
Niedziela rozleniwia. A już szczególnie taka, kiedy trafia się upał. W takich przypadkach gnuśniejemy totalnie. Dodam, że to ostatnie słowo robi, przynajmniej w polityce (jakże inaczej), totalną karierę. Ostatni raz w powszechnym użyciu było, gdy Goebbels ogłaszał „totalną wojnę”. Teraz wciąż słyszymy o jakieś totalnej opozycji. To taki przerywnik na początku, a teraz będzie na temat.
Otóż na moim przedwojennym jeszcze osiedlu, niedziela kojarzy się nie tylko z przebywaniem na powietrzu (nawet nie ważne czy jest świeże), ale z pracą doraźną. Nie mam tu na myśli pracy kasjerek w pobliskim markecie, choć i w tym przypadku pracodawca, aktualnie wypoczywający na Seszelach lub innych Bermudach, aby zapewnić wysoki komfort, wyposażył je w pampersy.
Zwyczajowo w ten dzień słyszy się odgłosy piły tarczowej – to sąsiad w wolnym czasie przygotowuje się do sezonu zimowego. Gdzieś z daleka dochodzi dźwięk spalinowej kosiarki. Pod garażem trwa drobna naprawa, za płotem mycie. Całkiem blisko odbywa się jakieś rodzinne przyjęcie na tarasie. Sądząc z donośnych głosów intonujących kolejny raz Szła dzieweczka do laseczka z dużym udziałem napojów wysokoprocentowych. Tę ostatnią czynność, by tak to ująć, można zaliczyć do najbardziej świątecznej.
A tak po prawdzie święto, takie raczej bardziej w wydaniu świeckim, zaczęło się u nas w sobotę od dwóch festiwali. Ale zanim do nich doszło było jeszcze święto kibiców. Obchodzono je nieco inaczej niż w poprzednich dniach. Można nawet powiedzieć, że jeśli chodzi o stronę praktyczną, niczym nie różniło się od zabawy w strażackiej remizie, zwyczajowo kończącej się mordobiciem. Otóż święto w strefie kibica zostało zepsute przez naszych. Tu mam na myśli nasz zespół, który nie poradził sobie z Portugalczykami. Część nieutulonych w żalu za to, jak to w strefie po kilku piwach, mordobiciem wyraziła swoje rozgoryczenie i frustrację po rzutach karnych. Ostatecznie skończyło się niczym w amerykańskim, w kinie akcji dla gimnazjalistów, jazdą i tyłem, i przodem z dużą prędkością. Samochodowego rajdowca, będącego najprawdopodobniej pod wpływem, przegoniono gradem butelek i puszek oraz koszem na śmieci. A jakże, post factum przybyła nawet policja i straż. Delikwenta z samochodem już nie zastano. Ponieważ o północy zwyczajowo jest już ciemno, monitoring też niczego nie ujawnił. Dowodów nie ma, więc i czynu zabronionego nie stwierdzono. Jeśli nawet ktokolwiek nagrywał zajście telefonem komórkowym, robił to nielegalnie, nie pytając zaangażowanych w mordobicie o zgodę na filmowanie. Poza tym, większość właśnie robiła to, czego pokazać by nie chciała. Z pewnością nie może to być dowód w sprawie. I pomyśleć, że tak pięknie było w strefie, kiedy nasi wygrywali. Wystarczyło żeby raz dostali w dupę i taka frustracja? Oj mało odporni są nasi kibice.
Ale wróćmy do wspominanych festiwali. Aby wzajemnie sobie nie wchodziły w paradę i słusznie, urządzono je na dwóch przeciwległych krańcach miasta. Ten pierwszy to była balonowa fiesta. Jej patronem jest jakiś Kurt, a więc tutejszy, tyle że raczej z przedwojnia. Podziwiać niezwykłe widowisko mogli wszyscy i to za darmo pod warunkiem, że wychynęli głowę z okna lub wyszli przed płot. Aż tyle naraz balonów nad naszym osiedlem nawet najstarsi mieszkańcy nie pamiętają. Owszem, do dzisiaj wspominają o Zeppelinie, który przeleciał nad domami, któregoś przedwojennego dnia. Przez następne dziesięciolecia balony kojarzono już tylko ze straganami ustawionymi na odpustach, dniach pierwszomajowych pochodów lub święta fabryki E. Wedel.
Ponieważ tego rodzaju powietrzne statki, inaczej niż Zeppeliny, lecą raczej bezgłośnie, jako pierwsze o tym niezwykłym zjawisku zaalarmowały mieszkańców tutejsze psy. Wycie i szczekanie roznosiło się po całym osiedlu, zupełnie jak podczas nocy sylwestrowej, kiedy wybuchają fajerwerki. Było miło. Międzynarodowe załogi balonów pozdrawiały mieszkańców. Mieszkańcy pozdrawiali załogi balonów machając im przyjaźnie rękami. To jeszcze jeden dowód na to, że wbrew temu co próbują nam wmówić postępowe media i ich funkcjonariusze, nie jesteśmy ksenofobami i rasistami.
A teraz o jeszcze jednym festiwalu. Otóż różni się on od innych tym, że uczestniczy w nim najwięcej mieszkańców i przyjezdnych. Od razu trzeba powiedzieć, że uczestnicy dzielą się na dwie grupy. Ta druga grupa to słuchacze bierni, choć można ich także nazwać przymusowymi. Są nimi mieszkańcy pobliskiego osiedla Zachód. Kto nie wie, o co chodzi, odpowiadam, o festiwal disco polo, który odbył się już po raz trzeci. Od tego też czasu nasze miasto przestało się kojarzyć wyłącznie z Polo-marketami. Tak więc z pieśnią na ustach płynącą poprzez jeziorną wody toń kończę, życząc jak najmniej świąt, a jak najwięcej dni świątecznych.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie