
Straż Miejska w Szczecinku swoją działalność rozpoczęła w kwietniu 1992 roku, powstając dużo wcześniej niż rozwiązania legislacyjne. Ustawa ujrzała światło dzienne dopiero 29 sierpnia 1997. Od tamtej pory dzień jest celebrowany jako Dzień Strażnika Gminnego i Miejskiego.
Obecnie, szczecinecka Straż Miejska to zespół 24 strażników, 15 operatorów monitoringu wizyjnego i trzech pracowników cywilnych.
Pierwszym komendantem i zarazem organizatorem został Andrzej Czyrniański - oficer WP. Cztery lata później jego stanowisko powierzono Janowi Mrozińskiemu. J. Mroziński w tym czasie pracował w SM od trzech lat jako strażnik. Swój urząd sprawował do 1 grudnia 2003 r., kiedy to został zastąpiony przez Grzegorza Grondysa.
- W straży początkowo miałem pracować tylko przez trzy miesiące, bo brakowało ludzi do pracy w tzw. służbie gospodarczej, ale w pewnym momencie zielone światło zgasło i zapaliło się światło czerwone — i zaczęły się problemy
- wspomina były komendant Jan Mroziński w archiwalnej rozmowie z Tematem w roku 2017. - W ten sposób zostałem strażnikiem. Jako nowi strażnicy przeszliśmy odpowiednie przeszkolenie. Pierwsze trzy lata pracowałem w patrolach, jeździłem też samochodem. Miałem wtedy prawie czterdziestkę, kiedy odchodzący komendant Czyrniański zaproponował mi objęcie jego stanowiska. Byłem pełen wątpliwości, ale burmistrz Goliński zachęcił mnie, mówiąc: spróbuj.
- mówił komendant.
- Ówczesna siedziba Straży Miejskiej znajdowała się przy ulicy Wiejskiej. Zatrudnialiśmy wtedy 21 osób. Dysponowaliśmy pięcioma pokojami, ciasną dyżurką, stromymi schodami i wspólną szatnią. Któregoś roku wiceburmistrz Jan Janczewski rozważał przeniesienie naszej siedziby na ulicę Kosińskiego, ale ostatecznie pomysł ten nie został zrealizowany.
Początkowo mówiło się o nazwie "policja municypalna". Zapytałem znajomego milicjanta (wówczas jeszcze nie było policji) o jego opinię na ten temat. Odparł, że "to będą tacy, którzy do wszystkiego będą się przypieprzać".
- W tamtym czasie nosiliśmy inne niż dzisiaj mundury. Mieliśmy sześciokątne czapki, takie na wzór amerykańskich policjantów. Wyglądaliśmy zupełnie jak szeryfowie. Kiedy podejmowaliśmy jakieś działania, kierowcy początkowo byli zdezorientowani. Nie wiedzieli, z kim mają do czynienia
- mówił J. Mroziński.
Od samego początku istnienia straży do swojej dyspozycji otrzymali białego koloru poloneza. Z przodu, na pokrywie silnika, widniał napis "policja municypalna". Jak to określono w ustawie: "straż miejska jest umundurowaną formacją w celu wykonywania czynności administracyjno-porządkowych". Pierwsze patrole na ulicach Szczecinka pojawiły się w kwietniu 1992 roku. Strażnicy pracowali na dwie zmiany od 7:00 do 22:00.
Zdjęcie: rok 2002
Początki straży miejskiej. Ciężko.
W tamtych czasach "miejscy" zajmowali się głównie zakładaniem niesfornym kierowcom blokad na koła. Stosowaliśmy takie blokady tam, gdzie kierowcy stawiali swoje pojazdy w miejscach niedozwolonych. Blokady były stosowane bardzo często. Pamiętam, że jedna z nich została nawet nam ukradziona. Po prostu kierowca zdjął blokadę, spuścił powietrze z koła i wrzucił ją do jeziora. Dysponowaliśmy w sumie czterema blokadami. Miały prostą konstrukcję i nie było kłopotu z ich założeniem. Wszystkie woziliśmy polonezem. Za mojej kadencji nie było jeszcze fotoradarów. Zresztą, o fotoradary nie prosiliśmy. Właśnie z ich powodu mamy teraz taką opinię. Owszem, część straży poszła na całego, zajmując się tylko tym.
- Z czasem przyzwyczailiśmy kierowców do tego, żeby w miejscach niedozwolonych już nie parkowali. Zarzucano nam, szczególnie na sesjach Rady Miasta, że bardziej zajmujemy się ruchem drogowym niż porządkami. Jeśli chodzi o sprawy porządkowe, to w tym zakresie były różne uchwały. Jedna z nich mówiła o zakazie spożywania alkoholu w granicach 40 metrów od sklepów, szkół i budynków użyteczności publicznej. Zdarzało się, że podczas interwencji odległość mierzyliśmy krokami. Ostatecznie zakończyło się to tym, że wprowadzono zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych.
Rowery i skutery
- Już w drugim czy trzecim roku zaproponowałem, aby strażnicy mogli do patrolowania wykorzystywać rowery. Burmistrz na to przystał. Stwierdził nawet, że dzięki temu będą mieli dobrą kondycję fizyczną, a poza tym rowerem wszędzie można dojechać. Kupiliśmy w sumie cztery rowery.
- Początkowo mieszkańcy do nas podchodzili z rezerwą, ale z biegiem czasu to się zmieniło. Do tej pory różnie z tym bywa. Kiedy zobaczyli, że jesteśmy w stanie w czymś pomóc, że prawidłowo podejmujemy interwencje, część mieszkańców nas zaakceptowała.
W tamtym czasie do obowiązków należało m.in. odławianie psów. Schroniska w Szczecinku jeszcze nie było. Miasto miało podpisaną umowę ze schroniskiem w Czarnkowie. Za odławianie psów były do nas ciągłe pretensje. Z drugiej strony pretensje były też za to, że psy się wałęsają po ulicy, a my nic z tym nie robimy.
Miasto bez żebraków
Po raz pierwszy głośno zrobiło się o szczecineckich strażnikach na całą Polskę w związku z usuwaniem z miasta żebrzących Rumunów.
- Ładowaliśmy ich do samochodu i odwoziliśmy na dworzec kolejowy. Dogadywaliśmy się z kolejarzami, i w ten sposób ich się pozbywaliśmy - opowiada J. Mroziński.
Ta metoda wywołała mieszane reakcje. Z jednej strony otrzymywałem wiele telefonów od stacji radiowych i gazet z pytaniami o humanitarne traktowanie Rumunów. Z drugiej strony, część mieszkańców akceptowała ich działania. J. Mroziński wspomina, że inni komendanci pytali go, jak radzą sobie z problemem żebrzących Rumunów, ponieważ w innych miastach było ich pełno.
Niestety, z tego dwóch strażników stanęło przed sądem z powodu nadużycia władzy. Podczas lokalnej wizji okazało się, że jeden ze strażników wziął łapówkę. Obaj zostali zwolnieni z pracy, a jeden z nich został skazany na pół roku więzienia.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Jeden komendant zostanie zapamiętany jako ten o którym pracownicy nie powiedzą dobrego słowa.