
Fajnie jest jak człek ma szczęście, ale jeszcze fajniej jest mieć szczęście w nieszczęściu! A jeśli jeszcze ma się to szczęście, że na dręczące pytanie odpowiedź się znajdzie, to wtedy fajnie jest bardzo, a może nawet jeszcze bardziej. Detalicznie rzecz biorąc i po kolei to było tak...
Od dłuższego czasu w swą siwą głowę zachodziłem szukając odpowiedzi na proste z pozoru pytanie: Czy mieszkam w miasteczku, czy też może w mieście? Od tygodnia za sprawą naszych ulic, zwłaszcza jednej z nich (na dokładę niewielkiej) już wiem i powiem tak: Miasteczkiem owszem gród nasz był, gdy po uliczkach brukowanych spacerowały krowy, a samochody osobowe budziły sensację i można je było policzyć, jeśli kto do dziesięciu zliczyć potrafił. Pojazdów ciężarowych było ciut więcej, głównie za sprawą stacjonującej u nas armii radzieckiej (sławne zis – piać co to z góry jechać, a pod górę pchać). Jedynie w święto dyszla, czyli w dni targowe na ulicach panował wzmożony ruch pojazdów dwuśladowych ekologicznych, bo napędzanych owsem.
A o takim czymś jak ronda, parkingi, nie słyszał nikt nie wyłączając milicjantów (ówcześni policjanci), że o funkcjonariuszach ORMO (ówczesna ważna formacja milicji), już nie wspomnę. Dzisiaj natomiast mamy całkiem inszą inszość! Bruk ino historyczny, a po asfaltowych nawierzchniach pomyka auto za autem, poganiane kolejnym pojazdem. Wszędzie i o każdej niemal porze ruch taki, jak na porządne miasto przystało i uważać bardzo trza, co by do jakowegoś nieszczęśliwego zdarzenia nie doszło.
No i tydzień temu o godzinie 14 minut 15 całkiem niewiele do szczęścia mnie brakowało, bo jakieś dwadzieścia metrów z niewielkim hakiem, gdy jadąc niewielką uliczką na rondo bym wjechał i nieszczęścia uniknął. Niestety nie dojechałem, gdyż i ponieważ w pojazd mój poruszający się w zgodzie z przepisami ruchu drogowego, wjechał inszy pojazd z przepisami będący na bakier. Huknęło, a mnie w oczach pociemniało z powodów dwóch. Po pierwsze wiedziałem, że użerać się za moment z sprawcą zdarzenia będę musiał, a po drugie droga przez mękę mnie czeka, czyli rozmowa z firmą ubezpieczeniową.
Och w jakże mylnym byłem błędzie, bo sprawca nie dość, że nie uciekł z miejsca zdarzenia to z miną skruszoną przeprosił, że drzwi mi rozpirzył to na dokładkę długopisem służył przy spisywaniu opisu zdarzenia, w którym do winy się przyznał własnoręcznym podpisem. O godzinie 15 byłem już w pieleszach domowych i z duszą na ramieniu zadzwoniłem na infolinię firmy ubezpieczeniowej i... Bardzo uprzejmie zgłoszenie przyjęto zapewniając mnie, że likwidator szkód odwiedzi mnie za trzy dni. Ku memu zdziwieniu o godzinie 15 minut 45 otrzymałem esemesa, że przyjazd likwidatora nastąpi już w dniu jutrzejszym. Po dziesięciu minutach odezwał się mój samsung, znaczy się telefon, dzwoni do mnie likwidator i pyta, czy może złożyć mi wizytę w celu likwidacji szkody. O godzinie 16 minut 10 ÓW puka do mych drzwi, nie chce kawy ani herbaty, błyskawicznie fotografuje dokumenty i przeprowadza oględziny pojazdu zapewniając mnie, że drogą mejlową jeszcze w dniu dzisiejszym dostarczy mi kosztorys likwidacji szkody. Podziękowałem i aż dziw mnie wziął taki, że cud, iż nie oniemiałem i w słup soli się nie zamieniłem! Dodatkowo, tego samego jeszcze dnia o godzinie 22 minut 20, słowo stało się ciałem i kosztorys na mejla otrzymałem...
...I pomyśleć, że wystarczyło osiem godzin i minut pięć żeby dowiedzieć się ile szczęścia mieści się w nieszczęściu, albo o tym, że nasza miejscowość to nie miasteczko ino miasto.
Maciej Gaca
felieton ukazał się 6 kwietnia w tygodniku Temat
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Caly powyzszy tekst jest z pewnoscia opisem autentycznego zdarzenia, tylko... jednoczesnie stanowi przypadek zmylenia czujnosci PT Redaktora Prowadzacego ( ktory pewnie mial ostatnio ciezkie dni ), bo to po prostu sympatyczna, choc nieco zawoalowana reklama firmy ubezpieczniowej (!). Redakcji ucieklo troche grosza za zamieszczenie reklamy, a do firmy przyjdzie pewnie wkrotce paru klientow, zacheconych zgrabnym tekstem. Nazwa firmy - to prawda - nie zostala wymieniona, lecz utrata przychodu z powodu przegapionej okazji powinna sklonic do zastanowienia... Panu Redaktorowi Prowadzacemu zycze zdrowia !