Reklama

Wojciech Jurczak: Pies albo kot rudy

24/04/2015 12:57

felieton ukazał się 16 kwietnia w tygodniku Temat

Gdzie jest prawdziwe życie – zastanawia się starsza pani – w telewizorze, czy za ścianą mego mieszkania, a  może jednak na ulicy?

- Czy toczy się wokół mnie i rodziny, czy w jakimś innym wymiarze? Kobieta, z którą rozmawiam na parkowej ławce nie ma stu lat, ależ skąd. Widziała wiele lat temu niemieckie i rosyjskie czołgi. Jako dorastająca dziewczynka przekonała się, co takie maszyny potrafią. Pani zdaje sobie sprawę z tego jak ogromny nastąpił postęp cywilizacyjny. Jej dorosłe dzieci skonstatowały, że babcia narzeka i marudzi, ponieważ nie może się odnaleźć we współczesności. Pełnej zjawisk, których ona nie rozumie, albo pojąć nie chce. To drugie bliższe jest prawdy. Z nowoczesnych gadżetów akceptuje telefon komórkowy i komputer. I tak dużo, jak na mamę – twierdzą dzieci. Wnuki traktują to inaczej, starają się babcię zachęcić do zdobywania kolejnych - tak to nazwijmy – kwalifikacji komputerowych, do szerszego korzystania z informatycznych gadżetów. Czasami się udaje.

Pokolenie końca lat trzydziestych, czterdziestych i nawet wczesnych powojennych, ma we krwi strach przed wojną. Dlatego informacje o wojnie narastającej niedaleko od Polski, a płynące ciurkiem z telewizji, działają na takie osoby destrukcyjnie. Wywołują depresję lub ją pogłębiają w przypadkach biedy pukającej do drzwi na starość. Czy to oznacza, że wolne media mają udawać, iż nic się nie stało, nic się nie dzieje, nic nam nie zagraża? Nonsens. Ale wszystko ma jakieś granice. Co innego rzeczowa, powiedziałbym, poważna i dokumentowana obrazem informacja, rzetelna publicystyka, a inna rzecz deliryczna niemal emanacja, ględzenie w kółko. Przed kamery zaprasza się tych samych osobników, chętnie potakujących, pasujących do scenariusza. Wszystko razem podporządkowane jest oglądalności, od której zależy kasa z kretyńskich, przeważnie, reklam. Czyli religia pieniądza w najprawdziwszej wersji. I cenzury za pomocą tegoż pieniądza. 

Profesor Bronisław Łagowski pisze na łamach „Przeglądu”: „Gdzie jest drugi kraj o tak jednomyślnym przekazie telewizyjnym? Gazety reprezentujące poglądy odmienne od tego przekazu można wyliczyć na palcach jednej ręki. (...) Polskie telewizje sprawiają, że trzydzieści milionów ludzi myśli o tym samym i w ten sam sposób.” 

Pan profesor zostawia jakieś miejsce w tej paskudnej statystyce dla kilku, mniej więcej, milionów dorosłych lub dorastających rodaków, którzy nie chcą się poddać telewizyjnej indoktrynacji. Pocieszające. I dalej prof. Łagowski kontestuje: „Komu powierzono pranie mózgów społeczeństwa? Lekkomyślnym dziennikarzom i dziennikarkom nie mającym czasu się kształcić, skonformizowanym aż do bezmyślności akademickim ekspertom, a od czasu do czasu także osobom niespełna rozumu, którymi należałoby się raczej czule zaopiekować, niż dawać im trybunę do przemawiania do całego narodu.” lub w jego imieniu – dodam od siebie.

Debatę ma zastąpić kłótnia. Pokazuje się w telewizorze stetryczałego gościa spod znaku zgranej karty, ubranego w szaty niby-kardynalskie, faceta niegdyś inteligentnego, teraz gadającego banały i androny. Telewizyjna panienka z okienka zapędza go w kozi róg, co prawda, ale na co komu ta szopa? Chyba najwyraźniej jemu, pewnie bez pokazywania się w TV żyć nie może. Jego występ ma być skandalem, był kiepska farsą.

Kampania wyborcza w toku, najprzód mamy sobie wybrać Pana Prezydenta, potem Parlament. Wydawałoby się – idealny czas na społeczną debatę. Zamiast niej mamy awantury, skakanie sobie do oczu, inwektywy, pomówienia oparte na wyszukanych hakach, znakomitych – jak sądzą ich użytkownicy – na wyborczą okazję. Kandydat słusznej partii już na starcie znajduje się na pozycji uprzywilejowanej, zabiegając o reelekcję. W jedynej jedynie słusznej gazecie już bez jakichkolwiek osłonek propagującej i wyrażającej wolę rządu – trwa nagonka na kontrkandydata. Propaganda jest tyle samo nachalna, co chamska. Kto ma inne zdanie – na drzewo. I do diabła z myślącymi inaczej. Ten sam jedynie słuszny kandydat jedzie na Ukrainę i tam wybacza, a biorąc przykład z niegdysiejszego przesłania polskich biskupów do biskupów niemieckich, co w jego wykonaniu jest niemal parodią – o wybaczenie prosi. – A niby w czyim imieniu – pyta poirytowana moja przypadkowa sąsiadka z parkowej ławeczki. Nie, ona nie jest osobą o wygórowanym intelekcie, ale – zaznacza – często myśli. Myśli i pamięta, niestety. – Jako dzieciak uciekałam z rodzicami z Wołynia przed rzezią. Mojego krewnego z żoną i dziećmi zatłukli kolbami karabinów rezuni w niemieckich mundurach RONA. Nie potrafiący nawet po niemiecku mówić! To oni wyrzynali warszawiaków podczas Powstania 1944. To nie takie proste – wybaczyć, zapomnieć, uczynić gest. Owszem – rzecze ta pani – moja wiara chrześcijańska nakazuje wybaczyć. Ale nie wszystko może pomieścić się w kanonie, nie potrafię – zauważa z goryczą. 

Wedle najnowszych badań opinii publicznej (CBOS) 76 proc. Polaków jest przeciwnych udziałowi naszego państwa w konflikcie rosyjsko-ukraińskim. Władza czyni, póki co werbalnie, na te opinie nie bacząc. Mój wieloletni znajomy, profesor X, historyk, któremu zrelacjonowałem rozmowę ze starszą panią w Szczecinku na parkowej ławeczce uważa, że naszym narodowym nieszczęściem jest niechęć do zmiany skostniałego stanu rzeczy. Zainfekowani propagandą nawet nie zauważamy, jak daleko władza odeszła od społeczeństwa. Gdyby wystawiono na kandydata na najwyższy urząd w państwie rudego psa lub kota – też miałby głosy wyborców – rzekł uczony. Ogłupiani propagandą głupiejemy?

foto: sxc.hu

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do