
Te dwa stare zdjęcia, jedno z 1976 roku drugie zrobione rok później, z rozsypującymi się ze starości kamieniczkami, to jedyna pamiątka po nieistniejącym już od dawna świecie. Świat magiczny i zarazem ekscytujący swoją tajemniczością. Świat, który jak te dalekie od technicznej poprawności zdjęcia, staje się coraz bardziej nieostry i nierzeczywisty. To, co zostało po nim w niczym nie przypomina, tej wcale nie tak odległej przeszłości. Właśnie przed chwilą pojawiła się ekipa panów w niebieskich kufajkach z beretami na głowie. Razem z nimi zajechał traktor z przyczepą załadowaną płotkami z żerdzi. Po kilku godzinach narożna kamieniczka pod „dwudziestką” od strony ul. Podgórnej była już wygrodzona. Można było rozpocząć prace rozbiórkowe.
Dom z mieszkaniem na piętrze i sklepem został już opróżniony kilka miesięcy temu. Zaczęto tradycyjnie od zdejmowania dachówek. Spadały z wysokości dachu wprost na bruk rozbijając się z trzaskiem. Dachówki są już nikomu niepotrzebne. Teraz robi się tylko płaskie dachy i tu konieczna jedynie jest papa i lepik.
Stare okna z trudem dawały się wysadzić z zarośniętych kurzem ościeży. Potem przyszedł czas na deski podłogowe – te doskonale się nadają do pieca. Trzeba się solidnie napracować, aby je usunąć. Potem jeszcze wyrzucić przez puste już okienne oczodoły razem z belkami stropowymi.
Nad starą kamienicą unosi się pył z polepy. Cegłę ze ścian bardzo łatwo wyjąć, ale też nie zawsze jest ku temu czas. Ekipa się śpieszy. Zostały jeszcze tylko piwniczne ściany, ale akurat te poczekają do przyjazdu koparki. Wtedy rozpocznie się budowa betonowego pawilonu. Będzie w nowym stylu. To nawet nie ma znaczenia, że nijak nie pasuje do historycznych uliczek. To symbol nowych czasów. Wiekowa kamieniczka - to tylko rudera. Tego rodzaju pamiątki przeszłości powinny odejść tam, gdzie ich miejsce – na śmietnik historii. Mieszkańcy marzą o balkonach z kwiatami, słonecznych mieszkaniach i wielkich szybach wystawowych.
Tymczasem można już rozpocząć wyburzanie sąsiednich domów. Za rok o tej porze, kiedy już ul. 9 Maja stanie się asfaltowym deptakiem, po pierzei od Szczecineckiego Ośrodka Kultury do skrzyżowania z ul. Podgórną, zostanie tylko pusty plac.
Na podstawie urzędowych sprawozdań wiemy, że pod czternastką (pierwsza po lewej stronie) po wojnie w polskim już Szczecinku, w miejsce sklepu z napisem Konfitüren Kaffee Max Mann – Tee (wcześniej mieścił się w tym miejscu manufaktura Wilhelma Manna produkująca sznury i powrozy), pojawiła się kawiarnia „Tawerna”. Wiadomo też, że kawiarenka cieszyła się niebywałą popularnością pośród licealistów. Jej żywot był równie krótki, jak dziesiątki innych, prywatnych lokali gastronomicznych i sklepów.
Już po sfałszowanych przez komunistów wyborach (19 stycznia 1947 roku), zaczęto wydawać ustawy, których zadaniem była eliminacja odradzającego się, prywatnego handlu. Bezpardonowa walka rozpoczęła się od wymierzania wysokich podatków i tzw. domiarów. Z czasem nazwano to „bitwą o handel”.
Jeszcze w tym samym roku nastąpiła masowa likwidacja nie tylko sklepów, ale także różnego rodzaju lokali gastronomicznych. W mieście pojawiło się m.in. PSS „Społem”, Spółdzielnia „Samopomoc Chłopska” oraz Spółdzielnia „Robotnik”.
Czy już wtedy „Tawerna” przeobraziła się w sklep obuwniczy – „Sportbut”? W sąsiedniej, dwupiętrowej kamienicy, za niezwykle wąską fasadą „od zawsze” był sklep z tekstyliami. Z czasem, na szybie wystawowej pojawił się napis „Polski len”. Owszem, na półkach i ladach lniane tkaniny były, ale przeważały te odzieżowe, bawełniane, a potem z bistoru, torlenu, elany itp.
Ponad rozwiniętymi letnią porą markizami - dwa szerokie wystawowe okna. Wprawdzie do połowy wysokości szyby zamalowane na biało, ale z poziomu ulicy widać lampę – nieodzowny atrybut gabinetu dentystycznego. Całe piętro (chyba nawet te z sąsiedniej posesji pod „osiemnastką”) zajmuje Spółdzielnia Lekarska. Wejście prowadzi od strony ul. Podgórnej.
Zawiasy świadczą, że tutaj były kiedyś drzwi. Ciemny i wąski korytarzyk wiedzie do schodów. Przez zabrudzone i nigdy nie myte okna, widać miniaturowe podwórko, obramowane przeżartymi wilgocią murami z czarno-szarymi liszajami. Pod urwaną rynną, stoi przepełniona wodą drewniana beczka. Obok sterta jakiś rupieci i nisko przesklepione wejście do piwnicy w oficynie.
Tutaj słońce nigdy nie dociera. Panuje wieczny półmrok przesiąknięty ostrym zapachem wilgoci, kurzu, mokrego drewna i uryny. Mdłe światło, z oplecioną czarną pajęczą siecią żarówki wskazuje drogę. Na piętrze obszerna poczekalnia ze stojącą pod ścianą białą, drewnianą ławką. Na samym środku posadzki duży prostokąt z luksferów.
Poprzez zielone szkło widać to, co się dzieje piętro niżej w sklepie z tekstyliami.
Tylko tyle zostało w mojej pamięci po tym tajemniczym zakątku mojego miasta.
Jerzy Gasiul
artykuł ukazał się w Temacie Szczecineckim, jedynej gazecie lokalnej wydawanej w Szczecinku. Mamy już 30 lat!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie