
Jest 23 marca, ranek. Wstaję, w lustrze widzę swoją gębę. Mam krwawy wylew w lewym oku. Całość wygląda jak tatarski befsztyk z żółtkiem jajka po środku tylko wszystko w zmniejszonej skali. Trochę pobolewa, ale można wytrzymać. Nie potrafię sobie przypomnieć, czy nocą nikt nie strzelił mnie w dziób. Gdy trwałem w uśpieniu lub w realu. Nie, nikt. Oko delikatna rzecz – potrzeba pomocy. Podobno od czegoś takiego jak u mnie teraz - można oślepnąć. Telefon do okulistyki szczecineckiego szpitala. Po dwóch godzinach prawie nieustannego wystukiwania cyferek, ktoś podnosi słuchawkę. I nawet się odzywa: - Allllou!? Mówię co jest.
– Do rodzinnego proszę się udać. Jeśli uzna, że trzeba, dostanie pan skierowanie do nas. - Ale to pilne, oko... stękam, może bym od razu przyjechał? – Powtarzam, skierowanie! Ciągły sygnał w słuchawce.
Skierowanie otrzymałem w minutę i czterdzieści sekund. Mam szczęście być zapisany w idealnie działającej i super przyjaznej ludziom poradni medycyny rodzinnej dr Moniki Bajer w Szczecinku.
Trafiam do świątyni okulistyki przy ul. Kościuszki. W recepcji dwie damy. W poczekalni do gabinetów lekarskich kilka osób. Starsza pani drzemie. Podaję skierowanie bogini za pulpitem. Sztuczne rzęsy zatrzepotały nad moim papierem i bóstwo rzekło: - A dlaczego pani doktor nie zaznaczyła, że to pilne?
- Nie wiem – odparłem – chyba widać, że pilne. Zdjąłem przyciemnione okulary pokazując kotlet w oczodole. Nawet nie spojrzała. – Przykro mi, bez takiej adnotacji nie mogę panu pomóc. Co najwyżej kwalifikuje się pan do zapisania na najbliższy termin wizyty.
- Znaczy się na kiedy?
- Na październik.
- A jak będzie adnotacja, że pilne?
- To na dwunastego kwietnia
- A gdybym chciał prywatnie, to chyba od razu pan doktor by mi pomocy udzielił?- nawijam już lekko poirytowany.
- Piątego kwietnia prywatnie, zapisać?
- To ja dopiszę "pilne", bo nie bardzo mam siłę wracać do pani lekarz rodzinnej.
- Ależ! Podpis lekarza i pieczątka być muszą. A jak mnie NFZ rozliczy takie skierowanie, co pan sobie myśli?
- Nic nie myślę. Może jednak pan doktor wyjdzie z gabinetu i zobaczy z bliska uraz i coś powie? Co czynić dalej na przykład.
- Nie mogę pomóc, następny proszę.
Okulistykę szczecinecką pięknie urządzono. Jest super winda w kolorze srebra, choć to tylko jedno piętro, lecz czego nie czyni się dla dobra pacjenta. Mogą kogoś przywieźć na wózku, albo ktoś wjedzie tym dźwigiem z okiem w ręku. No, to trzeba działać szybko.
Przy recepcji na słupku wisi ostrzegawcza informacja o przypadku takim jak mój. Szybko nie zdiagnozowany i nie leczony może prowadzić do utraty wzroku. Nie komentuję.
Co jednak sobie wyobrażam w ramach "dobrej zmiany"Że ktoś uderzy pięścią w stół i pogoni to towarzystwo? Z góry i założenia będące na NIE wobec chorych. Nieodpowiedzialne, znieczulone na wszystko, zapatrzone w limity, rozliczenia, terminy itp. bzdety.
Ach! Byłbym zapomniał. Nie oślepłem, kolejnego procesu o odszkodowanie nie będzie. Pomógł okulista poza Szczecinkiem. Natychmiast.
Wojciech Jurczak
Ps. Zanim ktoś urzędowy, że tak się wyrażę, uzna, że czynię na łamach gazety nagonkę (drugi w ostatnim czasie krytyczny tekst o tzw. służbie zdrowia – ostatni w numerze z 24 marca, autorstwa mojej koleżanki redakcyjnej), to niech się najpierw puknie w czółko.
Wojciech Jurczak
Materiał powstał dzięki dofinansowaniu Funduszu Mediów.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie