Reklama

Wilno - miasto aniołów

29/09/2011 10:45

Artykuł ukazał się w 586 wydaniu tygodnika Temat 29 września 2011


  O Wilnie słyszałem od dziecka. Niemal wszyscy starsi zachwycali się miastem, które "kiedyś było nasze". Czy rzeczywiście jest się czym zachwycać? Skąd ten wileński mit piękna? Odpowiedź na te pytania przyszło mi poznać w miniony weekend, w czasie podróży, którą odbyliśmy wspólnie z kadrą 13 Czarnego Szczepu.

Potrzebne wsparcie
 Maciej Grunt wie, że na moją pomoc zawsze może liczyć. Podobnie było i tym razem. Nasza rozmowa telefoniczna była krótka: - OK. Ponieważ wyjazd sam by się nie przygotował, od razu zabraliśmy się do roboty.
  Rozpoczęło się gorączkowe przygotowywanie samochodów. Przy obecnych cenach paliwa wypadało też pomyśleć o możliwości kupienia nieco tańszej ropy. Tu z pomocną dłonią przyszedł kumpel Grunta - Fany. Kiedy mieliśmy już samochody i paliwo w bakach, pomyśleliśmy, że przydałyby się jeszcze prezenty ze Szczecinka... Tak, oczywiście, po raz kolejny zawracaliśmy głowę dyrektorowi SAPiK-u. Podziwiam wytrwałość Kamila w wysłuchiwaniu naszych próśb. Ostatecznie dostaliśmy materiały o mieście, albumy i gadżety. Szczecinecki Wielim dorzucił nam także szale w barwach narodowych.
Byli już ludzie, samochody, paliwo i prezenty. Wykupiliśmy szybkie ubezpieczenie i - w drogę.
 
Kierunek - wschód
  Pierwsze problemy pojawiły się już podczas pakowania naszych wehikułów. Szybko okazało się, że jedziemy na trzy dni, a rzeczy mamy tyle, jakbyśmy jechali tam na całe wakacje. Jakoś upchnęliśmy jednak wszystko i zapakowani jak wielbłądy ruszamy w drogę.
  Podróż była wesoła od samego początku, jak to z harcerzami. Ich radość napędza mnie z resztą od dawna do działania na wysokich obrotach. I tak - kilometr po kilometrze zbliżaliśmy się do litewskiej granicy.
 
Litwa
  "Litwo, Ojczyzno moja - Ty jesteś, jak zdrowie"... Nie ma już co prawda przejść granicznych i służb celnych, ale napis ogłosił, że jesteśmy na Litwie. Drogi niezłe, szerokie. Myślałem: jakoś się jedzie. Choć krajobraz specjalnie zachwycający nie był. Jeszcze wtedy nie.
  Ciszę i radosny nastrój brutalnie przerwało to, co wydarzyło się na naszych oczach kilkadziesiąt kilometrów przed Wilnem. Przez kilka sekund bezsilnie przyglądaliśmy się, jak czarny mercedes wpada w poślizg, obraca się i dachuje. Modliłem się, żeby wpadł do rowu, a nie na "czołówkę" z pędzącą ciężarówką. Ostatecznie - już na dachu skończył w rowie. Jako, że na miejscu byliśmy tylko my - biegiem ruszyliśmy z Maćkiem i Pawłem na pomoc. Dwie młode dziewczyny, które o jeździe ciężkim samochodem chyba nie miały pojęcia, wyszły z wnętrza z naszą niewielką pomocą. Odcięliśmy prąd, posadziliśmy pasażerki na trawie. Obyło się bez obrażeń, choć pojazd był mocno zniszczony. My ruszyliśmy dalej.
 
Wilno - miasto korków?
  Do celu dotarliśmy nieźle już umęczeni podróżą. Wjazd do miasta również okazał się nieciekawy - długi na kilka kilometrów korek. Pomyślałem sobie, że tak już będzie do niedzieli. Na szczęście okazało się, że jedna z dróg wjazdowych była remontowana, więc pół godziny później sunęliśmy już spokojnie po mieście, prosto do naszego celu podróży - polskiego gimnazjum.
  Widoki za oknem również robiły się ciekawsze, choć budowane za czasów komunistycznych wieżowce wyjątkowo szpecą miasto. Odkryliśmy coś jeszcze - syndrom BMW przeniósł się na wschód. Lepiej uważać, widząc samochód tej marki na horyzoncie.
 
Biedna Joanna
  Po rozlokowaniu się na szkolnym korytarzu podjęliśmy decyzję - w miasto! Im szybciej, tym lepiej. Jakież było nasze zdziwienie, gdy odkryliśmy, że gospodarze przewidzieli nasze pomysły i przydzielili nam przewodniczkę - Joannę. Drobna dziewczyna nie wiedziała jeszcze wtedy, co ją czeka, gdyż wszyscy dosłownie zamęczali ją przeróżnymi pytaniami.
  Na Stare Miasto dotarliśmy, gdy było już ciemno. W dodatku zwiedziliśmy je szybkim marszem, w 3 godziny. Widok Wilna nocą dosłownie zaparł mi dech w piersi. Uliczki, fontanny, rzeźby - wszystko bajkowo oświetlone i autentycznie śliczne! Już wtedy poczułem, że to miasto skradło moje serce na zawsze...
 
Można tak, można tak
  W sobotę już od wczesnych godzin porannych harcerze uwijali się jak w ukropie. Za chwilę miała się bowiem zacząć gra terenowa, odbywającą się na Starym Mieście. Razem z Maćkiem spakowaliśmy się raczej do pracy, a więc laptopy, aparat i w drogę.
  Miejsce parkingowe znalazło się dość szybko, oczywiście na Starówce. Wszechobecne maszyny do uiszczania opłat zjadały kolejne lity, a dodać warto, że parkowanie w Wilnie tanie nie jest. Pamiętam, że wtedy byłem gotowy zapłacić za parking nawet 10 razy tyle, byleby wreszcie móc napić się czarnej i pachnącej kawy. Ostatecznie na tymczasowe biuro wybraliśmy niewielką knajpkę z bezpłatnym Internetem.
 Podano dymiące filiżanki i ciasto. Później praca i robienie notatek z piątkowych rozmów. Kawa skończyła się jednak szybko i postanowiliśmy zmienić lokal. Zdziwił mnie fakt, że w restauracjach jest tanio! Dziwnie tanio, jak na ten poziom i miejsce. To paradoks Wilna - otwarte, piękne i tanie.
Nie ogłosiliśmy jeszcze końca zwiedzania, kiedy sam Maciek wpadł na szatański pomysł - wypożyczmy Seagwaya. Dwukołowa maszyna, wynalazek kogoś, kto nie kochał ludzkości - kusiła nas bardzo. Stajesz na tym ustrojstwie i balansujesz ciałem: w przód - jedziesz do przodu, w tył - jedziesz w tył. Wystarczy chwila nieuwagi... No ale ostatecznie przyjechaliśmy tu zwiedzać. Można pieszo, można na kółkach. Można tak, można tak.
 
Dodatkowe atrakcje
  Nieważne, czy z chwiejnego Seagwaya, czy też na własnych nogach - zwiedzaliśmy bez przerwy. Fotografowaliśmy wszystko i wszędzie.
  Nie był to jednak koniec atrakcji, przewidzianych w Wilnie na ten dzień. Tamtejsi harcerze zaplanowali tzw. Flashmoba. Brzmi ciekawie? Bo takie właśnie jest. To nic innego, jak kilkuminutowe widowisko, przygotowane w jakimś publicznym miejscu. My wybraliśmy plac Katedralny, a więc samo centrum historycznej części Wilna.
  Zabawa polega na tym, że w jakimś ruchliwym miejscu, gdzie łatwo zniknąć w tłumie, porusza się kilkanaście osób (w naszym przypadku około setki - dop. aut.). Na umówiony znak zaczyna się widowisko, do którego po kolei dołączają się "przypadkowi" przechodnie. Oczywiście przyłączają się ci, którzy wiedzą, że to nasza zabawa. Po skończonej akcji wszyscy natychmiast się rozchodzą, pozostawiając zdumionych gapiów. U nas wyglądało to następująco: na środku placu usiadła harcerka z gitarą i zaczęła grać piosenkę. Później, w przeciągu kilkunastu sekund podchodzili do niej kolejni ludzie z gitarami, siadali i również zaczynali grać. Na dźwięk gitary schodzili się także i siadali w kręgu wszyscy pozostali, wspólnie śpiewając. Gdy utworzył się ogromny krąg "przypadkowych" osób, śpiew słychać było na całym placu. Po skończonej piosence, pomimo oklasków, wszyscy rozeszli się w różne strony. Po co Flashmob? Ot, tak, dla zabawy i pokazania, jak wielu nas było.
 
Ludzie, czas i serce
  Niestety, wszystko, co dobre kończy się w mgnieniu oka. Podobnie było z naszą wyprawą do wschodniego Miasta Aniołów - zakończyła się ona stanowczo za szybko. Co powodowało, że chcieliśmy zostać? Przepiękne zabytki, imprezy miejskie, a może tanie restauracje? O nie! Ludzie - przede wszystkim oni. Uśmiechnięci i otwarci mieszkańcy Wilna. Otwarci na nas i na naszą przyjaźń. Ludzie tacy, jak druh Henryk Marzecki, były harcerz wileńskiej "Trzynastki" czy tajemniczy żołnierz AK, spotkany przy przejściu dla pieszych, który powiedział do nas: - My tu sobie na Litwie poradzimy, ale wy, tam w Polsce nie zapomnijcie o nas. Nie pozwólcie o nas zapomnieć!
  Jakie jest więc to miasto, o którym opowiadają sobie "starsi"? Przychodzi mnie do głowy tylko jedno słowo - bajkowe. Czyste, pachnące i pomimo wieku - świeże i atrakcyjne. Miasto, otwarte na młodych tak bardzo, że aż trudno w to uwierzyć. Miasto, w którym bez najmniejszych problemów zamówisz obiad po polsku, płacąc tyle ile w szczecineckiej knajpce.
  Moi przyjaciele, tak jak ja, wyjeżdżali z Wilna z poczuciem niedosytu. Może to jednak dobrze? Może jest to dobry punkt wyjścia do tego, by zaplanować kolejną wycieczkę i wrócić tu wiosną? (mt)

Artykuł ukazał się w 586 wydaniu tygodnika Temat 29 września 2011

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do