, załączniki, aneksy i przypisy kilkanaście lat temu kazali wysmarować na placu żółte linie – ponoć dla rowerzystów. W urzędowym komputerze w wersji 2.0 - jak na razie - tego nie przewidziano. To poważne niedopatrzenie.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie