
Na tych łamach często wspominam o lokalnych zwyczajach, tradycjach i obrzędach nie tylko tych ludowych. Otóż w naszym mikrokosmosie władza, radni, działacze społeczni, a także wszystkim tym, którym zależy na natychmiastowym rozgłosie, zwyczajowo urządzają tzw. briefing. To, co dawniej nazywano po prostu konferencją prasową, dzisiaj określa się „briefingiem”. Etymologii słowa na próżno szukać w naszym języku, ale że brzmi obco i na dodatek pisze się inaczej niż wymawia, dlatego jego popularność przynajmniej w ostatnim czasie niepomiernie wzrosła.
Gwoli prawdy ta staropolska „konferencja prasowa” z prasą ma już niewiele wspólnego. W lokalnej (czytaj szczecineckiej) przyrodzie występują jedynie dwie gazety, a pozostali uczestnicy tego rodzaju zgromadzeń to, oprócz kablówek i radia, niezliczony tłum tzw. portali internetowych. Trawestując słynny utwór o tym, że każdy śpiewać może, trochę lepiej lub trochę gorzej, tak jest i w tym przypadku. Wystarczy chęć, szwagier lub żona i się jest medium. A jak ekipa powiększy się do obsługi parasola, aparatu i dyktafonu wychodzi ekipa niczym w TVP. Jakoś tylko tak jest, że nie licząc portalu z regionalnej gazety, pozostałe jak za panią matką bardzo lubią wzorować się lub określając to tak, jak jest – żerować na naszym. Może to i dobrze. Wszyscy pamiętają to z podstawówki, że ściągać (czy jak kto woli kopiować, powielać, odpisać, odwzorowywać) to tylko od prymusa, a nie od debila.
Wracam jednak do meritum. Ostatnio bardzo popularnym miejscem do „brifingowania” stał się ratuszowy dziedziniec. Stało się to po tym, jak na placu Wolności rozpoczęły regularną jazdę spychacze i ładowarki. Jakoś tak przed dwoma tygodniami dwóch radnych, jeden z powiatu, drugi z miasta, briefingowo wyartykułował swoje wątpliwości co planu zagospodarowania przestrzennego okolic fabryki z wielkimi kominami. Twierdzili, że oprócz ul. Pilskiej, powinna być druga droga, a to nie tylko na wypadek katastrofy związanej z brakiem przejazdu przez wiadukt. Po wybudowaniu dwupasmowej obwodnicy problem się rozwiąże, ale na „dzień dzisiejszy” jest zagrożenie. Trudno odmówić im racji. Powiedziałbym, troska bardzo chwalebna, zważywszy, że radni – określając to najdelikatniej jak tylko można – plany z reguły mają w głębokim poważaniu.
Przykłady widzimy na każdej sesji. Zwyczajowo wnioski o wprowadzenie zmian w planach napływają od właścicieli nieruchomości. Ten chce przesunąć granicę zabudowy, tamten powiększyć działkę, inny wejść na gminną drogę albo ją przeciąć, jeszcze inny zwiększyć ilość kondygnacji, rodzaj dachu, przeznaczenia terenu – wniosków i pomysłów dziesiątki. Zwyczajowo praktycznie wszystkie są realizowane. Dlaczego? Ponieważ władza chce pokazać, że jest „blisko obywatela” i na tę okoliczność gotowa jest nawet połknąć żabę. Wszystko po to, aby się przypodobać szczególnie obywatelowi wpływowemu lub majętnemu, co jest praktycznie tożsame.
Znam to od kuchni, ponieważ w moim pierwszym wcieleniu zawodowym, przez kilka dziesiątków lat zdarzało mi się być narzędziem w tego rodzaju zabiegach. Proceder ten kwitnie jak kraj długi i szeroki. A owszem, są takie kraje gdzie o każdej nawet najmniejszej zmianie, wypowiada się lokalna społeczność, ale nam do tego dalej niż do wiarygodności reklam bankowych.
Tak sobie nieprawomyślnie pomyślałem. Dlaczego tylko w tym przypadku radni tak krytycznie podchodzą do zmian? Dlaczego nikt się nawet nie zająknął w sprawie planu dotyczącego ul. Szczecińskiej (patrz ostatnia sesja RM). Teraz po jego uchwaleniu, właściciele przyległych do nieruchomości mogą tak znaczne powiększyć swoje działek, że praktycznie z tereny parkowe w tym miejscu zawężą się do szerokości nadbrzeżnej ścieżki rowerowo-spacerowej. Dlaczego w tej kwestii nikt nie protestował, nikt nie miał żadnych uwag. Ba, na dowód etyczności swego postepowania, dwóch radnych zdecydowało się na wyłączenie z głosowania. Swego czasu ci sami radni protestowali, żądając przejścia wzdłuż jeziora w Trzesiece. Nie wiem, czy dlatego, że nigdy tam takowego nie było, a może dlatego, że mieszka tam burmistrz i chciano mu zrobić wbrew? W tym przypadku anektowanie parku na rzecz właścicieli przyległych nieruchomości aprobują. I gdzie tu logika i sens? Chyba, że jeziorny brzeg wzdłuż ul. Szczecińskiej ma się upodobnić do tego z Trzesieki. W razie czego będzie o czym gadać na briefingach.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się 14.04 w tygodniku Temat
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
To mi przypomina trochę Grahama Mastertona: Mamy Wolność, każdy robi co chce, każdy gra we własną grę. W tym przypadku Masterton jest o niebo lepszy. Dokłada jeszcze porcję erotyki i porady analogiczne.
W naszym mikrokosmosie władza, radni, działacze społeczni, a także wszystkim tym, którym zależy na natychmiastowym rozgłosie, zwyczajowo urządzają tzw. briefing czytaj: W zasadzie za, ale i przeciw No tak, tylko że przy takiej ilości Mieszkańców, jaka jest w SZCZECINKU, to działa jak płachta na byka. To jest taka licha forma niesienia barwnej informacji. Taki wyczyn subtelności i czegoś tam jeszcze... W moim odczuciu to jest dobre dla internautów (bo ja jestem internautą...) ale większej klasy biznesu to nie ziębi i nie grzeje. To jest taka gminna współpraca. Jako przykład podam Sulejów, w którym Radni Miasta wynajęli Krzykacza, który na Starówce Miasta wykrzykuje zlecone mu treści radnych. Wtedy to jest z korzyścią dla Miasta. http://www.youtube.com/watch?v=Rv_4H_e5PI0